[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdy otworzyła mu drzwi, jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć.
- Och, Quinn, miło cię widzieć! - powitała go tak spokojnie, jakby zaprosiła
go na wieczór.
Pamiętał, że miała na sobie kremową, jedwabną bluzkę koszulową i lniane
spodnie, a platynowe włosy skręcone w loki dotykały ramion. Na jej twarzy widniał
perfekcyjnie zrobiony makijaż.
Z początku przemknęło mu przez głowę, że oto wychodzi, okazało się jednak
na odwrót - właśnie wróciła. Ten szczęśliwy zbieg okoliczności długo nie dawał
S
R
mu spokoju.
- Moja gospodyni ma dzisiaj wychodne - poinformowała Julia mimochodem,
zapraszając go do salonu.
Salon miał dwa poziomy; ogromną przestrzeń wyłożono dywanem w ciepłym,
kremowym kolorze, dwie ściany zaś stanowiły biegnące od sufitu do podłogi okna.
Quinn, wchodząc za gospodynią po niskich stopniach do dalszej części salo-
nu, raz po raz obracał się na pięcie w swych sportowych tenisówkach, żeby podzi-
wiać szczegóły wystroju.
Mijali właśnie ogromny marmurowy kominek zastawiony kwiatami, podąża-
jąc w kierunku stojących naprzeciw siebie dwóch kanap: kremowej i w kolorze
burgunda.
- Masz fantastyczne mieszkanie! - powiedział z zachwytem, ale zdał sobie
sprawę, że musiało to zabrzmieć bardzo dziecinnie. - To znaczy... robi duże wraże-
nie - poprawił się, żałując w duchu, że na tę okazję włożył dżinsy i wyglądał teraz
przy Julii jak smarkacz. Bóg jeden wiedział, jak czuł się naprawdę, mimo pozorów
swobody.
- Cieszę się, że ci się podoba - odrzekła. - Przynieść coś do picia...? - Urwała.
- Może colę?
- Jestem pełnoletni - odparł spokojnie, przyglądając jej się z ukosa. I w na-
głym przypływie intuicji zrozumiał, że Julia była zdenerwowana. Nie do wiary, ale
ta sławna, pewna siebie kobieta była spięta z jego powodu! - Dziękuję, nic nie chcę
- dodał grzecznie.
- A więc w czym mogę ci pomóc? - spytała lekko zdziwionym tonem.
- Pomóc? - powtórzył z uczuciem frustracji. - Nie przyszedłem tu, żebyś mi
pomagała. Do diabła, po prostu chciałem cię zobaczyć!
Właściwie nie zamierzał tego powiedzieć. Powtarzał sobie, że musi bardzo
uważać. Julia bywała kapryśna. Jeśli nie zachowa ostrożności, zostanie wyproszo-
ny. Emocje jednak wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem.
S
R
- Doprawdy? - Skrzyżowała ramiona na piersi w geście zakłopotania. - To mi
naprawdę pochlebia, Quinn, ale z pewnością jest jakaś inna przyczyna... - Zawahała
się lekko. - Może potrzebujesz pieniędzy albo...
Zaklął siarczyście, a potem zmitygował się:
- Nie chcę pieniędzy! Dlaczego nie przyjechałaś na moje urodziny? Przecież
cię zapraszałem... - Jęknął w duchu, ponieważ znów zachował się jak rozkapryszo-
ny dzieciak.
Och, dlaczego nie potrafił trzymać nerwów na wodzy? W jej towarzystwie
często brakowało mu opanowania...
Julia nerwowo przełknęła ślinę. Spostrzegł grę mięśni na jej smukłej szyi.
Miała długą, alabastrowo białą szyję, a głowa jej balansowała na niej jak kwiat na
łodydze. Jednak żaden kwiat nie mógł się równać z jej nieskazitelną urodą.
- Pracowałam - oświadczyła po krótkim namyśle.
Czyżby ów namysł oznaczał, że było jej z tego powodu przykro? A może po
prostu kłamała?
- Inaczej byś przyjechała? - Stał naprzeciw niej z nogami lekko rozstawiony-
mi i rękami wciśniętymi w kieszenie spodni. To była agresywna postawa, choć
przecież wcale nie czuł agresji. Ale Julia nie musiała o tym wiedzieć.
Zwilżyła językiem dolną wargę i na ten widok Quinn poczuł falę palącego go-
rąca. Miała taki różowy, kusząco zmysłowy język...
- Być może - powiedziała i spojrzała mu prosto w oczy. - Jestem pewna, Qu-
inn, że ci mnie nie brakowało. Miałeś ponad setkę gości...
- Co ty pleciesz! - zawołał niecierpliwie. - Nikt inny mnie nie obchodzi!
Chciałem, żebyś ty tam była...
- Och, Quinn... - Julia odwróciła głowę. Nie mogła, patrząc mu w oczy, wy-
powiedzieć tych druzgocących słów. - To bardzo miło z twojej strony... Wiesz, że
cię bardzo lubię, ale wyobrażać sobie, że... że my... Och, musisz przyjąć do wiado-
mości, że się pomyliłeś, Quinn...
S
R
- Naprawdę?
Quinn przyglądał jej się niespokojnie. Patrzył na zarys głowy, na nienatural-
nie wyprostowane ramiona, na kształt bioder uwypuklony wąskimi spodniami - i
nagle poczuł dziką frustrację. Oczywiście, że popełnił błąd! Musiał być szalony, że
tu przyjechał. Przyjeżdżała do Courtlands do jego matki. Obchodziła ją tylko mat-
ka...
- Przykro mi, jeśli mnie zle zrozumiałeś - tłumaczyła. - Nie zaprzeczam, że
lubiłam twoje towarzystwo, ale nigdy nie myślałam... W każdym razie, jeśli uwa-
żasz, że cię skrzywdziłam, wybacz mi. - Urwała na chwilę i spojrzała na niego,
opierając wdzięcznie biodro o poręcz kanapy. - Quinn, proszę cię, musisz mi uwie-
rzyć. Zawsze będę twoją przyjaciółką.
Wyjął ręce z kieszeni i dyskretnie wytarł je o biodra.
- Dzięki! - wykrztusił wreszcie. - To dla mnie wielki zaszczyt. Dziękuję bar-
dzo.
Julia zrobiła zniecierpliwioną minę,
- Quinn...
- Rozumiem - przerwał jej ostro, siląc się na cyniczny ton. - Wiem, że popeł-
niłem głupstwo, przyjeżdżając tutaj. - I dodał z lekkim wyzwaniem: - A jeśli był-
bym sławny i bogaty, czy miałbym u ciebie jakieś szanse?
- Na litość boską, Quinn! - Julia przybrała grozną minę. - Czy wyobrażasz so-
bie, co powiedziałaby twoja matka, gdyby mogła cię teraz usłyszeć?
Quinn z nagłym zainteresowaniem przyglądał się jej napiętej twarzy.
- Co moja matka ma z tym wspólnego? - Chciał zaspokoić ciekawość.
- Uważam, że całkiem sporo - odparowała gniewnie, a potem z lekkim zaże-
nowaniem zaczęła studiować własne paznokcie, jakby nagle doszła do wniosku, że
powiedziała zbyt wiele.
Quinn chwycił głęboki oddech, żeby się uspokoić.
- To znaczy, że gdyby nie moja matka, moglibyśmy zostać przyjaciółmi?
S
R
- Przecież już ci powiedziałam, że jesteśmy przyjaciółmi! - W głosie Julii po-
brzmiewała irytacja.
Wyraznie zmuszała się, aby patrzeć Quinnowi prosto w oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl