[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Clarence'a stały się bardzo modne i nawet w najlepszym towarzystwie
uczęszczanie do nich uchodziło za rzecz w dobrym tonie. Kiedy zniesiono
prohibicję, Neily był już prawdziwym bogaczem. Dawne spelunki zamienił w
legalne lokale, zaczął wydawać duże sumy na cele dobroczynne, a swoją
pozycję towarzyską umocnił dzięki ślubowi z dziewczyną z jednej z
najstarszych rodzin.
Starzec wzruszył ramionami i wstał.
- Potem wszystko jest już nudne. Państwo Neily stali się cnotliwymi
obywatelami. Wielki Kryzys udało im się przetrwać bez najmniejszego
uszczerbku w majątku. Co prawda syn Clarence'a, Findley, był pijakiem i
utracjuszem, ale żył zbyt krótko, żeby przehulać rodzinny majątek. Utonął,
kiedy Merriweather miał dwadzieścia lat. Syn okazał się niepodobny do
rodziciela; bardzo pomnożył bogactwo Neilych, ale patrzy też dalej niż na
koniec swojego nosa. Pewnie nie zgadłabyś, panienko, ale utrzymuje dwa
schroniska dla bezdomnych, a przed każdą gwiazdką wydaje tysiące dolarów na
zabawki dla biednych dzieci. Nie chce jednak, żeby pisano o tym w prasie, więc
nie piszemy. Nie wiem, może w ten sposób stara się jakoś naprawić grzechy
swoich przodków.
- Hm, to rzeczywiście człowiek o wielkim sercu -przytaknęła Bernadette,
której coraz trudniej było uwierzyć w słuszność podejrzeń Maxa.
Przez następną godzinę przeglądała jeszcze stare numery gazety, ale w
końcu dała sobie spokój.
Dziesiątki artykułów zgodnie potwierdzały, że Merriweather Neily był
człowiekiem bardzo wrażliwym na ludzkie krzywdy i udzielał innym hojnej
pomocy. Lubił co prawda akcentować swoją pozycję społeczną, to wydawało się
jednak nieszkodliwą słabostką.
W drodze powrotnej Bernadette wspominała Marthę Jude. Biedaczka,
najpewniej znudzona banalnym żywotem u boku ogrodnika, śniła o życiu
bardziej dramatycznym i fascynującym. Znacznie poważniej wyglądała sprawa
z Maxem. Cokolwiek mogła myśleć o nim jako adoratorze, zawsze przecież
uważała go za człowieka, na którego opinii o ludziach można polegać.
Tymczasem najwyrazniej uważał Merriweathera Neily'ego za kryminalistę.
Bernadette zaczęła podejrzewać, że jakaś czysto osobista uraza zaćmiła w tym
przypadku jasność sądu kolegi.
Nazajutrz musi z nim porozmawiać. Nie może pozwolić na to, by jakieś
zadawnione urazy zagroziły pozycji Maxa jako reportera. Pomógł jej, kiedy była
w potrzebie, teraz nadarzała się okazja do rewanżu.
- Zdaje się, że nie będę musiała odkładać tego do jutra - mruknęła, kiedy
zobaczyła samochód Maxa zaparkowany pod jej domem.
Zatrzymała auto na podjezdzie, wysiadła i zaczekała na Maxa, który biegł
w jej kierunku, wołając już z daleka:
- Gdzie się podziewałaś?
- Przejrzałam stare roczniki  Tribune". Przeczytałam wszystko o
Merriweatherze Neilym i wszystko, absolutnie wszystko wskazuje na to, że jest
dokładnie takim człowiekiem, za jakiego uchodzi. Nawet Herbert jest o nim jak
najlepszego zdania.
Max najchętniej przełożyłby ją przez kolano i dał kilka solidnych
klapsów. Opanował się jednak, ujął Bernadette za ramię i ciągnąc w kierunku
drzwi, mruknął przez zęby:
- Nie będziemy o tym rozmawiać na ulicy. Kiedy drzwi zamknęły się za
nimi, przemówił z ledwie hamowaną złością:
- Rozmawiałaś z Herbertem? Powiedziałaś mu, że interesujesz się
Neilym?
- Nie - odparła rozdrażniona. - Przecież ci przyrzekłam. Powiedziałam
mu, że chodzi mi po głowie artykuł o śmietance towarzyskiej St. Louis. Dobrze
wiesz, jaki to gaduła. Zaczął opowiadać mi różne historyjki, których, jak
powiedział, nie znajdę w żadnej gazecie.
- Powiedziałem ci, żebyś dała temu spokój -warknął Max. Bernadette
zmarszczyła brwi.
- Mam nadzieję, że nie uważasz Herberta za wtyczkę Merriweathera
Neily'ego w naszej gazecie.
- Nie - żachnął się Max, ale już w następnej chwili się zreflektował. -
Zresztą, czy ja wiem? Nikt nie wie, kto w tym mieście wysługuje się Neily'emu.
Bernadette nie mogła uwierzyć własnym uszom.
- Zastanów się przez chwilę nad tym, co mówisz. Czy te twoje
podejrzenia nie są aby wynikiem jakiejś prywatnej urazy?
Max spochmurniał.
- Dokładnie o to samo zapytałem brata na dwa dni przed jego śmiercią.
- Brata? - powtórzyła ze zdumieniem.
Max bił się z myślami. Jeśli powie Bernadette wszystko, co wie, narazi ją
na niebezpieczeństwo. Z drugiej strony, jeśli jej nie przekona, gotowa sama
napytać sobie biedy.
- Cholera! - zaklął w bezsilnej złości. Przeciągnął ręką po włosach i
zaczął: - Nikomu nie zdradziłem się z tym, co ci teraz powiem, i mam nadzieję,
że starczy ci rozsądku, żeby natychmiast o wszystkim zapomnieć. Chcę tylko,
żebyś przestała myśleć, że to jakaś osobista zemsta czy przywidzenia faceta,
który wszędzie dostrzega spisek.
- Możesz liczyć na moją dyskrecję - zapewniła Bernadette. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl