[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chciał. Oczywiście, że zrobi. Był knyaz.
Dotknął ręką jej rany. Ból zlał się ze świeżym powietrzem. Krzywiąc się, odwróciła głowę na
bok.
- Czekaj - powiedziała.- Masz jakąś krew w swoich ustach?
Nie ma mowy, żeby powiązała się z nim przez przypadkową wymianę płynów.
Uroczyście splunął na dłoń i pokazał jej przezroczysty płyn, który następnie wytarł w
spodnie.
Znowu odwróciła głowę.
Pochylił się do jej ramienia i przeciągnął szorstkim językiem przez poszarpaną dziurę.
Może pomylił jej westchnienie z bólem - miała taką nadzieję - ale ból zniknął przy
pierwszym pociągnięciu jego języka. Po tym, każde dokładne okrążenie, każdy łagodny
ssący pocałunek dał jej nic innego jak przyjemność. Obsceniczną, haniebną, obrzydliwą
przyjemność.
Mimo że była zmęczona, nigdy nie doświadczyła czegoś tak perwersyjnego. Zamknęła oczy
i wciągnęła zmieszane zapachy krwi i prochu i chloru i... Mikhaila. Jego zapach zawsze
przypominał jej świeżą trawę i nowe liście.
Podniósł głowę znad jej ramienia. Dała mu swoją najlepszą pokerową twarz, więc nie
dowiedziałby się że jest tak samo zboczona jak on.
- Twoje plecy?- jego ton był ściśnięty, ale cień pomruku wysunął się jednak. Wiedziała co
oznacza to warknięcie i jej ciało odpowiedziało. Lata treningu, lata spełniania kaprysów
wyniosłych, niebezpiecznych książąt nauczył ją bycia mokrą i otwartą kiedy jej chcieli.
Dała mu swoje plecy, a gdy to zrobiła, wsunęła swoją rękę pod poduszkę na kanapie, ab
znalezć tam ukryty nóż.
Okrążał wyjście rany swoim językiem a absurdalna przyjemność zaczęła się od nowa.
Podobnie jak intensywność. Więcej. Gdy tak lizał, jego dłonie przesunęły się na jej talię i
pozwoliła mu na to.
Nie dobrze. Wcale nie dobrze, Alya.
Chwyciła rękojeść noża, ale westchnęła gdy jego dłonie zacisnęły się na jej piersiach.
Wszystko czego chciała na tym świecie to to, żeby brzdąkał o jej sutki, podczas gdy
przyssał się do jej ciała. I jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zrobił dokładnie to co
chciała. Nie mogła stłumić niskiego jęku rozkoszy.
- Ufasz mi?- mruknął w jej skórę.
- Nie. A ty mi ufasz?
- Myślisz, że jestem szalony?
Nie mogła nic poradzić na to, że była zachwycona niską barwą jego głosu. Albo raczej
mocną, która przez niego drgała. Zagarnął jej włosy na bok i pocałował jej kark.
- Więc, kiedy zamierzać użyć tego noża na mnie?
- Wkrótce. Już wkrótce.
Korzystając ze swojego szczęścia, wciągnął ją na swoje kolana. Odwróciła się w jego
ramionach i przycisnęła czubek noża pod jego brodę. Uśmiechnął się.
Był to pierwszy prawdziwy uśmiech jaki zobaczyła odkąd go spotkała, i jeszcze jaki to był
uśmiech: krzywy, błyskotliwy, lekkomyślny. Uśmiech mężczyzny który zamierza wyskoczyć
z samolotu. Chciała go za to pocałować. Pragnęła być tak lekkomyślna.
Zamiast tego przesunęła swoim nożem w ostrzeżeniu.
- Książę nie może ufać nikomu. Siedzi naprzeciwko drzwi. Zpi z ostrzem pod poduszką.
- To prawda - powiedział.
- Książę nie może nawet zaufać tym, którzy są najbliżej niego.
- Ufam swojej rodzinie.
Sprawdzone. Ci zadowoleni z siebie, cnotliwi Faustinowie, wszyscy w swoim przytulnym
domku z czerwonobrązowego piaskowca na małym Brooklynie.
- I zaufam swojej żonie - kontynuował.
- Wtedy byłbyś głupi.
Byli tak blisko, że dostrzegła małą bliznę w kształcie gwiazdy która szpeciła skórę pod jego
prawym okiem. Tak blisko, że mogła liczyć promienie popękanego słońca na białkach,
które otaczały jego zrenice. Te szronowe paski sprawiały iż z daleka jego oczy były
niesamowite.
Jego usta zmiękły i nieco się rozchyliły. Napięcie narastało między nimi.
Było to niebezpieczne, niebezpieczne pożądanie. Jej rana była zamknięta a ból zniknął. Nie
potrzebowała go więcej. Nie było żadnego powodu, by pozostać tak blisko niego.
I nie było sposobu, aby mogła odejść.
Cholera, co się ze mną dzieje?
Jej usta wyschły, jej serce szumiało w jej uszach, odsunęła ostrze noża i przejechała nim po jego
policzku. Przeszedł przez niego dreszcz i spuścił oczy, jego długie, srebrne rzęsy opadły na
policzki. Przy kimś innym wzięłaby ten gest jako poddanie, ale domyśliła się, że walczy nad
samokontrolą. Knyaz brał co chciał kiedy tego chciał. Mikhail był zbyt dobry.
Zamierzał coś zrobić.
Jego intencje zasłuży aby być przetestowane.
Odchylając głowę, przesunęła ustami po jego. Obydwoje mieli posiniaczone, obrzękłe usta.
Nawet lekki pocałunek bolał. Mikhail wydał z siebie krótki, zbolały odgłos, ale przyciągnął
ją bliżej, wplatając palce w jej włosy.
Znowu go pocałowała, otwierając tym razem usta. Ponownie jęknął. Udręczony. Przestał
być ostrożny i dobry. Rozpaliła ogień. Rzucili się mocno ku sobie, przyjemność ich
pocałunku splotła się z bólem, bólem który ich pobudzał.
Mikhail położył ją na podłodze. Wcisnął się pomiędzy jej nogi, jego penis wcisnął się
dokładnie tam gdzie chciał być. Ale nadal był problem. Nadal się broniła.
Podniósł głowę i spojrzał na nią. Jej oczy były szerokie. Strach? Mało prawdopodobne.
Może gniew. Nóż błysnął w jej dłoni.
- Nie zrobię tego. Nie możesz we mnie szczytować - wydyszała bez tchu.
- Jak szczytować?
Spojrzała na niego podejrzliwie.
- To słodkie, Faustin.
W jednym śliskim ruchu pchnęła go na plecy i usiadła okrakiem na nim. Chwycił ją za
nadgarstek ręki, w której trzymała nóż. Nie walczyła z jego uściskiem. Jedyne na czym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]