[ Pobierz całość w formacie PDF ]

deńka z najcieńszej skóry, po prostu pieszczące stopy.
Farik popędził konia, Crystal też i oboje podjechali
do samochodu, gdzie za opuszczoną szybą widać było
dwie czarne główki,
- Tatuuusiu! - wołała z daleka mała Hana. - Już
jesteśmy?
- Już niebawem - powiedział ojciec.
- A ja myślę, że już jesteśmy - oświadczyła niania,
wskazujÄ…c na wysokÄ… wydmÄ™, zza której wyglÄ…daÅ‚y ko­
rony dorodnych palm. - To wyglÄ…da mi na oazÄ™.
Konie i samochody pokonały wydmę. Crystal,
wjechawszy na szczyt, zatrzymaÅ‚a PerÅ‚Ä™ i przez dÅ‚uż­
szą chwilę delektowała się niezwykłym widokiem
zielonej wyspy, która pojawiła się wśród bezkresu
pustynnego piasku. Na tej wyspie rosÅ‚y palmy z pió­
ropuszami olbrzymich liÅ›ci, u ich stóp mnóstwo in­
nych bujnych roÅ›lin, otaczajÄ…cych bÅ‚Ä™kitnÄ… taflÄ™ nie­
dużego jeziora. A na samym środku stał gigantyczny
namiot. Zauważyła też talerz do telewizji satelitarnej,
jak przypuszczaÅ‚a, do komunikowania siÄ™, bo na pew­
no nie po to, żeby oglądać HBO.
- A co to jest? - spytaÅ‚a, równajÄ…c siÄ™ znów z Fa¬
rikiem. - Ta szopa, tuż obok talerza?
- Generator dla klimatyzacji.
Gdy zeskoczył na ziemię, natychmiast wokół niego
zjawiło się czterech ochroniarzy. Jeden z nich pomógł
Crystal zsiąść z konia, dzieci wysiadły z samochodu
i książęca rodzina razem z nianiÄ… wkroczyÅ‚a do na­
miotu.
- Crystal, rozejrzyj się - rzucił Farik i odszedł
gdzieÅ›, zabierajÄ…c ze sobÄ… dzieci.
Odczekała chwilę, aż jej oczy przyzwyczaiły się do
półmroku, po czym ruszyła na rekonesans. Ogromny
namiot podzielony byÅ‚ na urzÄ…dzone z iÅ›cie królew­
skim przepychem pomieszczenia. Zciany ozdobiono
jedwabnymi draperiami, na puszystych, perskich dy­
wanach staÅ‚y niskie, biaÅ‚e kanapy, zarzucone hafto­
wanymi poduszkami. Crystal najpierw obejrzała kilka
sypialni z wszelkimi udogodnieniami, z możliwością
kÄ…pieli wÅ‚Ä…cznie. W jednym z pokoi na Å›rodku królo­
wał rzezbiony stół z tekowego drewna, który mógł
śmiało konkurować ze stołem w pokoju jadalnym
w pałacu.
W końcu weszła do największego pomieszczenia,
ogromnej sali. Stał tu tylko jeden mebel - duże,
rzezbione krzesło pod ścianą. Kawałek dalej dojrzała
kilku mężczyzn, niewÄ…tpliwie tubylców, i uÅ›miechnÄ™­
Å‚a SiÄ™ w duchu. Stali grzecznie w kolejce, jak po pre­
zenty od Zwiętego Mikołaja w supermarkecie.
Nagle tuż nad uchem usłyszała głos Farika:
- Pora zaczynać.
- Ale co? - spytała, czując jednocześnie, jak do
jej dłoni wsuwają się ciepłe rączki blizniąt.
- Zobaczysz. UsiÄ…dz razem z dziećmi na tych po­
duszkach koło krzesła.
Crystal ruszyÅ‚a ku sporej górce miÄ™kkich aksamit­
nych poduszek. Gdy usiadÅ‚a, z jednej strony przy­
cupnął Nuri, z drugiej Hana, tak samo przejęci jak ich
opiekunka. Objęła dzieci ramionami, a one przytuliły
się ufnie, aż ją w gardle ścisnęło. Książęce maluchy
zawojowaÅ‚y jÄ… bez reszty. Przy nich jej instynkt opie­
kuńczy pracował na najwyższych obrotach.
- Jestem Kalid, adiutant ksiÄ™cia Farika - przedsta­
wił się wysoki chudzielec. - Z rozkazu księcia będę
pani tłumaczem.
Chciała zapytać, co tu się dzieje, ale Kalid położył
palec na ustach, nakazujÄ…c ciszÄ™.
Gdy książę Farik zasiadł na rzezbionym krześle,
podszedł do niego pierwszy mężczyzna z kolejki,
skłonił się głęboko i zaczął coś przedkładać. Farik
sÅ‚uchaÅ‚ uważnie, zadaÅ‚ parÄ™ pytaÅ„, mężczyzna skwap­
liwie odpowiedział. Potem mówił już tylko Farik,
a kiedy skończył, na twarzy mężczyzny pojawił się
szeroki, peÅ‚en zadowolenia uÅ›miech. SkÅ‚oniÅ‚ siÄ™ jesz­
cze głębiej niż poprzednio i wycofał się.
- O co tu chodzi? - spytała cicho Crystal
- Jego żona spodziewa się dziecka. Ma za sobą
dwa poronienia, teraz też pojawiÅ‚y siÄ™ jakieÅ› kompli­
kacje i trzeba ją przewiezć do stołecznego szpitala.
ProsiÅ‚ też, żeby poród odbyÅ‚ siÄ™ w nowej klinice, któ­
rej budowie patronuje książę Kamal.
- Ale ta klinika jeszcze nie jest otwarta.
- Wkrótce zacznie działać, a ta kobieta już teraz
powinna znalezć się w szpitalu, niestety jej mąż nie
ma odpowiedniego środka transportu.
- No i?
- Książę właśnie podarował mu samochód.
- Podarował?!
- Tak. Cii...
Przed Farikiem pojawił się kolejny mężczyzna,
dość jeszcze mÅ‚ody, tuż po trzydziestce. ZÅ‚ożyÅ‚ gÅ‚Ä™­
boki ukłon i zaczął wyłuszczać swoją sprawę. Crystal
nie rozumiała ani słowa, dlatego czas ten poświęciła
na wnikliwą obserwację księcia Farika. Smagłolicy
szejk w luznych spodniach i koszuli przepasanej sze­
rokim jedwabnym pasem, wyglądał rewelacyjnie.
Dostojny, a zarazem... jak uosobienie romantyczne­
go Å‚otrzyka.
Książę wysłuchał uważnie, potem przemówił i na
twarzy kolejnego petenta pojawił się radosny
uÅ›miech. Bez wÄ…tpienia jego życzenie również zosta­
Å‚o speÅ‚nione. Na twarzy ksiÄ™cia też pojawiÅ‚ siÄ™ życz­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl