[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ogarnąć. Ale to on musiał spowodować, że za Boga nie mogła
dolecieć do Seattle i o oznaczonej godzinie znalazła się na
lotnisku w Salt Lake City. Po to, aby napadł na nią fałszywy
złodziej i Chance mógł wybawić ją z opresji. To był plan
wymagający wielkich nakładów i opracowany szczegółowo
przez najlepszych profesjonalistów. Plan, w którym założono,
148
że ona jest w zmowie ze swoim ojcem. Po tej wpadce w
Chicago sprawdzali na pewno wszystkich, no i doszli, kim ona
jest naprawdę. Chance, zgodnie z planem, miał ją w sobie
rozkochać, żeby pomogła mu w infiltracji organizacji ojca.
Niestety, pomylił się. Ona nie tylko nie współpracowała ze
swoim ojcem, ona drżała ze strachu przed nim i nienawidziła
go. Chance usłyszał o tym z jej własnych ust. Wtedy
wprowadził do planu korektę i wyznaczył jej inną rolę. Rolę
przynęty.
Teraz stał, kilkanaście metrów dalej, zajęty rozmową z
jakimś mężczyzną, wysokim i barczystym, wyglądającym
bardzo groznie.
Patrzyła na Chance'a, patrzyła, a w jej obolałym, cierpiącym
ciele pojawił jeszcze jeden ból.
Jej światło, jasne światło, zgasło.
Chance popatrywał na Sunny co chwilę, właściwe to prawie
nie spuszczał jej z oka. Siedziała na tym wiaderku otulona
kocem i przerazliwie blada. A on nie miał czasu, żeby ją
przytulić, dodać otuchy. Miał pełne ręce roboty. Trzeba
uzmysłowić miejscowym, że to on ma tu wszystko pod
kontrolą, a nie oni, dopilnować ciał, i przekazać, gdzie trzeba,
to co mówił Mel o wtykach Hauera.
Sunny jest bardzo inteligentna i bystra. Zauważył, jak
dokładnie obserwuje wszystko, co dzieje się teraz dookoła, i
widział, jak jej twarz coraz bardziej jest ściągnięta, coraz
bledsza. Jakby powoli dochodziła do wniosku, jedynego, do
jakiego mogła dojść.
Poza tym słyszała, że dla wszystkich jest Mackenziem.
Przechwycił jej spojrzenie. Przez kilka sekund wpatrywali się
w siebie, dzieliło ich kilka metrów. Przepaść, nad którą nie
przerzucono żadnego mostu. Postarał się, aby jego twarz nie
wyrażała niczego. Wiedział, że ona już rozważyła wszystko, co
mogłoby go usprawiedliwić. Wiedział też, że miał słuszne
powody, aby postępować tak, a nie inaczej. Ale jeden fakt był
niezbity. Wykorzystał Sunny, narażał jej życie. To jednak
149
Sunny pewnie zdolna byłaby mu wybaczyć. Nie wybaczy mu
czego innego - sposobu, w jaki ją wykorzystał.
Widział, jak jej oczy gasną, znika ten jej świetlisty,
brylantowy blask, zostaje smutna, mdła szarość. Odwróciła
głowę. Ale przedtem pokazała mu. Pokazała ręką, że on ma
się...
Odwrócił szybko głowę i napotkał wzrok brata. Jasne oczy
Zane'a, pełne mądrości. On już wszystkiego się domyślił.
- Chance, jeśli chcesz, żeby była twoja, nie pozwól jej odejść.
Proste. I jednocześnie bardzo trudne. Nie pozwól jej odejść...
Czy on w ogóle ma do tego prawo?- Ta dziewczyna zasługuje
na kogoś lepszego, nie na takiego jak on. Ale słowa Zane'a
zasiały już ziarno wątpliwości. Może jednak... Może
zatrzymać...
Odwrócił się, żeby znów spojrzeć na Sunny.
Wiaderko, odwrócone do góry nogami, stało na swoim
miejscu, ale już nikt na nim nie siedział. Podszedł natychmiast
do tego miejsca, zaczął rozglądać się dookoła. Jego ludzie
rozstawieni byli po kilku na całym terenie. Część z nich miała
jakieś zadania, część po prostu obserwowała teren. I nigdzie
nie zauważył Sunny.
Pochylił się, zaczął wpatrywać się w trawę, w nadziei, że
znajdzie jakiś ślad, mówiący, w którą stronę poszła Sunny. Ale
trawa była zdeptana stopami wielu ludzi. Jego wzrok
przemknął po wiaderku. Dziwnie ciemnym, mokrym.
Przejechał dłonią po blaszanej powierzchni, podniósł dłoń do
oczu. Czerwona. I dłoń, i palce. Krew Sunny.
Poczuł, jakby cała jego krew nagle odpłynęła z ciała.
Postrzelili ją, a w tym mroku nikt nie dostrzegł krwi na jej
mokrym, ubrudzonym mułem ubraniu. Siedziała tu, krwawiła i
nikomu nic nie powiedziała. Dlaczego?
Bo podjęła decyzję. Gdyby zdradziła, że jest ranna, opatrzono
by ją i przewieziono do szpitala. Byłaby więc nadal uchwytna,
Chance mógłby się z nią jeszcze zobaczyć. A ona nie chciała
go już widzieć. Więc odeszła, bez żadnych scen, przeprosin
czy wyjaśnień. Po prostu znikła.
150
Od samego początku wiedział, że rozstanie będzie bolało.
Ale nie spodziewał się, że to będzie taki cios. Potężny cios w
samo serce. I ten strach, przemieniający ciało w lód.
- Chłopaki! - ryknął. Wszystkie twarze natychmiast zwróciły
się ku niemu. - Szukać jej! Zostawić wszystko i szukać jej!
Natychmiast! Szukać Sunny Miller! Ona jest ranna!
Spojrzał w ciemność za ciepłym kręgiem świateł reflektorów.
Ona musi tam być, to przecież zaledwie kilka minut, nie mogła
odejść daleko.
Znajdą ją. Nic innego nie wchodziło w grę.
151
ROZDZIAA CZTERNASTY
Chance bez końca przemierzał korytarz, z którego wchodziło
się do poczekalni, gdzie znajdował się gabinet chirurga. Musiał
chodzić, bez przerwy. Bał się, że jeśli zatrzyma się choć na
chwilę, to upadnie i nie będzie miał siły się podnieść.
Nie wiedział, że w ogóle można odczuwać tak paniczny
strach. O siebie nie bał się nigdy, nawet kiedy widział lufę,
wycelowaną prosto w jego twarz. Mel nie był przecież
pierwszy, który trzymał go na muszce. Ale teraz Chance bał się
o Sunny. Znalazł ją w trawie, nieprzytomną, jej puls był ledwo
wyczuwalny.
Chwała Bogu, że na akcję pojechał i lekarz. Gdyby go nie
było... Ale był. Udało mu się częściowo powstrzymać krwotok,
podłączył kroplówkę i dowiózł Sunny do szpitala żywą.
Tam Sunny natychmiast otoczyła grupa lekarzy i
pielęgniarek.
-Czy pan jest jej krewnymi - zapytała jedna z pielęgniarek,
wypychając Chance'a za drzwi.
Usłyszał swój głos:
-Tak. Jestem jej mężem.
Nie, on nie mógł dopuścić, żeby ktokolwiek inny
podejmował decyzje dotyczące zdrowia Sunny. Zane, który nie
opuszczał go ani na chwilę, nie okazał żadnego zdziwienia.
-Jaką grupę krwi ma pana małżonka?
Naturalnie, że nie wiedział, tak samo, jak nie znał
odpowiedzi na żadne z następnych pytań. Ale nawet gdyby
znał, to i tak nie był w stanie udzielić jakiejś logicznej
odpowiedzi. Jego cała uwaga skupiona była na postaciach w
seledynowych fartuchach, pochylonych nad Sunny.
Pielęgniarka dała mu w końcu spokój. Poklepała go po
ramieniu i powiedziała, że wróci za chwilę, kiedy stan jego
żony będzie już stabilny. Był jej wdzięczny za optymizm.
Tymczasem Zane, z typowym dla niego refleksem, zlecił, aby
do jego podręcznego komputera natychmiast wysłano kopię
pliku z danymi o Sunny. Dzięki temu Chance będzie miał
152
wszystkie potrzebne informacje, kiedy pielęgniarka wróci i
zada mu następną serię pytań. Ale przedtem czekał go jeszcze
jeden szok, kiedy z gabinetu wyszedł chirurg w seledynowym
fartuchu poplamionym krwią.
-Pańska żona na moment odzyskała przytomność -
powiedział. - Pytała o dziecko. Czy pan wie, od kiedy pańska
żona jest w ciąży?
Chance zachwiał się, dobrze, że obok była zbawienna ściana,
o którą mógł oprzeć głowę.
-Ona jest w ciąży? - spytał ochrypłym głosem.
-Aha - mruknął lekarz. - Rozumiem. No cóż, być może
dopiero teraz taka możliwość przyszła jej do głowy. W każdym
razie zrobimy kilka testów, no i podejmiemy odpowiednie
środki ostrożności. Teraz zabieramy ją na blok operacyjny.
Pielęgniarka pokaże panu, gdzie czekać.
I odpłynął, powiewając tasiemkami nie zapiętego z tyłu
seledynowego fartucha.
-Twoje- - spytał krótko Zane, wbijając w niego przenikliwe
jasne oczy o sile lasera.
-Tak.
W ciąży.- Ale kiedy Chance w zamyśleniu pocierał czoło. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl