[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Posłuchaj mnie ciągnął Will. To nie wina Gryzeldy, że jest najładniejsza w całej okolicy, ani
też moja, że jej chcę. Więc co ci to szkodzi, do cholery? Jakem ją pierwszy raz zobaczył tam, w Georgii,
obiecałem sobie, że jej popróbuję, i niech mnie szlag trafi, jeżeli nie dotrzymam własnej obietnicy. Ty dostajesz,
co ci się należy, więc o co tyle krzyku?
Porozmawiamy o tym innym razem, Willu, jeżeli mi obiecasz, że teraz przestaniesz. Pamiętaj, kto tu
jest.
Przecież wszystko zostaje w rodzinie, nie? Więc o co ci idzie, psiakrew?
Miła Jill spojrzała na Pluta i roześmiała się. Ten uczuł, że fala krwi oblewa mu policzki, i obrócił się do
ściany, ażeby ukryć twarz w cieniu, a Jill znowu wybuchnęła śmiechem.
Póki Will siedział w pokoju, nie było celu się odzywać. Rozamunda rozpłakała się nagle.
Nie ma w tym za grosz sensu upierał się Will. Przecież wszystko zostaje w rodzinie, no więc
co? Ot, nasz stary Pluto zabawia się z Miłą Jill albo zabawiałby się, gdyby mógł. A ja chyba sypiam z tobą dosyć
często, jeżeli tylko nie zadzierasz nosa i nie zaczynasz pleść o jakiejś cholernej świętości zbliżenia z kobietą i
takich tam bzdurach. Więc dlaczego, do diabła, nie wolno mi powiedzieć, że chcę Gryzeldy? Chyba nie możesz
żądać, żeby taka dziewczyna się zaszpuntowała? To by dopiero była piekielna szkoda i grzech, jak pragnę
zdrowia!
Rozpłakał się na samą myśl o tym. Wstał; łzy ciekły mu po policzkach, szlochał tak, iż zdawało się, że
serce mu pęknie. Usiłował powstrzymać strumień łez, wciskając pięści w oczy, ale to nic nie pomogło i łzy
leciały dalej jak groch.
Rozamunda podniosła się z łóżka.
No, już mu na szczęście przechodzi powiedziała, oddychając z ulgą. Za chwilę będzie w
porządku. Zostawcie go, to zaraz przyjdzie do siebie. Chodzmy do drugiego pokoju. Zgaszę światło, żeby go nie
raziło.
Pluto i Jill wyszli za nią, a Will pozostał zapłakany w rogu.
Kiedy zasiedli w sąsiedniej izbie, Rozamunda powiedziała do Pluta:
Strasznie mi wstyd tego, co się stało, Pluto. Proszę cię, postaraj się zapomnieć i więcej o tym nie
myśleć. Will nie wie, co mówi, kiedy się upije. Nie ma w tym ani słowa prawdy. Tego jestem pewna. Nie
byłabym mu za nic pozwoliła tak przy was gadać, ale co mogłam poradzić? Proszę cię, zapomnij o tym.
Ależ dobrze, Rozamundo odparł, rumieniąc się lekko. Nie mam żadnej pretensji ani do ciebie,
ani do Willa.
No chyba, że nie masz wtrąciła Jill. Przecież to nie twoja sprawa. Siedz spokojnie i nic nie
gadaj, Pluto.
Zaczęła rozmawiać z Rozamundą na inny temat, ale Pluto nie mógł dosłyszeć, o czym mowa. Siedział
prawie na drugim końcu pokoju, a one coś szeptały do siebie. Było mu niewygodnie na małym krzesełku; z
chęcią rozsiadłby się na podłodze, gdzie miałby więcej miejsca.
Po pewnym czasie w drzwiach stanął Will. Twarz miał zapadniętą, lecz trudno było poznać, że pił.
Wydawał się zupełnie trzezwy.
Jak się masz, Pluto powiedział, ściskając mu rękę. Dawnośmy się nie widzieli. Już pewnie z
rok, co?
Ano chyba, Will.
Will przysunął sobie krzesło, siadł, odchylił się w tył i popatrzał na Pluta.
No, i co teraz porabiasz? To samo, co zwykle?
Tego roku kandyduję na szeryfa odparł Pluto. Ubiegam się o urząd.
Będziesz pierwszorzędny rzekł Will. Na szeryfa trzeba kawał chłopa. Dlaczego tak jest, nie
wiem, ale fakt faktem. Nie pamiętam, żebym kiedy widział chudego szeryfa.
Pluto roześmiał się dobrodusznie. Podszedł do okna i wypluł sok tytoniowy.
Powinienem teraz być w domu powiedział ale cieszę się, że miałem okazję wpaść do was.
Tylko muszę wracać zaraz z samego rana i trochę pochodzić za głosami. Przez cały dzień nic nie załatwiłem.
Wybrałem się nawet wcześnie, ale dojechałem tylko do Waldenów, a teraz tu siedzę w stanie Karolina.
A stary i chłopaki ciągle tam kopią te dziury w ziemi?
Prawie bez przerwy, dzień i noc. Ale teraz sprowadzają sobie z moczarów albinosa, który ma im
odgadnąć, gdzie jest złoto. Dziś wieczorem wybrali się po niego przed naszym wyjazdem.
Will wybuchnął śmiechem i klepnął się po udach szerokimi dłońmi.
Czary, co? A niech mnie szlag trafi! Nie wiedziałem, że Tay Tay zacznie na starość bawić się w
czary. Zawsze mi opowiadał, jak to on naukowo podchodzi do kopania złota, a teraz bierze się do sztuk
magicznych! Niech mnie licho!
Pluto chciał jakoś wystąpić w obronie Tay Taya, ale Will tak ryczał ze śmiechu, że Pluto bał się tego
uczynić.
Może to coś i da ciągnął Will a może nie. Stary powinien się na tym znać, bo przecież blisko
od piętnastu lat bawi się w to kopanie na farmie i chyba teraz już z niego fachowiec. To złoto tam jest, co, Pluto?
Nie mam pojęcia odrzekł Pluto ale myślę, że musi być, bo odkąd pamiętam, ludzie
wykopywali bryłki w całej okolicy. Złoto gdzieś jest, bo sam te bryłki widziałem.
Ile razy słyszę, że Tay Tay kopie doły, sam jakby dostaję gorączki powiedział Will. Ale jak
tylko tam pojadę i posiedzę w tym słońcu, zaraz mnie całkiem odchodzi ochota. Co prawda, wcale bym się nie
obraził, gdybym gdzie znalazł złoto. Bo tutaj tak coś wygląda, że nie ma wielkich widoków na utrzymanie się z
pracy w fabryce. Chyba że coś z tym zrobimy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]