[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dotknęła włosów Coopa, zanim wyjęła syna z jego objęć. Keenan zadr\ał, po czym przytulił
się do niej.
- Mama.
- Tak, skarbie - szepnęła. Niosąc go, poczuła zapach mę\czyzny zmieszany z
zapachem chłopca.
- Przyszły potwory, ale je odstraszyliśmy.
- No jasne.
- Coop powiedział, \e burza to fajerwerki. Lubię fajerwerki.
- Wiem. - Poło\yła go w łó\ku, poprawiła mu kołdrę i włosy, po czym ucałowała go w
miękkie policzki. - A teraz śpij.
Ale on ju\ zasnął. Patrzyła na niego przez chwilę w słabym świetle nocnej lampki, po
czym odwróciła się i zeszła na dół, do Coopa.
Siedział na sofie i pocierał pięściami oczy. Wyłączyła buczący telewizor i przysiadła
na oparciu sofy. Pomyślała, \e ka\dy mę\czyzna, który tak swobodnie spał z dzieckiem, miał
w sobie niezgłębione mo\liwości.
Przez chwilę zastanawiała się, jak to by było przytulić się do niego.
- Obudziła go burza?
- Tak. - Miał zachrypnięty głos, więc odchrząknął. - Był niezle przestraszony.
- Powiedział, \e przegoniłeś potwory.
- Wydawało mi się, \e trzeba. - Uniósł głowę, \eby na nią popatrzeć. Jej du\e,
brązowe oczy były zmęczone i uśmiechnięte. Maleńka zmiana w rytmie bicia serca
podpowiedziała mu, \e powinien ju\ iść. Mimo to zwlekał. - Ju\ dobrze?
- Teraz tak. Dobry byłby z ciebie ojciec.
- No có\... - To go zaniepokoiło. Wstał i zastanawiał się, co powiedzieć. - Raczej nie.
Ale to nie było nic wielkiego.
- Dla mnie tak. - Zauwa\yła, \e go krępuje, choć wcale nie miała takiego zamiaru. -
Mo\e zrobię ci jutro śniadanie?
- Co?
- Odpłacę ci się naleśnikami. Pani Finkleman mówiła mi, \e zamawiasz du\o pizzy i
chińskich potraw, więc przypuszczam, \e nie gotujesz. Lubisz naleśniki?
- A kto nie lubi?
- No to daj mi znać, kiedy wstaniesz. Podrzucę ci kilka. - Uniosła rękę i odsunęła
włosy z czoła. - Dziękuję, \e mi pomogłeś.
- śaden problem. - Zrobił krok do tyłu, zaklął pod nosem i odwrócił się do niej. -
Posłuchaj, po prostu muszę to zrobić, rozumiesz?
Zanim zdą\yła zareagować, ujął jej twarz w dłonie i pocałował j ą w usta.
Pocałunek był szybki i lekki. Zoe poczuła dreszcz biegnący przez ciało.
Kiedy nawet się nie poruszyła, podniósł głowę i spojrzał na nią. Wpatrywała się w
niego, a jej oczy były powa\ne i ciemne. Pomyślał, \e widzi w nich to samo, co właśnie czuł
w okolicy \ołądka. Otworzyła usta, jak gdyby chciała coś powiedzieć, ale on potrząsnął
głową i znowu ją pocałował. Dłu\ej, głębiej, a\ poczuł, \e uginają się pod nią kolana. A\
usłyszał w jej gardle cichy jęk rozkoszy.
Jej dłonie złapały go za ramiona, a następnie zatonęły w jego włosach. Stali tak,
zamknięci w uścisku.
Jedno z nich zadr\ało, mo\e oboje. To nie miało znaczenia, gdy jej smak przenikał do
jego ust. Czuł się tak, jak gdyby jeszcze nie zdołał się obudzić, jak gdyby sen znowu go
wciągał i kazał mu zapomnieć o rzeczywistości.
Ona te\ o niej zapomniała. W tej chwili wiedziała tylko, \e trzymają ją silne ramiona,
\e ktoś smakuje jej usta i \e jej pragnienia, tak długo uśpione, wydostały się wreszcie na
wolność.
Dotknij mnie. Zastanawiała się, czy to powiedziała, czy te słowa tylko krą\yły leniwie
po jej głowie. A jego ręka, twarda i pewna, przejechała po jej ciele i stłumiła ogień.
Pamiętała, jak się płonie, i pamiętała, co się dzieje, gdy płomienie gasły, a człowiek
zostawał zupełnie sam.
- Coop... - Tak bardzo pragnęła, \eby to się stało. Tylko \e tym razem nie była ju\
młodą, lekkomyślną dziewczyną. Poza tym musiała myśleć jeszcze o kimś. - Coop, nie.
Jego usta znowu przylgnęły do jej warg. Zdołał się jednak oderwać od niej.
Uświadomił sobie, \e brakuje mu tchu, niczym człowiekowi, który właśnie uderzył głową o
coś twardego.
- Teraz pewnie powinienem powiedzieć, \e mi przykro.
- Nie musisz. - Potrząsnęła głową. - Mnie nie jest.
- To dobrze. - Zacisnął ręce na jej ramionach, po czym schował je w kieszeniach. - Bo
mnie te\ nie. Myślałem, \eby to zrobić od chwili, gdy pierwszy raz zobaczyłem twoje stopy.
Uniosła brwi. Z pewnością się przesłyszała.
- Co?
- Twoje stopy. Stałaś na drabinie i malowałaś. Nie miałaś na nogach butów. Masz
nieprawdopodobnie seksowne stopy.
- Naprawdę? - Zdumiewało ją, \e raz przez niego czuła ucisk w gardle, a w następnej
chwili doprowadzał ją do śmiechu. - Dziękuję. Chyba...
- Chyba ju\ pójdę.
- Tak, tak będzie lepiej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl