[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wexmiemy suubatary i przeszukamy wzgórza i kotliny po spira-
li, pani Luminaro. W ten sposób obejmiemy znacznie wiêksz¹ powierzch-
niê. Mo¿e wpadÅ‚a do jakiejS skalnej rozpadliny i zÅ‚amaÅ‚a sobie nogê.
Zmartwiona Luminara pokiwaÅ‚a gÅ‚ow¹. Wysokie siodÅ‚o na grzbie-
cie suubatara z pewnoSci¹ pozwoli na bardziej skuteczne poszukiwania
ni¿ wêdrowanie na piechotê. Wnioski, jakie siê nasuwaÅ‚y, nie byÅ‚y po-
cieszaj¹ce. JeSli Barrissa naprawdê wpadÅ‚a do jakiejS rozpadliny i jeSli
ta rozpadlina okazaÅ‚a siê doSæ gÅ‚êboka, by dziewczyna straciÅ‚a przy-
tomnoSæ, mog¹ jej nigdy nie znalexæ.
W tej właSnie chwili usłyszała wołanie.
Hej, wy tam! Tutaj jestem!
Pêdem wyminêli parê odpoczywaj¹cych suubatarów i ujrzeli obiekt
zmartwienia wszystkich obecnych, wyÅ‚aniaj¹cy siê na czworakach zza
wystaj¹cego skalnego bloku. W¹ski korytarz byÅ‚ doskonale ukryty przed
wzrokiem ka¿dego, kto nie staÅ‚ na wprost niego i nie zagl¹daÅ‚ pod ka-
mieñ.
Barrissa! Wszystko w& ! Luminara zwolniła nagle, a wyraz jej
twarzy szybko zmieniÅ‚ siê z zatroskanego w zagniewany Gdzie byÅ‚aS,
padawanko? Wszêdzie ciê szukaliSmy. I& nic ci nie jest?
Nie, wszystko w porz¹dku. Barrissa wypeÅ‚zÅ‚a z korytarza, wstaÅ‚a
i otrzepaÅ‚a rêce, przeci¹gaj¹c siê lekko. A to nasi nowi przyjaciele.
Luminara odskoczyła w tył i nie ona jedna zareagowała w ten spo-
sób. Z ukrytego korytarza wylaÅ‚a siê fala haÅ‚aSliwych, rozgadanych,
poroSniêtych sierSci¹ dwunogów. W jednej sekundzie otoczyÅ‚y ciasnym
krêgiem towarzyszy Barrissy i zaczêÅ‚y ich obmacywaæ z takim samym
entuzjazmem i brakiem wszelkich zahamowañ, jak poprzednio j¹ sam¹.
Suubatar! krzykn¹Å‚ jeden i wspi¹Å‚ siê na siodÅ‚o wierzchowca
Kyakhty. Przewodnik zirytowany zmarszczyÅ‚ brwi i popêdziÅ‚ w tamtym
kierunku.
152
Hej, ty, maÅ‚y! ZÅ‚ax stamt¹d! ZÅ‚ax natychmiast!
Br¹zowo-niebieski Gwurranin, usadowiony na Srodkowych Å‚opat-
kach obojêtnego na wszystko suubatara, robiÅ‚ gÅ‚upie miny do wSciekÅ‚e-
go przewodnika.
Nymgwah nooglik, głupio gadasz pupilek obcego bez włosów!
Mo¿esz mi skoczyæ skoczyæ!
Ty maÅ‚y& ! Kyakhta byÅ‚ gotów ruszyæ z piêSciami na niezno-
Snego karzełka, ale Luminara go powstrzymała.
Daj sobie z nim spokój, Kyakhto.
Ale, pani Luminaro, to jest&
Powiedziałam, daj spokój. Chodx, poznasz ten lud.
Lud? mamrocz¹c pod nosem Kyakhta niechêtnie posÅ‚uchaÅ‚ po-
lecenia Jedi. To nie lud. To banda brudasów.
