[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W normalnych okolicznościach nigdy nie zasięgała opinii na
temat swoich strojów. Ale teraz warunki były dalekie od normalności.
- Sprawiasz wrażenie osoby bardzo stanowczej - przyznał Sam.
- Wczoraj, kiedy starałam się wyglądać skromnie i łagodnie, nie
udało mi się nie załatwić - stwierdziła. - Wobec tego, dzisiaj doszłam
do wniosku, że powinnam zdecydować się na coś wręcz przeciwnego.
Sam powstrzymał się od uwagi, że nawet w parcianym worku
wyglądałaby ponętnie i kobieco.
- Gzy dobrze spałaś? - spytał mimochodem.
- Jak kamień, a ty?
- Też bardzo dobrze - skłamał, wręczając jej filiżankę kawy. -
Jadłem już śniadanie, ale mogę ci coś przygotować.
- Dziękuję, kawa mi wystarczy.
- Jesteś pewna?
Uprzejme zachowanie Sama wytrąciło ją z równowagi. Cały
czas miała głowę zajętą tym, w jaki sposób delikatnie dać mu do
zrozumienia, żeby zabrał rzeczy i wracał do siebie. To, że był miły,
wcale nie ułatwiało jej tego zadania.
- Już wczoraj ci mówiłam, że nigdy nie jadam śniadań -
powiedziała ostro.
Wydawał się zdziwiony nagłym przypływem jej złego humoru,
nie odezwał się jednak. Wzruszył tylko ramionami.
107
RS
W milczeniu popijali kawę. Cisza coraz bardziej ciążyła Abby,
tak że niemal z ulgą powitała przenikliwy dzwonek telefonu.
- To na pewno Jordan - stwierdził Sam. - Zamówiłem rano
rozmowę z Waszyngtonem.
Abby nerwowo chwyciła słuchawkę.
- Halo! - krzyknęła.
- Abby?- usłyszała znajomy głos.
- Ach, to ty, Jordan - odetchnęła z ulgą. - Jak to dobrze, że
dzwonisz.
- No i co? Jak on ci się podoba?
- Kto? - spytała zdumiona. Jordan chrząknął znacząco.
- No... ten książę z bajki, którego ci przysłałem. Uśmiechnęła
się. Poczciwy, stary Jordan.
- Tym razem niestety nie trafiłeś.
- Abby, daj mu trochę czasu. Na pewno ci się spodoba. Och,
Jordan, westchnęła w myślach, gdybyś tylko wiedział...
- Wracając do rzeczy - powiedziała - dlaczego uważasz, że
potrzebuję niańki?
- Uważam, że prócz niańki potrzebujesz paru innych,
ważniejszych rzeczy - tłumaczył jej Jordan. - A Sam spełnia wszystkie
te warunki.
- Swatki też nie potrzebuję - oświadczyła kategorycznym tonem,
nie zwracając uwagi na kpiące spojrzenie Sama.
Jordan westchnął zrezygnowany.
- Martwię się o ciebie, Abby. Sam jest kimś więcej niż tylko
moim przyjacielem. Jest doświadczonym agentem, ekspertem w
108
RS
swoim fachu i zgadza się ze mną co do tego, że twoje ostatnie
niefortunne przypadki wyglądają bardzo podejrzanie.
- Nawet jeżeli tak - upierała się - nie życzę sobie, żeby mieszkał
ze mną jakiś obcy mężczyzna. Nigdy się na to nie zgodzę!
- Dlaczego? Przecież dom jest wystarczająco duży. A twoi
sąsiedzi nie zaliczają się do ludzi, których zdziwi obecność
mężczyzny w twoim domu.
- Nie to miałam na myśli. Po prostu mam teraz masę roboty.
- Sam na pewno nie będzie przeszkadzał ci w pracy - zapewnił
Jordan. - Mą być z tobą wyłącznie dla twego bezpieczeństwa.
- To śmieszne! - krzyknęła. Była coraz bardziej zdenerwowana.
- Czy on w tej chwili jest u ciebie?
Spojrzała na Sama. Z miną niewiniątka popijał kawę.
- Tak-burknęła.
- Chciałbym z nim porozmawiać. Wyciągnęła słuchawkę w
stronę Sama.
- Jordan chce z tobą mówić. Wstał i podszedł do telefonu.
- Dobrze, że dzwonisz, Jordan, bo Abby od rana zastanawia się,
jakby mnie tu spławić. - Na widok zdumionych oczu dziewczyny,
wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Oczywiście nigdy jej się to nie uda  zapewnił. - Możesz spać
spokojnie, będziemy w kontakcie...
Oddał Abby słuchawkę.
- Jordan chce się z tobą pożegnać.
- Jordan - próbowała go przekonać - doceniam twoją
troskliwość, ale... - zamilkła, wsłuchana w długą listę logicznych
109
RS
argumentów, przemawiających za obecnością Sama w jej domu. - W
porządku - zgodziła się wreszcie.
- Ale jeżeli w ciągu tygodnia nic się nie wydarzy, ma się stąd
zabierać. - Posłała Samowi wymowne spojrzenie. -Do widzenia,
Jordan.
- No i co? - W oczach Sama czaił się uśmiech.
- Dobrze wiesz co. - Była naprawdę wściekła. - Jordan
poinformował mnie, że natychmiast wraca do Los Angeles, jeżeli nie
pozwolę ci tu zostać. Powiedział, że muszę zdecydować się na
jednego z was. A ponieważ on ma w tym tygodniu serię bardzo
ważnych spotkań, wolałby, żebym przez ten czas zgodziła się na twoje
towarzystwo.
- Jordan jest do ciebie bardzo przywiązany. - Sam starał się jakoś
ją uspokoić. - Wcale nie ma zamiaru robić ci na złość. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl