[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bie olśniewająco białymi zębami. - Mogę zobaczyć pani prawo
jazdy?
107
Trzęsącymi się rękami sięgnęła po torebkę. Przez chwilę
przetrząsała jej zawartość, udając, że szuka portfela. Kiedy już
nawet ostatni kretyn by się domyślił, że nie znajdzie szukanego
dokumentu, podniosła głowę i spojrzała na policjanta.
- O mój Boże. - Własny głos wydawał się jej sztuczny
i nieprzekonujÄ…cy, ale brnęła dalej. - Chyba zostawiÅ‚am w do­
mu portfel.
Policjant wyprostował się, wyjął długopis i zaczął się bawić
przyciskiem. Laura domyśliła się, że się zastanawia, co z nią
zrobić. Wendy coś do niej wyszeptała, ale Laura tylko strzeliła
palcami, w ten sposób nakazujÄ…c jej milczenie, ponieważ po­
licjant właśnie podjął decyzję.
- A gdzie pani mieszka? - zapytał beztrosko.
Laura trochę się odprężyła. Już zrozumiała, że nazwisko
Fortune wiele w miasteczku znaczy i tym razem zamierzała
się nim posłużyć bez żadnych skrupułów.
- To sÄ… dzieci pana Adama Fortune'a. Ja jestem ich opie­
kunkÄ… i mieszkam z nimi.
Nazwisko podziałało jak zaklęcie. Policjant uniósł brwi
i gwizdnÄ…Å‚ cicho.
- Ach, tak. Rozumiem, że pan Fortune może to potwier­
dzić?
- Oczywiście.
- W takim razie proszę mi podać swoje imię i nazwisko.
Wiedziała, że nie ma wyjścia.
- Laura Beaumont.
Policjant starannie zapisał nazwisko w notesie.
- A jak mogę się skontaktować z panem Fortune?
Podała mu numery telefonów do domu i biura. Policjant
schował długopis i ku jej zaskoczeniu wyciągnął do niej dłoń.
108
- Jestem Raymond Cooper. Miło mi panią poznać, panno
Beaumont. Panno, nie mylÄ™ siÄ™?
Uścisnęli sobie ręce.
- Tak, jestem pannÄ….
Błysnęły białe zęby.
- Doskonale. A wiÄ™c, panno Beaumont, proszÄ™ je­
chać ostrożniej. Bardzo bym nie chciaÅ‚, żeby miaÅ‚a pani wy­
padek.
- Oczywiście. Dziękuję.
Znów wsunął głowę do samochodu.
- A wy troje... - Spojrzał srogo na dzieci. - Zachowujcie
się grzecznie i nie róbcie kłopotu waszej ślicznej opiekunce.
Nie można tak siÄ™ wygÅ‚upiać w samochodzie, to bardzo nie­
bezpieczne. Macie siedzieć spokojnie i mieć zapiÄ™te pasy. Zro­
zumiano?
Trzy gÅ‚owy potaknęły jednoczeÅ›nie. Raymond Cooper cof­
nął się i szeroko uśmiechnął do Laury.
- %7łyczę miłego dnia - powiedział, prostując się.
ZauważyÅ‚a, że jest bardzo wysoki i przystojny. Kiedy od­
chodził, ogarnęło ją uczucie ulgi i po raz pierwszy uśmiechnęła
się do niego szczerze. Jednak dopiero kiedy odjechał, zaczęła
oddychać normalnie. CzuÅ‚a, że szczęście jej dopisaÅ‚o i do gÅ‚o­
wy jej nawet nie przyszło, że być może to tylko chwilowe
odroczenie wyroku.
Robbie klęczał na krześle i w skupieniu ustawiał talerze
na stole. Kiedy skoÅ„czyÅ‚, z radoÅ›ci aż klasnÄ…Å‚ w rÄ™ce i wy­
czekująco spojrzał na Laurę. Natychmiast go pochwaliła.
- Bardzo dobrze, Robbie. Teraz serweta. - PodaÅ‚a mu zÅ‚o­
żoną w prostokąt lnianą serwetkę i uniosła brwi, kiedy położył
109
ją po lewej stronie talerza. Zrozumiał, co chce mu przekazać
i szybko przełożył serwetę na prawo.
- Telaz moja kolej - odezwał się Ryan. Zciskał w dłoni
nóż, widelec i łyżkę. Robbie pokazał bratu język, ale ustąpił
mu miejsce przy stole. Laura wzięła od malca sztućce i za­
czekaÅ‚a, aż wejdzie na krzesÅ‚o. Najpierw podaÅ‚a mu nóż i po­
instruowała:
- Ostrzem w stronę talerza, skarbie. O tak. Teraz połóż
łyżkę.
W tej samej chwili dobiegł ją odgłos kroków. W progu
jadalni stanÄ…Å‚ Adam i oparÅ‚ siÄ™ o framugÄ™ drzwi. RozluzniÅ‚ kra­
wat, zdjął marynarkę i zaczął podwijać rękawy koszuli.
- Witaj, kochana rodzinko - powiedział, zerkając na Laurę,
która natychmiast się zaczerwieniła.
- Ceść, tato! - zawołał Ryan. - Laulo, daj mi łyżkę!
Laura oprzytomniała i szybkim ruchem podała dziecku
Å‚yżkÄ™. Malec poÅ‚ożyÅ‚ jÄ… po niewÅ‚aÅ›ciwej stronie talerza i siÄ™g­
nął po widelec. Podała mu go, nie bardzo kontrolując to, co
robi.
- Uczymy się nakrywać do stołu - z dumą powiadomiła
ojca Wendy i przycisnęła do siebie szklankę z wodą.
- Domyśliłem się - odparł ze śmiechem Adam. - Zwietnie
wam to idzie.
- Ja dostałam najważniejsze zadanie - oznajmiła Wendy.
- Wcale nie! - zaprotestowaÅ‚ Robbie. - Ja rozÅ‚ożyÅ‚em ta­
lerze i serwetki.
- A ja łyżki, noże i widelce - z dumą dodał Ryan.
Adam roześmiał się, a Laura wyciągnęła rękę do Wendy.
- Potrzebna nam jeszcze jedna szklanka wody.
Wendy podbiegła do ojca.
110
- Widzisz, tato? Doskonale nakryty stół, a na obiad do­
skonałe kotlety Beverly. Tak powiedziała Laura.
Adam chwycił córkę na ręce i mocno uścisnął, ale zerknął
przy tym na LaurÄ™. MiaÅ‚a nieodparte wrażenie, że w jego spoj­
rzeniu coś się kryje. Postawił córkę na podłodze, podszedł do
chłopców i ucałował ich na powitanie.
- Byliście dzisiaj grzeczni? - zapytał, patrząc im w oczy.
Blizniacy z zapaÅ‚em skinÄ™li gÅ‚owami, ale Adam z powÄ…tpie­
waniem uniósÅ‚ brwi. - SÅ‚yszaÅ‚em coÅ› innego. - ZapadÅ‚a mar­
twa cisza. - Sierżant Cooper powiedział mi, że rozrabialiście [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl