[ Pobierz całość w formacie PDF ]
osobistego podawania synowi leków.
- Czy w ogóle zacząłeś brać ten drugi lek? - zapytała
chłopca.
- Tak, wziÄ…Å‚em go dwa razy.
- Ale za to rzadziej brałeś tamten pierwszy?
- Tak.
- W takim razie teraz bierz oba, tylko w małych dawkach.
Leki jednak dotyczyły jedynie części problemu, tej, którą
można byÅ‚o rozwiÄ…zać przy pomocy farmakologii. Z resztÄ… ro¬
dzina Hasherów musiała albo poradzić sobie sama, albo przy
pomocy psychologa. Paula dała pani Hasher kilka wskazówek
i telefonów, pod którymi dyżurowali terapeuci, a kiedy Sam
- wyczerpany silnym atakiem - poszedł do toalety, spojrzała na
nią poważnie.
- Pani dzieci bardzo pragną, żeby pani rozstała się z mężem,
co jest dość niezwykłe, bo zwykle dzieci za wszelką cenę chcą
utrzymać rodziców razem. Oznacza to, że zachowanie ojca bar¬
dzo je rani. Sam nawet jest gotów...
72 JESZCZE ZAZWIECI SAOCCE
Pani Hasher przerwała jej.
- To, co przez chwilÄ… zobaczyÅ‚am, i czego siÄ™ dowiedzia¬
łam ... to dla mnie szok. Teraz będę musiała naprawdęcoś zrobić.
To znaczy, nie coś", tylko po prostu muszę się z nim rozstać.
Nie wiem, czy dzieci wiedzą, że to my będziemy musieli opuścić
nasz dom; będzie nam, oczywiście, bardzo ciężko, bo on na
pewno nie zechce płacić alimentów, ale trudno, musimy jakoś
dać sobie radę.
Widać było, że decyzja została podjęta.
Ta wizyta bardzo Paulę zmęczyła i po południu sama musiała
zażyć tabletkę od bólu głowy, żeby jakoś przeżyć do końca ten
dzieÅ„, mimo że miaÅ‚a również przyjemniejsze spotkania, pod¬
czas których z czystym sumieniem mogła powiedzieć: Jaki on
śliczny!", oraz: Gratuluję, naprawdę doskonale się rozwija!".
O piątej odetchnęła z ulgą; dzień pracy dobiegł szczęśliwie
końca i nawet fakt, że w czasie weekendu czeka ją pierwszy
dyżur telefoniczny, nie był w stanie zepsuć jej humoru. Zresztą
razem z nią pod telefonem" czuwała Mary Gibbons, młoda
lekarka, której miaÅ‚y przypaść lżejsze przypadki, nie wymaga¬
jące wielkiego doświadczenia. Najtrudniejsze i skomplikowane
sprawy kierowano bezpoÅ›rednio do szpitala. Weekend zapowia¬
dał się znośnie.
Gdy znowu na korytarzu spotkaÅ‚a Maxa, spróbowaÅ‚a opano¬
wać ogarniające ją mieszane uczucia. Próba wypadła żałośnie.
Max spojrzał na nią uważnie i położył jej dłoń na ramieniu.
- Posłuchaj, Paula, powiedz mi, ale szczerze. Czy ty się mnie
boisz? Przecież widzę, że. coś się z tobą dzieje.
Delikatnie pogłaskał ją po ramieniu i głęboko spojrzał
w oczy. Poczuła, jak pod wpływem jego wzroku miesza się
jeszcze bardziej. Nie wiedziała, co robić. Odsunąć jego rękę?
Powiedzieć coÅ›, co go powstrzyma? Jak sprawić, żeby nie za¬
chowywał się tak w miejscu pracy? Przecież to. . .
- Max... - zaczęła niepewnie.
- Zobacz - przerwał jej - zobacz, co się z tobą dzieje. Cała
JESZCZE ZAZWIECI SAOCCE 73
drżysz. Gdyby tak teraz zbadać ci puls... - Ujął jej nadgarstek
fachowym ruchem. - Tak, wali jak szalony. Paula, przepraszam
cię, że tak się wtedy zachowałem, ale byłem na ciebie wściekły.
- MiaÅ‚eÅ› racjÄ™ - powiedziaÅ‚a poÅ›piesznie. - To ja ciÄ™ prze¬
praszam, zachowałam się jak idiotka.
- Spróbuj mi powiedzieć, dlaczego tak zareagowałaś.
Napięcie między nimi było tak wielkie, a cała sytuacja tak
niezwykła, że Paula postanowiła przestać kłamać i kluczyć.
- Wszystko ci wytłumaczę, potrzebuję tylko trochę czasu...
- Dobrze, rozumiem. Wiem, że się rozwiodłaś z mężem.
- Tak, to prawda.
Przytaknęła i zrozumiaÅ‚a, że Max wÅ‚aÅ›nie dostarczyÅ‚ jej do¬
skonałej wymówki. Wcale nie musi mówić mu prawdy. Rozwód
to świetny pretekst. I Max tak właśnie to pojmował.
- To ciężkie przeżycie. Po takim doświadczeniu człowiek
potrzebuje czasu, żeby przyjść do siebie. Dlaczego od razu mi
nie powiedziałaś?
Poczuła, wyrzuty sumienia.
- Max, to nie to. . . Ja rozwiodłam się bardzo...
PrzerwaÅ‚o im nadejÅ›cie Briana; rzuciÅ‚ jakieÅ› zdanie w me¬
dycznym żargonie, który Paula nie od razu zrozumiała. Była
zbyt zdenerwowana i rozkojarzona. Dopiero po chwili dotarło
do niej, że Brian mówi o noworodku, o którym już jej wcześniej
wspominał/Dziecko przyszło na świat w niezbyt dobrej formie
i wymagało starannego przebadania. Paula z trudem skupiła się
na sprawach ściśle medycznych.
- Może to nic groznego - mówił Brian - ale trzeba uważać.
Dziecko urodziło się ze znaczną niedowagą, waży niecałe dwa
i pół kilo.. Ma bardzo niskie ciÅ›nienie. Rodzice usÅ‚yszeli rozmo¬
wę pielęgniarek i są bardzo zaniepokojeni, bo nie wiedzą, co to
hipotonia, a usłyszeli takie określenie i uważają, że to jakaś
grozna choroba. Trzeba będzie jakoś ich uspokoić.
- Co nie znaczy, że mamy uznać, że nie ma żadnego ryzyka
- powiedział Max, nagle poważniejąc. Nie miał kłopotu ze
74 JESZCZE ZAZWIECI SAOCCE
zmianÄ… tematu rozmowy; widać byÅ‚o, że natychmiast siÄ™ prze¬
stawił i całkowicie zaangażował w sprawę małego pacjenta.
Paula przeniosła wzrok na Briana.
- A ty co o tym myślisz? Jaka jest twoja wstępna diagnoza?
- Nie można wykluczyć syndromu Downa. - Brian zmarsz
czyÅ‚ brwi. - Na twarzy dziecka nie ma jeszcze wyraznych zna¬
mion choroby, ale nigdy nic nie wiadomo. Dlatego właśnie
chciałbym się skonsultować z jakimś drugim lekarzem, zanim
cokolwiek powiemy rodzicom. Jestem wściekły na pielęgnarki.
Jak można tak paplać! Już ja im dam hipotonię"! Powinny
uważać, co mówią.
- Zajmę się nim jutro z samego rana - przyrzekła mu Paula
i Brian ruszył dalej, głośno dopytując się, gdzie można znalezć
Susan Clifford, dyrektorkę szpitala, do której miał jakąś nie
cierpiącą zwłoki sprawę.
- Ten to ma wyczucie sytuacji... - szepnÄ…Å‚ Max. - ZresztÄ…
całe to miejsce jest niezbyt odpowiednie na takie rozmowy.
MówiÄ…c to, spojrzaÅ‚ znaczÄ…co na Kathy, poczÄ…tkujÄ…cÄ… pielÄ™g¬
niarkę, która właśnie weszła do kuchennej wnęki, obok której
stali, i układała coś w szafkach. Kathy opacznie zrozumiała jego
spojrzenie.
- Ten remont już niedługo potrwa, niech się pan nie martwi,
panie doktorze - pocieszyła go z uśmiechem.
Jakby na potwierdzenie jej słów, w drugim końcu korytarza
rozległ się przenikliwy wizg wiertarki elektrycznej.
Paula uśmiechnęła się lekko.
- Masz racjÄ™, to nie jest chyba najlepsze miejsce.
- Trochę powiercą i przestaną - wtrąciła Kathy. - Przecież
to nic takiego, pani doktor.
Kiedy wreszcie zostawiła ich samych, oboje się roześmiali.
Paula ostatecznie zrezygnowała z wyjaśniania Maxowi, kiedy
rozwiodła się z mężem, postanawiając tę sprawę odłożyć na
pózniej. Po chwili jednak przyszła refleksja: cóż to zmieni?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]