[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w ten sposób około godziny, po czym Nick pożegnał się ceremonialnie i
zostałem sam. Pomaszerowałem do kuchni, gdzie zaparzyłem kawę i wróciłem z
termosem do kabiny. Wypiłem kilka filiżanek, potem wytrzymałem kilka minut pod
lodowatym tuszem i wróciłem do pokoju, akurat gdy poczułem wyrazną ochotę na
papierosa. Oddałem się jednemu z moich ulubionych zajęć po dobrym dniu, po
dniu, w którym coś udało mi się załatwić, lubiłem przewinąć taki dzień na
umieszczonym gdzieś w mózgu ekranie. Nie miałem złudzeń, wiedziałem, że to nic
innego jak próżność, ale nie widziałem powodu, żeby jej nie łechtać, jeśli, po
pierwsze, potrzebuje tego i po drugie, jeśli jest za co. Minęło jakieś
dwadzieścia minut i już niemal zakończyłem seans słodkiej autoanalizy, gdy
melodyjnie odezwały się drzwi. Zaraz potem, jeszcze zanim zdążyłem zareagować,
usłyszałem głos Ann:
Mogę wejść?
Poderwałem się na równe nogi. Wślizgnęła się szybko, wyminęła mnie i opadła na
fotel. Z płaskiej kieszeni na biodrze wyszarpnęła płastugę podobną do tej, jaką
pół godziny temu wykończyliśmy z Nickiem.
Muszę... powiedziała ponuro do podłogi. Przekręciła zakrętkę ruchem tak
zdecydowanym, że gdyby kapsel rozsądnie nie puścił, urwałaby szyjkę butelki.
Pociągnęła długi, męski łyk. Popatrzyła na mnie i pokiwała głową. A ty, jak
widzę, nie musisz... Tym razem nie trzeba cię składać stwierdziła.
Cieszę się natomiast, że ciebie trzeba powiedziałem. Zresztą całkiem
szczerze.
Usiłowała się napić, ale wybuchnęła szlochem. Wyciągnęła w moją stronę swoją
piersiówkę i gdybym jej natychmiast nie chwycił, puściłaby ją, nie przejmując
się wykładziną. Zasłaniając twarz jedną dłonią, drugą wyszarpnęła z torebki
olbrzymią chusteczkę i zaczęła ją obficie skrapiać łzami. Znalazłem w szafce
drugą filiżankę, nalałem do niej kawy i trochę wzmocniłem koniakiem. Ann, nie
podnosząc głowy, rozkazała:
Zgaś światło!
Wykonałem polecenie. Zanim wróciłem na fotel, zdążyła zniknąć w łazience.
Zapaliłem jeszcze jednego papierosa. Między innymi po to, żeby Ann nie musiała
mnie szukać w ciemnościach. Nie musiała. Miałem dzisiaj dzień, w którym
realizowały się wszystkie plany i zamierzenia. Dotarła do mnie bez trudu,
usiadła na kolanach i wtuliła twarz w szyję pod uchem.
Nie chcę na Ziemię... usłyszałem.
Hm...?
Tam o ludziach można tylko poczytać, a tutaj oni jeszcze są.
Hm???
Tak! Tu przylatują ci, u których nie uległy jeszcze atrofii takie cechy jak
lojalność, szczerość, oddanie, poświęcenie...
...oraz tolerancja, ofiarność, wolność, równość i braterstwo. Kto ci
naopowiadał takich bzdur?
Milczała chwilę, potem westchnęła ciężko. Uświadomiłem sobie z pewnym
zdziwieniem, że moja prawa dłoń spoczywa na wyjątkowo kształtnej piersi.
Uświadomiłem sobie również, ze centralną część tej piersi stanowi twardniejący
sutek.
Tylko mi nie mów, że na Ziemi również to wszystko znajdę. Być może. Tylko tam
będę musiała tego szukać, a tu mam w zasięgu ręki. Teraz, kiedy Yolan
wyjedzie...
Jako psycholog powinnaś się cieszyć, że wrócisz do siedliska wszystkich
możliwych chorób. Tu przecież nie miałaś co robić.
Udało mi się przełożyć lewą rękę tak, że to ona spoczęła na piersi Ann, zaś
prawa dłoń ześlizgnęła się w dół po mocnym, twardym brzuchu. Dziewczyna
westchnęła i podkurczyła nogi. Dotknąłem jej stopy. Udało mi się znalezć ustami
usta Ann, ręka sama zainteresowała się budową łydki, zewnętrznej powierzchni
uda, wewnętrznej powierzchni uda... Skóra na obu stronach ud wyraznie różniła
się gładkością: na zewnętrznej stronie była gładka, napięta, chłodna; na
wewnętrznej jedwabista, miękka i gorąca. Moje palce przesuwały się po niej z
pewnym oporem, jakby usiłowała do nich przylgnąć. Mięśnie pod skórą drżały,
naprężały się i rozluzniały. Ann oderwała się na kilka sekund od moich ust.
Czy naprawdę tylko łóżko jest prawdziwym pocieszycielem? zapytała.
Odpowiedzieć mogłem dopiero po dwóch czy trzech minutach, kiedy odsunęła się
ode mnie po raz drugi.
Jeśli natura zagwarantowała człowiekowi, jedynemu stworzeniu na Ziemi, stan
permanentnej rui, to coś musiała mieć na myśli. Pewnie to, żeby z tego
korzystać...
Twój cynizm...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]