[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uśmiechnęła się. Tego dnia otrzymała ich wystarczająco
wiele. Dru\yna Lobos wygrała mecz, Ross był cały i zdrowy,
a najlepszą wiadomością było to, \e wieczorem wracał do Las
Vegas. Od chwili kiedy wkroczył w jej \ycie, wszystko się
zmieniło.
- Jutro jedziemy do Nowego Jorku.
- Jutro? - Ross wracał tej nocy, następnego dnia były jego
urodziny. Noel nie miała zamiaru nigdzie jechać! Obiecała mu
przecie\ długą, powa\ną rozmowę. Modliła się o to, aby
zakończyła się oświadczynami.
- Nie mogę - odpowiedziała po prostu.
- Oczywiście, \e mo\esz. Powtórzymy kilka twoich
programów, które cieszyły się największą popularnością i
zapowiemy, \e to dla tych, którzy nie widzieli ich wcześniej.
Przez tydzień wiadomości poprowadzi Barry.
- Przez cały tydzień? Jak długo zostaniesz w Nowym
Jorku?
- Zostaniemy - poprawił ją. - Prawdopodobnie pięć dni,
do tygodnia. Mam kilka wa\nych spotkań z pracownikami
sieci.
- Do czego mnie potrzebujesz? Oczy Ramseya zabłysły
triumfalnie.
- Zastanawiałem się, kiedy wreszcie o to zapytasz.
Pamiętasz, jak wysyłaliśmy te taśmy? Teraz oni chcą się z
tobą spotkać. Dan Mitchell, jeden z wiceprezesów działu
wiadomości, prosił, abym przywiózł cię z sobą.
Jej szmaragdowe oczy stały się wielkie jak spodki.
- Myślisz, \e naprawdę są mną zainteresowani? Wzruszył
ramionami.
- Byliby szaleni, gdyby się tobą nie zainteresowali.
Wiedziałem, \e to tylko kwestia czasu, zanim chłopaki z
wiadomości poło\ą na tobie swoje chciwe, poszukujące
nowych talentów, łapy. Sądzę, \e są tobą zainteresowani,
inaczej nie prosiliby, \ebym cię przywiózł. Obejrzeli taśmy i
fakt, \e chcą z tobą porozmawiać, ma ogromne znaczenie.
Wydaje mi się, \e pierwsze lody zostały przełamane.
Noel potarła czoło, marszcząc brwi.
- Tak to wygląda, prawda?
Ramsey spojrzał na nią z nie ukrywanym zdziwieniem.
- Wcale nie wyglądasz na zadowoloną - stwierdził. -
Myślałem, \e będę musiał u\yć siły, aby powstrzymać cię
przed udaniem się na lotnisko w nocy i czekaniem na
pierwszy samolot.
- Jestem okropna, prawda? Myślałam po prostu o Rossie i
o tym, co powinnam zrobić.
- Z czym? - Na twarzy Ramseya gościło zdumienie.
- Nie wiem, czy akurat teraz mogę wyjechać z Las Vegas.
- Nie wierzę własnym uszom! Między wami nie mo\e być
jeszcze nic powa\nego, biorąc pod uwagę to, jak bardzo
kłóciliście się dwa tygodnie temu. - Gdy Noel milczała,
zapytał: - Chyba mi nie powiesz, \e oświadczył ci się?
- Nie.
- A więc - rzucił z wyrazną ulgą - nie ma powodu, \ebyś
rezygnowała z wyjazdu do Nowego Jorku. Poniewa\ on się
nie oświadczył, a szefowie sieci nie zaproponowali ci jeszcze
pracy, powiedziałbym, \e martwisz się na zapas.
Noel wstała, uśmiechając się blado.
- Pewnie masz rację - przyznała. - Ale powinnam
zadzwonić do Rossa i powiedzieć mu, \e wyje\d\am.
- Dobrze, zrób to. Przyjadę po ciebie jutro o szóstej rano.
Po wyjściu Ramseya Noel zrozumiała, \e miał rację.
Ostatecznie nic jeszcze z Rossem nie ustalili. Wydawało się,
\e przypisuje ich związkowi większe znaczenie, ni\ powinna.
Jeśli ich uczucia naprawdę są silne, oboje wytrzymają
kilkudniową rozłąkę. Ona nie protestowała, kiedy Ross
wyje\d\ał na mecz. Czy on mógłby mieć pretensje z powodu
jej wyjazdu słu\bowego? Za nieudane urodziny wynagrodzi
go pózniej.
Zadzwoniła do hotelu, ale powiedziano jej, \e Ross
wyprowadził się rano. Przypomniała sobie, \e wraca do Las
Vegas po meczu. Odczekała dwie godziny, \eby zadzwonić do
jego mieszkania. Do drugiej w nocy zdą\yła się spakować i
przepakować dwa razy, odmrozić lodówkę, umyć włosy i
przeczytać sto stron najnowszego bestsellera, z którego nie
zapamiętała ani słowa. Zadzwoniła równie\ do Rossa
szesnaście razy, ale za ka\dym razem odzywała się
automatyczna sekretarka. Wreszcie Noel zasnęła w fotelu i
obudził ją Ramsey, dzwoniąc do drzwi o piątej trzydzieści.
- Która godzina? - zapytała półprzytomnie. Spojrzał na
koszulę nocną i rozczochrane włosy i skrzywił się.
- Na litość boską, jest pózno, a ty nie jesteś gotowa -
powiedział to tak, jakby posądzał ją, \e naumyślnie zaspała.
- Jestem spakowana - zapewniła go pospiesznie,
przytomniejąc. - Wezmę prysznic i ubiorę się w kilka minut.
Ile mam czasu?
Odsunął rękaw i spojrzał na zegarek.
- Pół godziny - zdecydował.
- Nie ma problemu - obiecała, biegnąc do sypialni.
- Bądz tak dobry i przygotuj kawę, dobrze?
- Nie jestem twoim słu\ącym! - zaprotestował wyniośle.
Noel obróciła się, stojąc w drzwiach.
- Kawa pomo\e mi się obudzić i będę ruszać się szybciej.
- W takim razie pospiesz się.
W kilka sekund Noel wzięła prysznic i okręciwszy się
du\ym morelowym ręcznikiem, zaczęła robić makija\.
Słyszała, jak Ramsey kręci się po kuchni. Z całą pewnością
nie był przyzwyczajony do prac domowych.
- Nie mogę znalezć filtrów do ekspresu - poskar\ył się
głośno.
- Zajrzyj do górnej szafki. - Ju\ tam szukałem.
Noel wiedziała z całą pewnością, \e gdyby weszła do
kuchni i otworzyła szafkę, zobaczyłaby przed sobą pudełko
wypełnione filtrami. Zajęłoby to jednak za du\o czasu.
- W takim razie zrób rozpuszczalną. Słoik stoi przy
kuchence.
- Rozpuszczalną?
- Na litość boską, Ramsey! Nastaw czajnik, zagotuj wodę,
wsyp ły\kę kawy do kubka, zalej wodą i zamieszaj! Czy to
takie trudne?
- Aatwo ci mówić - rzucił z godnością. - Jesteś kobietą!
Potrząsnęła głową z irytacją i niechcący wsadziła spiralkę
od tuszu w oko. Wycierając łzy chusteczką pomyślała, \e
Ramsey ma szczęście. Jest bogaty i mo\e opłacać ludzi,
wykonujących za niego przyziemne czynności. Inaczej pewnie
umarłby z głodu.
- Zrobiłem kawę! - pochwalił się Ramsey, gdy weszła do
kuchni.
Noel spróbowała ciemnego płynu i wykrzywiła się, czując
gorycz. Ciekawe, jakiej ły\ki u\ył Ramsey, odmierzając kawę.
Szufli do odśnie\ania?
- Jeszcze tylko jedno - zapewniła go, podnosząc
słuchawkę telefonu i wybierając numer, który po zeszłej nocy
jej palce znały na pamięć. - Ramsey... - Jej głos dr\ał.
Zaczynała się denerwować. - W mieszkaniu Rossa nikt nie
odpowiada.
- No to co?
- Jego samolot miał wylądować wczoraj w nocy. Myślisz,
\e mógł się rozbić albo coś w tym rodzaju?
- W zielonych oczach dziewczyny pojawił się lęk.
- Oczywiście, \e nie - zapewnił ją natychmiast. - Nie
sądzisz, \e gdyby samolot mający na pokładzie całą dru\ynę
Las Vegas uległ katastrofie, to wiedziałbym o tym?
Powiadomiliby nas telegraficznie i albo bylibyśmy na miejscu
katastrofy, albo w studio. Pracujemy w telewizji, pamiętasz o
tym?
Jak zwykle miał rację. W takim razie gdzie był Ross?
Ciągle odzywała się automatyczna sekretarka, a Noel nie
chciała zostawiać tak osobistej wiadomości na taśmie.
- Spróbuję zadzwonić do niego jeszcze raz z lotniska
- zdecydowała.
- Zrób to i nie patrz ju\ spode łba. Nikt nie lubi kobiet ze
zmarszczkami na twarzy.
- Szowinista - mruknęła, biorąc torebkę i ruszając w
stronę drzwi. Pozwoliła Ramseyowi wziąć swoje walizki.
Wsiadła do czekającej taksówki, nie martwiąc się o to, ile
będzie musiał zapłacić Ramsey kierowcy za kurs na lotnisko i
półgodzinne czekanie na pasa\erów.
- Noel, ogłosili nasz lot. Nakryła słuchawkę dłonią.
- Ciągle odzywa się sekretarka.
- W takim razie pospiesz się i zostaw wiadomość.
Ostatecznie po to są te maszynki.
Westchnęła, rozglądając się z desperacją po terminalu,
jakby spodziewała się znalezć tu jakieś rozwiązanie.
- Idz ju\, Ramsey. Dogonię cię.
- Nie. Idziemy razem. Teraz.
Czuła szalone onieśmielenie, kiedy i automatyczna
sekretarka, i Ramsey czekali na jej wiadomość. Wziąwszy
głęboki oddech, powiedziała:
- Cześć, Ross, tu Noel. Jestem w Nowym Jorku.
Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Zadzwonię do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]