[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gę, ilekroć udawało mi się pomóc pacjentowi cier-
piącemu na bezsenność lub którego chroniczne bóle
głowy skłaniały do myśli o samobójstwie. Było tak,
jakbym wreszcie się z nimi zjednoczył. Z tego
punktu widzenia praca lekarza nie wydawała mi się
76/79
już obowiązkiem, lecz wspaniałym przywilejem.
Poczułem, że w swoim życiu osiągnąłem stan łaski.
Zagrożenie
Pamiętam jedno z tych ulotnych zdarzeń, które
sprawiają, że odczuwamy kruchość życia i docen-
iamy cud, jakim jest związek z innymi śmier-
telnikami. To nie było nic ważnego  krótkie
spotkanie na parkingu na dzień przed moją pier-
wszą operacją. Dla zewnętrznego obserwatora mo-
głoby się wydać banalne, ale dla mnie miało ono
szczególne znaczenie.
Anna i ja przyjechaliśmy do Nowego Jorku. Za-
parkowałem przed szpitalem. Stałem na parkingu,
wdychając świeże powietrze. Zostało mi kilka minut
wolności przed przyjęciem do szpitala, badaniami
i salą operacyjną. Zauważyłem starszą kobietę,
która niewątpliwie wracała do domu po hospitaliza-
cji. Była sama, niosła torbę; poruszała się o kulach.
Bez pomocy nie będzie mogła wsiąść do samochodu.
Spojrzałem na nią. Byłem zdziwiony, że pozwolili jej
77/79
wyjść w takim stanie. Ona też mnie zauważyła.
Wyraz jej twarzy mówił, że niczego się po mnie nie
spodziewała. Niczego. Byliśmy przecież w Nowym
Jorku, gdzie każdy musi sobie radzić sam. Poczułem,
że ciągnie mnie do niej coś, co wynikało z naszej
wspólnoty  oboje byliśmy pacjentami. To nie było
współczucie, ale głębokie poczucie braterstwa.
Czułem, że jestem jej bliski, że jestem zrobiony z tej
samej materii, co ta osoba, która potrzebowała
pomocy, choć o nic nie prosiła. Włożyłem jej torbę
do bagażnika, wyjechałem jej samochodem
z miejsca parkingowego, pomogłem usiąść za
kierownicą. Z uśmiechem zatrzasnąłem drzwi.
Przez kilka minut nie była sama. Byłem szczęśliwy,
że mogę udzielić tej skromnej pomocy. W rzeczywis-
tości to ona pomogła mnie, ponieważ potrzebowała
mnie właśnie w tej chwili. Dzięki temu miałem sz-
ansę poczuć, że oboje należymy do ludzkości.
Nawzajem się obdarowaliśmy. Wciąż widzę jej oczy,
w których obudziłem coś w rodzaju zaufania do in-
nych, poczucie, że życiu można ufać, skoro
w odpowiedniej chwili na jej drodze pojawił się
78/79
ktoś, kto gotów był pomóc. Prawie nie odzywaliśmy
się do siebie, ale jestem pewien, że ona również
czuła, jak cenne było to spotkanie. Poczułem ciepło
w sercu. My, bezbronni, zagrożeni ludzie, możemy
sobie pomagać i wspierać się uśmiechem. Udałem
się na operację z wszechogarniającym uczuciem
spokoju.
@Created by PDF to ePub
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj.
Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym można
nabyć niniejszy tytuł w pełnej wersji. Zabronione są
jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej
od-sprzedaży, zgodnie z regulaminem serwisu.
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
internetowym Salon Cyfrowych Publikacji ePartnerzy.com. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl