[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nogach i sięga po kaganek stojący na kredensie.
Wrócę za moment powiedziała. Chcę. tylko coś zabrać z
samochodu. O mało o tym nie zapomniałam.
Noc była bezksiężycowa, a chmury sunęły po niebie, przesłaniając
migocące punkciki gwiazd, gdy szła przez brukowane podwórze. Garaż był
dawną stajnią, a jej samochód stał w odległym końcu. Jedne z podwójnych
drzwi kołatały na wietrze. Przytrzymała je i oświetliła pustą przestrzeń,
gdzie zwykle stał Escort Paula, po czym weszła do środka i otworzyła
bagażnik swego wozu. Wyciągnęła złociste pudełko i położyła je na dachu
samochodu, zamykając bagażnik. Nagle zamarła.
Usłyszała dzwięk. Cichy głos szurania stóp. Przez moment z paniką
przypomniała sobie proroctwa Kate o straszących duchach. Potem
uśmiechnęła się do siebie. To jakieś zwierzę. Pewnie jeden z kotów, które
nawiedzały stodołę. Omiotła światłem kaganka przeciwny koniec garażu.
Błysnęła para oczu. Ręka podniosła się, by ukryć twarz przed blaskiem...
Ktoś jeszcze był w garażu!
W tym momencie wiatr porwał drzwi i zatrzasnął je z głośnym łoskotem.
Kaganek wypadł jej z dłoni i uderzył o podłogę. Chciała krzyczeć, ale
gardło miała suche i zaciśnięte. Szok nie pozwalał jej drgnąć. Ogarnęła ją
atramentowa ciemność jak gruby, duszący koc.
Drzwi. Musi dostać się do drzwi. Musi znalezć światło... ludzi... Leona!
RS
90
Czy głośno krzyknęła jego imię? Czy to tylko jej umysł krzyczał w niemej
panice?
Głosy. Więcej niż jeden. Zbliżające się do niej.
Zrobiła krok do tyłu, potykając się o upuszczony kaganek, który potoczył
się z grzechotem.
Kroki. Ciche kroki, poruszające się w jej kierunku. Niosące gwałt...
przemoc... przerażenie.
Znalazła się w uściskach koszmaru. Tylko że nie we śnie, ale na jawie,
brutalnej i przerażającej.
Strach wywoływał w jej wyobrazni chorobliwe obrazy. Wyciągnięte
ręce, ciemność, opętane twarze, wrzaski... Teraz nie mogła zdusić tego w
sobie i jedną, rozsądną myślą unicestwić demony. Wszystko było chaosem,
trwogą, oślepiającą mózg paniką.
Czyjaś ręka dotknęła jej spódnicy, chwyciła ją, szarpnęła...
Zupełnie straciła panowanie.
Krzyczała, czując ból w płucach i gardle. Zasłoniła rękami twarz, ale
krzyk wciąż trwał.
Nagle zamigotało światło zapalonej świetlówki. Odezwał się nowy głos:
Co u diabła...?
I jego ręce, ręce Leona, otoczyły ją przytulając, wyrywając ze szponów
strachu.
Już dobrze szeptał, głaszcząc jej włosy. Już wszystko dobrze,
kochanie. Jestem przy tobie.
Jej ciało zwisło bezwładnie w jego objęciach, a w umyśle pozostała
jedynie świadomość, że jest bezpieczna. %7łe żadna krzywda nie może jej się
stać, gdy obok jest Leon.
Jak przez mgłę docierało do niej, że Leon rozmawia surowym tonem z
dwoma chłopcami. Jeden miał ledwie ponad dziesięć lat; drugi, jeszcze
młodszy, ze łzami w oczach tłumaczył:
Ale my nic nie zrobiliśmy. Naprawdę. Nie chcieliśmy zrobić żadnej
krzywdy.
Potem, jak w wyświetlanym filmie, w którym nie grała roli, a była
jedynie widzem, wrócili do domu, do ciepłej kuchni. Leon delikatnie
posadził ją w fotelu przy piecu, owijając kocem, jak gdyby była
niepełnosprawna. Dwaj chłopcy chrupali herbatniki rzucając na nią
nerwowe spojrzenia znad garnuszków z kawą. Leon rozmawiał przez
RS
91
telefon. Następnie pod dom podjechał samochód i po chwili jakiś
nieznajomy mężczyzna pochylał się nad nią w przeprosinach, pożegnał się z
Leonem i zabrał ze sobą chłopców.
To tylko dzieciaki powiedział cicho Leon. Dwóch wyrostków.
Wymknęli się z domu, gdy rodzice myśleli, że są w łóżku. Ich ojciec
właśnie przeniósł się ze swą firmą do Dorchester. Wynajmują tu wiejski
domek. Miejskie dzieciaki. Szukały swej wielkiej przygody. Uśmiechnął
się krzywo. Dostały chyba więcej, niż oczekiwały. Założę się, że już ty
napędziłaś im wielkiego strachu, a ich ojciec dokończy dzieła.
Chciała mówić, ale jedyne, na co mogła się zdobyć, to patrzeć na niego
wielkimi oczami, z bladą twarzą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]