[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i nie patrzę, co zostawiłam na dole. Taka już jestem i koniec. Można mnie za
to nie lubić, ale przynajmniej jestem szczera. A szczerość i otwartość
w kontaktach międzyludzkich cenię sobie ponad wszystko.
Regularnie opowiadał swoje sny. Część z nich zapisywał, specjalnie dla
mnie, wciąż mam te kartki. Przygotowałam je na spotkanie z panem. Proszę,
dokładnie trzy. Pierwszy, bardzo zabawny sen, był taki: Wchodzę, z jeszcze
jedną osobą, której nie znam, do sadu w S. Tam nerwowo oczekujemy
spotkania z jakimś bliżej niezidentyfikowanym stworem. Okazuje się nim
olbrzymich rozmiarów wąż o głowie przypominającej końską. Obaj uciekamy
w stronę domu, wąż pełznie naszym śladem. Mój towarzysz dopada drzwi
pierwszy. Nagle dostrzegam, że stoi przy nich mój kolega, Aukasz Cz. Mówi,
że porcelanowe filiżanki, które wcześniej stały przed drzwiami i miały
zapewnić ochronę przed wężem, zostały wystawione wyłącznie w celach
reklamowych, po czym je usunięto. Na te słowa czuję ogromny strach,
spostrzegam, że drzwi są zamknięte. Napieram na nie całym ciałem,
ustępują. Zamykam je od środka. Potwór podpełza do nich i ze wszystkich sił
zaczyna uderzać głową. Drzwi nie wytrzymują, rozpadają się na kawałki.
Wąż już otwiera paszczę, żeby mnie pożreć, kiedy nagle wszystko ustaje
i z głowy potwora wyrasta wesoła tabliczka informująca, że to tylko
reklama . Druga opowieść jest tak samo bo ja wiem? groteskowa, proszę
posłuchać: Znię, że jestem moją siostrą opowiadającą mi swój sen. W owym
śnie siostra znajduje się na rynku w Amsterdamie, wyglądem do złudzenia
przypominającym rynek lubelski. Dlaczego akurat lubelski? Siostra ogląda
kamienice. Potem spotyka mnie. Wyglądam jak karzeł. Siostra pyta mamę,
co się ze mną stało. Mama odpowiada, że przez cztery tygodnie jestem
normalny, a przez kolejne dwa karłowacieję. Siostrze robi się z tego powodu
przerazliwie smutno. Zaczyna gwałtownie szlochać . Ostatni sen jest
niedokończony: Ciemna, głucha noc. Razem z siostrą wyruszamy z naszego
domu w S. w niebezpieczną, mimo to ekscytującą podróż. Idziemy pieszo,
najpierw kierujemy się w stronę sąsiedniego domu, dostajemy się tam,
patrzymy przez okno do środka, po czym wracamy na ulicę, chcąc dotrzeć do
miasta. W oddali widzimy jednak jakąś podejrzaną grupkę młodzieży, stojącą
na końcu chodnika. Z tego powodu zawracamy do domu. Tam zdajemy sobie
sprawę, że rodzice zamknęli przed nami drzwi. Wiemy, że są na nas bardzo
zli. Chcemy im wszystko wytłumaczyć. Ale co wytłumaczyć? . Nie,
chwileczkę, pomyliłam się, jest jeszcze jeden sen, na drugiej stronie kartki:
Znajduję się na szczycie jakiejś wysokiej, górującej nad okolicą wieży. Stoję
bardzo blisko krawędzi. Prowadziłem, czy też nadal prowadzę śledztwo
przeciwko niebezpiecznemu mordercy. I oto nagle, jakby sfrunąwszy z nieba,
niczym zły anioł, ktoś brutalnie atakuje mnie nożem. Otrzymuję kilka
pchnięć w twarz. Wycofuję się, ten ktoś napiera. Ponownie obrywam nożem
w twarz. Idąc tyłem, jak gdyby w letargu podobny trupowi, który ożywiony
przez czarownika za pomocą odpowiednich zaklęć zostaje ponownie
wprowadzony przez niego w stan śmierci kładę się na łóżku. Ogarnia mnie
ciemność . Nic specjalnego, prawda? Nie mam pojęcia, czemu się ich nie
pozbyłam. Zrobię to dzisiaj. Niech mi pan wierzy. Albo nie, zaraz je podrę,
przy panu, o, proszę, już ich nie ma.
Wolałabym tego uniknąć, ale skoro zgodziłam się grać rolę kochanki
tego potwora , niech będzie. Nie można robić kroku naprzód, a potem
dwóch kroków w tył. Owszem, to jest bolesne, nawet dla mnie, kobiety
z natury twardej i nieustępliwej, mówiłam, że jestem Rakiem, a Raki tak
mają. Przecież wiele razy myślałam, że wybaczam Szymonowi wszystko, co
zrobił mnie i innym kobietom. A następnego dnia znowu czułam ból, złość,
płakałam. Mieszanka emocji. Nie, nie prosiłam wtedy nikogo o pomoc.
Jestem na to zbyt dumna i zbyt niezależna. Mam to po rodzicach, u nas
w domu było tak, że w trudnych chwilach trzeba było radzić sobie samemu.
Więc sobie radziłam. Jestem ze szkoły, w której trudności się przezwycięża,
a nie się o nich gada.
Najpierw poznałam Agatę. Mówiłam już panu, że długo byłam
dziennikarką. Obsługiwałam wtedy duże przyjęcie wydane przez prezydenta
miasta, to był chyba finał konkursu na przedsiębiorcę roku. Agata pracowała
wtedy w urzędzie miasta. Była odpowiedzialna za stronę organizacyjną
konkursu, a potem tego przyjęcia. W pewnym momencie zaczęłyśmy
rozmawiać. Pamiętam, że chciałam wykorzystać jej wypowiedzi w artykule,
który miał się ukazać następnego dnia. Potem nasze ścieżki przecięły się
jeszcze kilka razy. Raz czy dwa umówiłyśmy się nawet prywatnie, na kawę.
Dość dobrze nam się rozmawiało, Agata była miłą osóbką, niegłupią,
niebrzydką. Sporo opowiadała o mężu. Było widać, że była w nim bardzo
zakochana. Powiedziałabym, że nawet za bardzo. Mówiła o nim jak o jakimś
bóstwie. %7łe ciekawie opowiada o literaturze, że sprząta, że gotuje, że
świetnie opiekuje się ich synem, że osiąga wspaniałe sukcesy zawodowe, że
jest przystojny, że można na nim polegać i tak dalej. Szczerze mówiąc, nie
miałam wtedy najmniejszej ochoty go poznać. Nie znoszę mężczyzn
idealnych, idealny znaczy nudny. Takich to trzeba ciągle adorować, hołubić,
upewniać, że są wspaniali, jedyni w swoim rodzaju. Klaskać im, udawać
głupszą, niż się jest, słabą, bezbronną by czuli się jeszcze lepsi, doskonalsi,
jeszcze bardziej boscy. Jednak widocznie los chciał, że w końcu się
spotkaliśmy. Było to w grudniu. Redakcja wysłała mnie na spotkanie, które
prowadził Szymon. Nie pamiętam, o czym mówiono, to było tak dawno
temu. W każdym bądz razie nie bardzo zdawałam sobie sprawę, że mam do
czynienia z tym Szymonem K. Czyli, jak mnie pózniej pouczono w redakcji,
z wschodzącą gwiazdą polskiej humanistyki . Takie opinie o Szymonie były
dość częste. Stawał się powoli postacią rozpoznawalną także poza
środowiskiem akademickim. Miał dryg do wystąpień publicznych, kamery
go lubiły. Agaty na spotkaniu nie było. Potem dowiedziałam się, że Szymon
nie lubił, kiedy żona widziała go w akcji . Tłumaczył to skromnością. Nie
wiem, czy to był prawdziwy powód, moim zdaniem nie, chyba po prostu
chciał mieć wolną rękę, a takie spotkania, dyskusje publiczne to też był jakiś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]