[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-... a Jego Wysokość król Stefan daje wolne przejście
każdemu, kto życzyłby sobie wejść na zamek i zabrać
stamtąd ciała swoich krewnych, jeśli tacy byli wśród
straconych, aby dać im chrześcijański pochówek w miejscu,
jakie sam wybierze. Jednakże, jako że między nimi jest jeden,
którego osoba nie jest nikomu znana, Jego Wysokość król
Stefan życzy sobie, aby ktokolwiek, kto owego nieznajomego
rozpozna, wyjawił jego imię. Nikt nie powinien się obawiać,
by z powodu tych czynów groziła mu kara czy utrata łask.
Na twarzy Aline malował się przestrach. Hugo przypo-
mniał sobie, że w królewskim namiocie wspominała o zagi-
nionym bracie, który przeciwstawił się ojcu i dołączył do
zwolenników Matyldy. I chociaż słyszała pogłoski, że
przebywa we Francji, nie miała pewności, czy to aby prawda.
Zapewne teraz zakiełkowały w duszy Aline obawy, czy
ten nieznany zmarły nie jest jej bratem. I z pewnością
chciałaby udać się do zamku, by przekonać się na własne
oczy, czy między zabitymi jest jej krewniak.
- Pani - powiedział Beringar cicho i z szacunkiem.
Jeśli mogę ci w czymś służyć, to jestem na twoje rozkazy.
Wzdrygnęła się jakby nagle przebudzona i spojrzała na
niego z wyrazem zdumienia na twarzy, które to jednak zdu-
mienie zatarło się pod ufnym uśmiechem, kiedy rozpoznała
oblicze, które była dostrzegła już wcześniej w kościele.
Może jeszcze przypominasz sobie, pani - dodał młodzie-
niec - iż przybyłem do królewskiego namiotu zaraz po tobie.
Jestem Hugo Beringar z Maesbury. Z przyjemnością oddaję
się na twoją służbę! I zdaje się, że znam przyczynę twojego
smutku. Jeśli jest jakieś zadanie, które mogę dla ciebie wyko-
nać, uczynię to z radością.
Pamiętam was, panie, i miła mi wasza oferta, ale jeżeli
jest coś do zrobienia, tylko ja mogę to uczynić. Nikt inny nie
zna twarzy mojego brata. Nawet Konstancja.
Lecz nie będzie to przyjemny spacer...
Prawdę mówiąc, zawahałam się, słysząc słowa posłańca,
czy nie będzie to ponad moje siły, ale... przybędzie tam wiele
innych kobiet z miasta. Skoro one to przetrzymają, to i ja
mogę.
Nie masz przecież powodów spodziewać się, że twój brat
może być wśród tych nieszczęśników.
Uśmiechnęła się raz jeszcze, słysząc w jego głosie ubole-
wanie nad losem straconych żołnierzy.
- %7ładnych, z wyjątkiem tego, że chciał walczyć za
sprawę cesarzowej, a ja nie mam żadnych wieści od niego.
Lepiej, abym się upewniła. Tak długo, aż nie spotkam go
martwym, mogę mieć nadzieję, iż ujrzę go żywym.
- Czy był ci drogi? - zapytał niespodziewanie Beringar.
Zastanowiła się, czy odpowiedzieć, uznając pytanie za dosyć
śmiałe.
- Nie... Nie znałam go tak, jak siostra winna znać brata.
Giles chadzał zawsze własnymi drogami. Był o pięć lat
starszy ode mnie i miał swoich przyjaciół, a ja swoich. Kiedy
skończyłam jedenasty rok życia, przebywał z dala od domu,
wracając doń jedynie na krótko. Po to, by kłócić się z moim
ojcem. Ale jest moim jedynym bratem i nie chcę wyprzeć go
ze swego serca. Ani pozostawić bez opieki jego ciała, jeśli to
on jest tym nieznanym nieszczęśnikiem.
- To z pewnością nie będzie Giles - powiedział
uspokajająco młodzieniec.
-Nie mam tej pewności! A wtedy będzie potrzebował
swej siostry, by ujawniła jego imię i pochowała go jak
należy. Muszę iść!
Myślę, że nie powinnaś. Ale skoro się uparłaś, to nie mo-
żesz iść sama! - Miał nadzieję, że po tych słowach poprosi
go, by towarzyszył jej na zamek. Zamiast tego powiedziała:
Tak, masz rację! Lecz nie mogę zabrać ze sobą biednej
Konstancji. Nie ma żadnych krewnych pośród straconych,
czemuż więc miałaby oglądać tak przykre widoki?
Nie będę ani przez chwilę spokojny, jeżeli pójdziesz sama
- przerwał jej Hugo. - Ale jeśli powiesz, że dasz sobie radę, to
trudno, odejdę bez słowa.
Jej usta zadrżały.
- Nie, nie mogę tak powiedzieć, albowiem skłamałabym.
Nie jestem zbyt dzielna, śmierć mnie przeraża, boję się zmar
łych. Z wdzięcznością przyjmuję twoje towarzystwo.
Osiągnął to, czego chciał Ba, miał nawet więcej.
Po cóż mieli jechać, skoro spacer będzie trwał dłużej,
dając więcej sposobności do lepszego poznania się?
Młodzieniec odesłał swego wierzchowca i podając Aline
dłoń, poprowadził ją przez most w stronę miasta.
***
Brat Cadfael stał w portalu wiodącym do małej sali i każ-
dego przechodzącego pytał, czy zna zamordowanego
mężczyznę. Niektórzy patrzyli na niego ze złością, inni z
żalem, niezadowoleni, że w tak smutnej dla nich chwili
narusza się ich spokój i przerywa modlitwy. To ci, którzy
znalezli wśród zabitych krewnych i przyjaciół. Inni,
szczęśliwi, że nie zauważyli nikogo znajomego, wdawali się
z mnichem w dłuższe pogawędki. Ale nikt nic nie wiedział o
dziewięćdziesiątym piątym ciele...
Prestcote dotrzymał słowa i otworzył przed mieszczanami
bramy zamku. Strażnicy, dowodzeni przez Adama
Courcelle'a, dostali polecenie udzielania pomocy każdemu,
kto o nią poprosi, nawet jeśli chodziło o odniesienie ciała do
domu czy miejskiej kaplicy.
Nowa załoga obejrzała zamordowanego, ale nikt z nich
nie przypominał sobie, aby wcześniej go widział. Courcelle
długo przypatrywał się zwłokom, potrząsając głową z ubole-
waniem.
Mnie także nie jest on znajomy, bracie Cadfaelu. Jak to
możliwe, by takiego młodego człowieka nienawidził ktoś z
taką mocą, że aż usunął go z naszego świata?
Istnieją morderstwa popełnione bez nienawiści - odparł
ponuro zakonnik. - Rozbójnicy napadają na swe ofiary, nie
żywiąc dla nich żadnych uczuć.
Cóż w takim razie mógł posiadać ten młodzieniec, że go
obrabowano? Co na nim zyskano? Znać, że jest szlachetnie
urodzony, ale na bogacza nie wygląda.
- Przyjacielu, są na świecie ludzie gotowi odebrać
blizniemu życie dla kilku miedziaków, jakie żebrak zbierze w
ciągu jednego dnia. Zresztą czemuż by myśleć mieli o spra-
wiedliwości, skoro widzieli, jak jednym ruchem dłoni król
wyprawia na tamten świat niemal setkę mężczyzn! Może na-
wet pomyśleli, że ich zbrodnia także uniknie pomsty?
Mnich dostrzegł, jak twarz Courcelle'a zmienia kolor na
czerwono ognisty, jak w jego oczach zapala się krótki błysk
złości, ale kapitan nie wyrzekł ani słowa protestu.
- Och, wiem, że otrzymałeś rozkazy i nie miałeś wyboru.
W swoim czasie także byłem żołnierzem i zdaję sobie sprawę
z tego, czym jest powinność i obowiązek. Myśląc o wielu
rzeczach, jakie ongiś czyniłem, dochodzę do wniosku, że
czułbym się szczęśliwszym, gdybym ich nie czynił.
Wątpię - odrzekł cierpkim głosem oficer - czy ja dojdę
kiedyś do takich wniosków.
Ja też kiedyś o tym wątpiłem. Ale oto widzisz przed sobą
przykład człowieka, który teraz tak właśnie myśli. Cóż,
jesteśmy istotami, które bardzo dbają o własne życie -
powiedział Cadfael.
Najgorsze zaś jest to, iż nie cenimy życia innych; jeśli
mamy władzę, myślimy tylko o sobie" - pomyślał, patrząc na
nieruchome ciała ułożone wzdłuż ścian sali.
***
[ Pobierz całość w formacie PDF ]