[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przykrywką, żeby nie wystygła. Ale myśl o ciepłym posiłku jakoś nie
wpłynęła na wybór krótszej drogi do domu. Jak co wieczór ojciec Feniks
przeszedł się po molo, obserwując mewy nieruchomo przysiadłe
na ciepłym jeszcze piasku i lśniącą linię horyzontu na morzu, pod
gwiazdami podobnie świecącymi.
Jak każdego wieczoru wdychał głęboko powietrze, czując jednak tym
razem na końcu oddechu jakiś bolesny ucisk, jak cierń.
Dobrze wiedział, co to takiego.
To była opowieść Gwendaliny o Willi Argo.
Gdy wsunął rękę do kieszeni, żeby odszukać klucz od domu, ojciec
Feniks nadal myślał o Willi Argo. Kiedy to znalazł się w niej po raz
pierwszy? Ile to już lat?...
- Co najmniej pięćdziesiąt, mój stary - powiedział do siebie na głos,
jak to mają zwyczaj robić osoby mieszkające samotnie, nie mające
nikogo z kim mogłyby zamienić parę słów.
Ojciec Feniks wszedł do kuchni i znalazł swoją zupę przykrytą płaskim
talerzem. Wdzięczny za ten drobny przejaw troski, umył ręce pod
lodowatą wodą (nigdy nie pomyślał o założeniu piecyka na ciepłą wodę)
i zasiadł do stołu, wpatrując się, jak zwykle, w swoje odbicie na
powierzchni śmiesznie wybrzuszonej lodówki.
- Pięćdziesiąt lat... - powtórzył, gdy zanurzał łyżkę w ciepłym
rosole.
Pięćdziesiąt lat, a Willa Argo właściwie nic się nie zmieniła. Dom nad
urwiskiem ciągle nie był miejscem spokojnym. Obliwia chciała odkryć
sekret. A Ulysses chciał go ocalić.
na ciepłym jeszcze piasku i lśniącą linię horyzontu na morzu, pod
gwiazdami podobnie świecącymi.
Jak każdego wieczoru wdychał głęboko powietrze, czując jednak tym
razem na końcu oddechu jakiś bolesny ucisk, jak cierń.
Dobrze wiedział, co to takiego.
To była opowieść Gwendaliny o Willi Argo.
Gdy wsunął rękę do kieszeni, żeby odszukać klucz od domu, ojciec
Feniks nadal myślał o Willi Argo. Kiedy to znalazł się w niej po raz
pierwszy? Ile to już lat?...
- Co najmniej pięćdziesiąt, mój stary - powiedział do siebie na głos,
jak to mają zwyczaj robić osoby mieszkające samotnie, nie mające
nikogo z kim mogłyby zamienić parę słów.
Ojciec Feniks wszedł do kuchni i znalazł swoją zupę przykrytą płaskim
talerzem. Wdzięczny za ten drobny przejaw troski, umył ręce pod
lodowatą wodą (nigdy nie pomyślał o założeniu piecyka na ciepłą wodę)
i zasiadł do stołu, wpatrując się, jak zwykle, w swoje odbicie na
powierzchni śmiesznie wybrzuszonej lodówki.
- Pięćdziesiąt lat... - powtórzył, gdy zanurzał łyżkę w ciepłym
rosole.
Pięćdziesiąt lat, a Willa Argo właściwie nic się nie zmieniła. Dom nad
urwiskiem ciągle nie był miejscem spokojnym. Obliwia chciała odkryć
sekret. A Ulysses chciał go ocalić.
Co za upór po obu stronach! Teraz to już nie było zderzenie sił dobrych
ze złymi. Ponieważ ci, którzy obecnie strzegli sekretu, to byli ci, którzy
go jako pierwsi odkryli. Albo ponownie odkryli.
I to była też ich wina. Młodego Feniksa, jeszcze wtedy nie księdza, i
jego przyjaciół. Przypomniał sobie, jak wrzucili Wiktora Wulkana do
szybu w Turtle Parku i chłopak wydostał się z niego cały czarny,
zyskując od tego czasu przydomek  Black" Wulkan. Przypomniał sobie,
jak znalezli w tunelu stary pojazd. I pierwsze wejście do mauzoleum.
I statek w grocie.
Statek, który, jak się zdaje, próbuje wykorzystać teraz młoda i
nieprzygotowana Obliwia Newton, posługując się najczęściej dziś
stosowanym narzędziem - kłamstwem.
Ojciec Feniks wytarł sobie usta serwetką. Odstawił talerz do zlewu i
poszedł do saloniku. Srebrne ramki ustawione na białej koronkowej
serwetce obejmowały chwile z jego przeszłości. Twarze osób, które już
odeszły, unieśmiertelnione przez wprawnego fotografa. - Ktoś powinien
opowiedzieć całą tę historię nowym właścicielom... - powiedział do
siebie na głos. - I tym dwojgu dzieciom.
Ojciec Feniks znał pewne sprawy, o których inni nie wiedzieli. Sprawy,
o których często nie mógł mówić, ponieważ obowiązywała go tajemnica
spowiedzi, ale które gnębiły go. Poprzedniego dnia młody Banner
przyszedł zapytać go o cmentarz w Kilmore Cove i o groby Moo-reow.
Dziś Gwendalina Mainoff wyznała mu, że zawiozła
do Willi Argo dwie osoby, które kolekcjonowały drzwi. Jeżeli do tych
dwóch informacji dodać coś, co ksiądz odkrył przypadkiem, spacerując,
jak miał zwyczaj, po Turtle Parku... jak na przykład krzyk Ricka zaraz
po wyjściu z mauzoleum... księdzu nie pozostało nic innego, jak
wyciągnąć wnioski. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl