[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się go trzymać, w przeciwnym razie stracisz kilka dni, szukając przyjaciół,
podczas gdy oni w tym samym czasie zajadle będą poszukiwać ciebie.
Kyan nad kuflem piwa często dzielił się z przyjaciółmi mądrością,
zdobytą jako pogranicznik. Tę prawdę również wygłosił podczas jednej z
wycieczek po miejskich tawernach. Fujara pochylił głowę. Nie usłyszy już
z ust Kyana żadnej z leśnych mądrości ani żadnej historii o jego
niezwykłych przygodach. Martwy Kyan na zawsze pozostanie Na
Zewnątrz.
Rozdział czwarty
Mieszkańcy long Ridge nie uważali problemów teologicznych za
szczególnie pasjonujące i stan ten trwał, dopóki nad miasteczkiem nie
pojawiły się czerwone smoki. W mieście zgodnie żyli obok siebie
wyznawcy nowych bogów, starych bogów, najwięcej zaś było takich,
którym sprawy religii były całkowicie obojętne. W Long Ridge
Poszukiwacze nie byli przesadnie zaciekli w swych poszukiwaniach,
wyznawcy zaś starych bogów, nazywający ich niekiedy prawdziwymi
bogami, też nie narzucali się nikomu ze swoją wiarą. W niektórych
miastach wierni jednych bogów rozbijali łby wielbicielom innych bóstw.
W Long Ridge życie płynęło zbyt uporządkowanie, spokojnie i miło, by
spierać się w sprawach wiary.
Karmieni do syta plonami bogatych gospodarstw rolnych, zajmujących
niemal całą dolinę rzeki, mający aż nadto dziczyzny z łowów w lasach i na
polach, byli mieszczanie żywym dowodem prawdziwości starego
powiedzenia, że walczą jedynie głodni, syci natomiast, czekając na kolejny
posiłek, uśmiechają się tylko łagodnie. Kiedy zniszczono leżące na
północy Solace, obywatele Long Ridge powinni byli bacznie obserwować
niebo. Tego jednak nie uczynili.
Kiedy wreszcie pojawił się Verminaard w czerwonej zbroi, upojony
niedawnym zwycięstwem nad Solace, zdobył Long Ridge w ciągu jednego
dnia. Nie musiał nawet uciekać się do pomocy smoków, użył tylko
jednego, własnego czerwonego Embera. Nie potrzebował też właściwie
oddziałów bojowych, których żołnierze jeszcze śmierdzieli zapachem
spalonych vallenów i śmierci.
Gdy jego oddziały zajmowały miasto, Verminaard wespół ze smokiem
palił farmy w dolinie, żelazną pięścią siejąc śmierć i zniszczenie. Gdy
spustoszone gospodarstwa przekształciły się w płonące rumowiska, wojska
otoczyły Long Ridge, wkroczyły do miasta i stłumiły wszelki opór niczym
wysychająca, skórzana opaska, która założona przez kata na krtań ofiary,
dławi bezsilnego skazańca.
Smoczy władca dał oddziałom dość swobody, by żołdacy mogli
zaspokoić żądzę krwi. Potem, gdy połowa miasta legła w gruzach, spora
zaś część jego mieszkańców była martwa lub zmuszona do niewolniczej
pracy w kopalniach Pax Tharkas, Verminaard kazał powstrzymać rzezie,
gwałty i rabunki. Komendantem sił okupacyjnych mianował Carvatha,
polecając mu wycisnąć z mieszkańców tyle dóbr, ile tylko się da.
Ciemnooki, młody kapitan Carvath wszystkim, co go widzieli,
przypominał wilka - choć byli i tacy, którzy porównanie dzikiego,
podstępnego zwierzęcia z tym człowiekiem uważali za krzywdzące dla
tego pierwszego.
Teraz zaś na ulicach Long Ridge panoszyli się smokowcy, pijani
żołdacy - zbieranina wyrzutków z plemion ludzkich - i gobliny. Byli to
brutalni i nieokrzesani najezdzcy, którzy brali, co chcieli, kiedy chcieli i
nie wahali się przed zabiciem każdego, kto im się przeciwstawił. Wilki,
które osaczyły pozbawione pasterza stado owiec, okazałyby swym ofiarom
więcej litości.
Podczas gdy elfy za wiele spraw winiły ludzi, krasnoludy zamknięte w
górskiej warowni Thorbardinu, oddawszy się starej i pełnej goryczy
wrogości, obwiniały o niezliczone grzechy przeszłe i obecne obie rzeczone
wyżej rasy. Z radością zażądałyby też od jednych i drugich rekompensaty
za grzechy przyszłe.
W Long Ridge ludzie starali się z dnia na dzień przeżyć pod brutalnymi
rządami okupacyjnej załogi Lorda Verminaarda. Gdy niewolnicy w
kopalniach Pax Tharkas zbuntowali się i uciekli w góry, Verminaard
przestał zajmować się niewiele znaczącą mieściną i całą władzę nad
okolicą oddał w ręce Carvatha.
Podczas chłodnych nocy póznej jesieni mieszkańcy Long Ridge zaczęli
się zastanawiać, czy nie powinni byli traktować swych bogów bardziej
poważnie.
Tawernę zwano po prostu U Tenny'ego" i należała - na tyle, na ile było
[ Pobierz całość w formacie PDF ]