Barrissa wyjaSniła przyczyny swojej długiej nieobecnoSci i Lumi-
nara zmiêkÅ‚a. OpowieSæ padawanki byÅ‚a krótka, ale bardzo intryguj¹ca.
& no i przekonaÅ‚am Tooqui, ¿eby oddaÅ‚ to, co zabraÅ‚, a przy oka-
zji przyprowadziÅ‚ caÅ‚e swoje plemiê skoñczyÅ‚a i z wahaniem popa-
trzyÅ‚a na nauczycielkê. ObiecaÅ‚am im coS w rodzaju przyjêcia.
Luminara zmarszczyła brwi.
To nie jest podró¿ dla przyjemnoSci, padawanko. Obi-Wanie, co
o tym s¹dzisz?
Drugi Jedi zmarszczyÅ‚ brwi, ale po chwili, doSæ niespodziewanie,
wybuchn¹Å‚ Smiechem.
Obietnica padawana nie wi¹¿e Jedi, ale to nie znaczy, ¿e nie po-
winniSmy jej uszanowaæ. Nie mamy grajków, a jeSli o mnie chodzi, to
chyba ju¿ swoje odpracowaÅ‚em w dziedzinie przemysÅ‚u rozrywkowe-
go. Ale i tak mo¿emy im pokazaæ to i owo, no i daæ im skosztowaæ na-
szych potraw. Mo¿e zgodz¹ siê na krótkie szkolenie z zakresu galak-
tycznej kultury zamiast Spiewu i tañca. Mo¿e samo miêdzyrasowe spo-
tkanie bêdzie dla nich wystarczaj¹c¹ rozrywk¹.
Tak naprawdê pomysÅ‚y podró¿nych, nie miaÅ‚y najmniejszego znacze-
nia. Gwurranie zdawali siê cieszyæ i bawiæ wszystkim, co robili lub mó-
wili ludzie. Czy chodziÅ‚o o pokazanie urz¹dzeñ technicznych, czy odsÅ‚o-
niêcie bezwÅ‚osego ciaÅ‚a o ró¿nych odcieniach skóry, czy porównanie piê-
ciu grubych ludzkich palców z trzema smukłymi palcami Ansionian, całe
plemiê byÅ‚o po prostu zachwycone. Absolutnie pozbawieni taktu Gwur-
ranie rozpeÅ‚zli siê dosÅ‚ownie wszêdzie: po samych podró¿nych, po drze-
mi¹cych suubatarach, a nawet po jukach. Nikt jednak nie próbowaÅ‚ nicze-
go zwêdziæ. Kiedy jakaS mÅ‚oda osobniczka usiÅ‚owaÅ‚a przemyciæ plasty-
cynow¹ osÅ‚onê juków, zostaÅ‚a natychmiast schwytana i surowo zbesztana
153
przez dorosÅ‚ych. Luminara przekonaÅ‚a siê z radoSci¹, ¿e pierwsze wiêzy
przyjaxni zostaÅ‚y zadzierzgniête, nawet jeSli nie doszÅ‚o do peÅ‚nego zro-
zumienia.
OznaczaÅ‚o to w praktyce, ¿e przyjazne stosunki poÅ‚¹czyÅ‚y Gwurran
i ludzi. Dwaj naburmuszeni Alwari obserwowali caÅ‚¹ scenê w ponurym
milczeniu, toleruj¹c harce plemienia, ale nie okazuj¹c nawet odrobiny
zrozumienia do tego stopnia, ¿e Luminara nabraÅ‚a ochoty zapytaæ ich
o przyczynê tej dziwnej niechêci.
Có¿ to za miny, przyjaciele? zapytaÅ‚a. Czy¿byScie mieli zÅ‚e
doSwiadczenia z ich pobratymcami?
Nigdy w ¿yciu nie widziaÅ‚em takich stworzeñ. Kyakhta wcisn¹Å‚
siê w bok spokojnie oddychaj¹cego suubatara, jakby siê obawiaÅ‚, ¿e Gwur-
ranie zaÅ‚aduj¹ sobie odpoczywaj¹ce zwierzê na ramiona i unios¹ w nie-
znanym kierunku. Nie znam tych istot i chyba nie chcê ich poznaæ.
Alwari trzymaj¹ siê z daleka od takich górzystych terenów do-
daÅ‚ Bulgan. Nic dziwnego, ¿e mój klan nie miaÅ‚ okazji siê z nimi spo-
tkaæ.
Oni przecie¿ nie ró¿ni¹ siê od was tak bardzo zauwa¿yÅ‚a. S¹
du¿o mniejsi, to prawda. Ale dziêki temu powinni byæ mniej niebez-
pieczni. A co z tego, ¿e ich oczy s¹ proporcjonalnie trochê wiêksze od
waszych i ¿e w przeciwieñstwie do Alwarich s¹ caÅ‚kowicie pokryci sier-
Sci¹? Mówi¹ jêzykiem podobnym do waszego, wygl¹daj¹ i zachowuj¹
siê tak samo, jak przedstawiciele wielu innych plemion, jakie widzia-
Å‚am w Cuipernam.
Nie Alwari zaprotestował zazwyczaj zgodny Bulgan. To tyl-
ko małe, głupie, ignoranckie dzikusy.
Ach, rozumiem. OdwróciÅ‚a siê, ¿eby popatrzeæ na radoSæ, z ja-
k¹ przyjêto pokaz dziaÅ‚ania samogrzej¹cego siê pakietu prowiantów, za-
improwizowany przez Obi-Wana. Włochata widownia wydawała okrzy-
ki i piski zachwytu, jednoczeSnie prowadz¹c miêdzy sob¹ o¿ywion¹
konwersacjê.
A wiêc Alwari to wyksztaÅ‚ceni, inteligentni, dalekowzroczni
mêdrcy, a Gwurranie to prymitywni ignoranci.
Milczenie przewodników byÅ‚o wystarczaj¹c¹ odpowiedzi¹.
Luminara skinêÅ‚a gÅ‚ow¹, przygl¹daj¹c siê ka¿demu z nich z osobna.
Czy nie tak samo mieszkañcy miast widz¹ Alwarich?
Kyakhta zmieszaÅ‚ siê nieco. Twarz Bulgana wykrzywiÅ‚a siê dziwnie
przy próbie zrozumienia pytania. Wreszcie spojrzał na swojego przyja-
ciela i towarzysza. JeSli Alwari w ogóle mo¿e zbaranieæ, obu przewod-
nikom udaÅ‚o siê to osi¹gn¹æ.
154
Jest pani dobr¹ nauczycielk¹, pani Luminaro. Kyakhta wstaÅ‚
z miejsca. Zamiast wrzeszczeæ i Å‚ajaæ, pozwala pani swoim uczniom
dojSæ do rozwi¹zania wÅ‚asnymi metodami i wÅ‚asn¹ drog¹. SpojrzaÅ‚ do
tyÅ‚u i wraz z Bulganem przez chwilê obserwowali oszaÅ‚amiaj¹co ruchli-
wych, ale poczciwych Gwurran z caÅ‚kowicie nowej perspektywy. Mo¿e
ma pani racjê. Mo¿e oni s¹ po prostu ciekawscy, co nie oznacza, ¿e ¿yj¹
z kradzie¿y.
Dajcie im szansê. Tylko tego od was wymagam. Tak jak Barrissa
daÅ‚a szansê tobie i Bulganowi.
To uczciwe postawienie sprawy. Kyakhta machn¹Å‚ rêk¹ na zgo-
dê i poszedÅ‚, ¿eby siê zapytaæ, czy mo¿e pomóc Obi-Wanowi w po-
kazie.
Luminara czuÅ‚a siê tak, jakby wÅ‚aSnie poÅ‚o¿yÅ‚a maÅ‚y kamyczek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]