[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie przesadzasz przypadkiem? - wytknął, unosząc brwi ze zdziwienia.
- Prawdę mówiąc, wcześniej nie spostrzegłam jakichś poważnych zmian w sylwet-
ce, ale już musiały zajść, skoro zle się czułam w sukienkach.
- Chętnie bym cię dokładniej obejrzał, ale najpierw musiałbym cię rozebrać. Zo-
stało nam jeszcze pół godziny.
R
L
T
- Chyba żartujesz - wykrztusiła, czerwona z zakłopotania.
- Wręcz przeciwnie. Nie wyobrażam sobie milszego zajęcia.
Gdy napotkała jego spojrzenie, stanęła jej przed oczami wyrazista wizja wspania-
łej, nagiej sylwetki. Wyobraziła sobie, że powoli, sztuka po sztuce, zdejmuje z niej ubra-
nie, nie wśród żartów i śmiechu, jak to czasami czynił, lecz po cichu, z namaszczeniem.
Choć stał tuż przy niej, tęskniła do bólu za dotykiem jego dłoni.
- Adamie! - wyszeptała wśród przyspieszonych oddechów. - Jeżeli myślisz o tym
co ja, nie zdążyłabym dojść do siebie przed tą oficjalną kolacją.
Zapadła cisza, naładowana erotycznym napięciem. Potem Adam roześmiał się i
wyciągnął ku niej rękę.
- Choć do mnie.
Po chwili wahania spełniła jego prośbę, choć nie wiedziała, co zamierza.
- Nie będę cię wystawiać na próbę, ale czy mógłbym umówić się z tobą na rozbie-
raną randkę po kolacji? - zapytał.
- Nie potrafię ci się oprzeć - odparła ze śmiechem.
Bridget odniosła towarzyski sukces. Nie onieśmieliła jej obecność ponad pięćdzie-
sięciu gości. Wysłuchała wielu komplementów, bez wątpienia szczerych, przeważnie
wypowiadanych łamaną angielszczyzną. Nikt nie okazał zdziwienia, że Adam Beaumont
nagle zyskał narzeczoną, być może dlatego, że zagraniczni goście nie znali jego osobistej
sytuacji.
Wróciła do hotelu zadowolona i odprężona. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak
bardzo się denerwowała przed pierwszym publicznym wystąpieniem.
Adam nalał sobie kieliszek trunku, a dla niej zamówił filiżankę czarnej herbaty. Po
jej wypiciu ziewnęła demonstracyjnie.
- Najwyższa pora wracać do siebie - oznajmiła.
Adam posłał jej pytające spojrzenie.
- Dlaczego nie chcesz u mnie zostać? Przecież jesteśmy zaręczeni.
- Wiem, ale nie wzięłam nic na zmianę. Musiałabym rano wracać do domu w wie-
czorowym stroju. Ktoś mógłby mnie zobaczyć.
- W takim razie wyślę kogoś po ubranie.
R
L
T
- Kogo? Trenta? O nie, wielkie dzięki.
Adam westchnął ciężko, wyraznie zniecierpliwiony.
- Gdybyś przeprowadziła się do mnie albo przestała zwlekać i wreszcie za mnie
wyszła, nie dochodziłoby do tak niezręcznych sytuacji - wypomniał z urazą. - Zresztą coś
mi obiecałaś.
- Możemy jechać do mnie - zaproponowała z rumieńcem na policzkach.
- Przestań wydziwiać. Jest pierwsza w nocy, a mieszkasz w innej części miasta.
Wzięła srebrną torebkę i wstała.
- W takim razie wracam sama! I nie rób ze mnie grymaśnicy, bo wcale nie kapry-
szę i nie jestem pewna, czy chcę za ciebie wyjść! - dodała, ruszając ku drzwiom.
Nim zdołała do nich dojść, Adam doskoczył do niej i zamknął ją w objęciach.
- Nie przypuszczałem, że taka z ciebie purytanka, choć powinienem przewidzieć,
że masz charakterek! - skomentował z przekąsem. - Prawdę mówiąc, nie rozumiem,
czemu zaczęłaś nagle przykładać aż tak wielką wagę do swego wizerunku...
Gdyby w tym momencie nie przerwał i nie złapał jej za rękę, spoliczkowałaby go.
- Wytłumaczę ci - wycedziła przez zaciśnięte zęby. - Wychodząc rano z hotelu na
wysokich obcasach i w błyszczącym ubraniu, wyglądałabym wulgarnie, jak panienka z
agencji towarzyskiej po wykonaniu zlecenia - dodała z naciskiem. - Puść mnie. Straciłam
ochotę na figle.
- A ja nie. Co byś powiedziała, gdybym jutro rano zadzwonił do butiku na parterze
i poprosił, żeby przyniesiono ci zestaw ubrań do wyboru?
- Tak... Nie! Sama nie wiem. Przykro mi, że nie wziąłeś pod uwagę moich uczuć
i...
Adam nie dał jej dokończyć. Zamknął jej usta głębokim, namiętnym pocałunkiem.
Walczyła przez chwilę, ale przegrała. Gdy odchylił głowę tylko po to, żeby ją przeprosić,
rozbroił ją do reszty. Mimo złowieszczego błysku w oczach prawie natychmiast zmiękła
w jego ramionach.
- Chyba niepotrzebnie wszczęłam kłótnię, zważywszy na to, że i tak wyjdę od cie-
bie rano - przyznała pózniej, gdy leżała obok niego po cudownych, miłosnych przeży-
R
L
T
ciach. - Będzie mi wstyd, jeśli spotkam kogoś ze znajomych, chociaż w dżinsach i swe-
trze nie będę już wyglądać tak głupio.
Adam pocałował ją w nagie ramię.
- Teraz, kiedy wyjaśniłaś, w czym rzecz, rozumiem twoje obiekcje. Ale jeśli wyj-
dziesz trochę pózniej, nie wzbudzisz niczyich podejrzeń - tłumaczył cierpliwie. -
Zwłaszcza że obiecałem sprawdzić, czy widać jakieś zmiany, choć moim zdaniem wcale
nie przytyłaś.
Z początku spokojnie znosiła proponowane  oględziny", lecz kiedy zaczął badać
jej piersi, musiała zaczerpnąć kilka głębszych oddechów, żeby zachować panowanie nad
sobą.
- Sutki troszeczkę pociemniały - orzekł Adam - Poza tym nie widzę żadnej różnicy.
- To jeszcze wczesny okres ciąży - przypomniała.
- Ale czas szybko leci.
Bridget wstrzymała oddech, pewna, że zaraz zacznie naciskać na ustalenie daty
ślubu, ale nic takiego nie nastąpiło. Zamiast tego przyciągnął ją bliżej i pocałował w
czubek głowy. A potem pieścił ją tak czule, że sama przestała rozumieć, czemu zwleka z
zalegalizowaniem związku.
Bo to jedyna decyzja, na którą mam jakikolwiek wpływ, a nie chcę mu we wszyst-
kim ulegać, odpowiedziała sama sobie.
Następne dni przemknęły jak z bicza strzelił. Często jadali w lokalach. Pewnego
dnia Adam zaprosił ją na lunch do przepięknej restauracji w ogrodzie na Mount Tambo-
urine. Zabrał ją też na jeden z placów budowy. Kazał jej włożyć kask i odblaskowy zie-
lony kombinezon i zawiózł windą na szczyt nowo budowanego budynku. Zaparło jej
dech, zarówno na widok wspaniałej panoramy, jak i z wrażenia, jakie na niej zrobiły jego
zawodowe sukcesy.
Mimo to zdołała odnieść kolejne małe zwycięstwo nad potężnym Adamem Beau-
montem. Ponieważ nie uległa namowom i nie przeprowadziła się do niego, przeniósł
trochę rzeczy do jej mieszkania. Nadal jednak spędzał niektóre noce w swoim hotelu.
R
L
T
Gdy u niej spał, nigdy nie kładł się przed północą, choć zawsze wstawał przed szó- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl