[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zabobonnym strachem. Niepokój o życie Ebunseha, który każdej chwili mógł wpłynąć do podziemnego
labiryntu pod kule białych łotrów, i niepewność własnego jutra, czyniły z niej kłębek nerwów.
Promyk Księżyca oparła policzek o burtę canoe. Woda z lekkim szmerem muskała łódz. Z lewej strony
sterczał najeżony grzebień skalistych zębów. Roztrzęsiona wewnętrznie bezmyślnie patrzyła na skałę.
 Co to?"  przemknęło jej nagle przez rozgorączkowaną głowę.   Menni-bojou wychodzi z
kamieni?"
Spośród sterczących skał wyłoniła się dziwna postać. Oczy, szeroko rozwarte, lśniły fosforyzującą
bielą białek, wargi trzymały długi nóż, a głowa bez włosów podobna była do okrągłego głazu.
Instynktownie pociągnęła Nameąuę na dno czółna.
Mignął cień i spadł z tyłu na czarnobrodego Wintersa. Canoe zakołysało się gwałtownie i Guy runął
rozbryzgując dookoła wodę. Zduszony krzyk rozdarł ciszę pieczary.
Birgens ledwie zdołał utrzymać równowagę czółna. Z lękiem patrzył na kotłującą się ciemną toń,
usiłując dociec, czy Wintersa zaatakował człowiek, czy zwierzę. Obrzucił bojazliwym wzrokiem jaskinię i
chwyciwszy wiosło, pchnął łódz przed siebie.
Ebunseh dopłynął do gładkiej jak stół półki skalnej. Widząc zbliżające się canoe, wszedł na płaskie
głazy. Birgens wiosłował jak szalony. Gdy mijał skałę, Szawanez niezawodną ręką cisnął nóż. Jeff,
ugodzony w pierś, wyprostował się. Przejmujący, niesamowity krzyk zabrzmiał w labiryncie i porucznik
zwalił się całym ciężarem ciała na skulone w czółnie kobiety.
Ebunseh podpłynął, chwycił za burtę i wszedł do środka. Odsunął na bok Birgensa i zabrał mu zza
pasa pistolet.
 Nic nie stało się moim siostrom?  spytał przecinając im więzy na
rękach.
Usiadły. Nie mogły wydobyć z siebie ani jednego słowa. Promyk Księżyca ciężko oddychała, a
Nameąua ufnie przytuliła się do Ebunseha.
\ Szawanez podniósł wiosło z dna canoe.
\  Walka skończona. Wracamy!  zawołał.
Echo powtórzyło słowa.
Wypłynęli na jezioro. Słoneczny blask ślizgał się po łukach fal i zapalał srebrne iskry na pionowych
ścianach piaskowca. Raził oczy. Dopływali do jedynej przystani, jaka istniała w Malowanych Urwiskach,
gdy zobaczyli za sobą łódz z dwoma ludzmi. Promyk Księżyca spytała:
· Kto towarzyszy Czerwonemu Sercu?
· CierpliwoÅ›ci  odparÅ‚ Szawanez. I Birgens poruszyÅ‚ siÄ™, jÄ™knÄ…Å‚.
· %7Å‚yje  szepnęła bez entuzjazmu NameÄ…ua. Ebunseh, rozważywszy coÅ›,
powiedział:
· Trzeba opatrzyć tÄ™ bladÄ… twarz, może być potrzebna. Dziewczyny z ociÄ…ganiem siÄ™ przystÄ…piÅ‚y do
rannego. Dopłynąwszy do przystani, wciągnęli łódkę na skalisty brzeg. Birgens,
wygodnie ułożony, pozostał w czółnie. Indianki usiadły na burcie canoe, a Szawanez oparł się o głaz;
czekali na wracających przyjaciół. Promyk Księżyca śledziła łódz Ryszarda Kosa. Gdy ta była już blisko,
uradowana krzyknęła:
 Moker! To biały brat mego...  nie dokończyła. Najpierw zwątpie
nie, potem głęboki niepokój pojawiły się na jej obliczu.
Andy wyskoczył z canoe pierwszy.
· Witajcie  rzuciÅ‚ pozdrowienie i uÅ›miechajÄ…c siÄ™ do dziewczyn, powiedziaÅ‚:  NameÄ…ua, córka
wielkiego sachema, niech będzie spokojna, Czarny Jastrząb pokonał wrogów i uszedł szczęśliwie.
· A bracia?
· %7Å‚yjÄ…, sÄ… z sachemem. Tylko OrÅ‚a Prerii nie ma...
Nameąua splotła palce rąk i powstrzymywała cisnące się do oczu łzy. '  Co z matką?  spytała
drżącym głosem.
· Jest w niewoli  odrzekÅ‚ i zwróciÅ‚ siÄ™ do Promyka Księżyca:  CieszÄ™ siÄ™ widzÄ…c mojÄ… siostrÄ™ w
zdrowiu.
· A on? Czy żyje?  W pytaniu brzmiaÅ‚ lÄ™k i nadzieja.
· Hmm...  chrzÄ…knÄ…Å‚ Andy i ogarnÄ…Å‚ wzrokiem jezioro.  ByÅ‚ z nami. WalczyÅ‚ z Wintersem...
· Idziemy do wioski  wtrÄ…ciÅ‚ siÄ™ Kos.  Tam porozmawiacie. Ebunsehu, idz przodem, my
poniesiemy rannego.
Indianin ruszył ścieżką, a za nim dziewczęta. Kos i Moker spletli swoje dłonie i posadziwszy na nich
rannego porucznika poszli za kobietami.
W wigwamie położono Birgensa na posłaniu z gałęzi. Pojękiwał nie otwierając powiek, był
nieprzytomny. Andy obejrzał ranę. Ostrze przeszło w pobliżu serca. W puszczy, bez pomocy lekarza,
nikła była nadzieja ratunku. Moker obandażował mu bok i polecił Indiankom przygotować wywar z ziół,
który miał wzmocnić rannego.
 Przyprowadzę nasze konie  mówił.  A wy  poprosił 
rozpalcie ogień.
I bez tej prośby Nameąua kręciła się już przy popiołach wygasłego ogniska.
Promyk Księżyca z trudem ukrywała rozterkę rozdzierającą jej duszę. Uporczywe pytanie drążyło jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl