[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nieoczekiwanie, było najwspa-
nialszym doświadczeniem w jej życiu. Syn okazał się zródłem niepokoju, smutku i
bezustannych wydatków -lecz nigdy jej nie rozczarował. Pani Drakę mc dopatrywała się żadnych
wad w Yictorze prócz jednej, wynikającej z życzliwości - jedynej słabości jego charakteru. Yictor
za bardzo ufał ludziom - zbyt łatwo pozwalał sprowadzać się na złą drogę nieodpowiednim
znajomym, ponieważ sam im wierzył. Yictora oszukiwano. Yictora nabierano. Był zabawką
podłych mężczyzn, którzy wykorzystywali jego niewinność. Miła, niezbyt mądra, owcza twarz
Lucilli twardniała z uporem, kiedy krytykowano Yictora. Znała swojego syna. Był pełnym życia,
kochanym chłopcem, co wykorzystywali jego tak zwani przyjaciele. Sama wiedziała najlepiej, jak
bardzo Yictor nie lubi prosić jej o pieniądze. Lecz kiedy biedak znajdował się kłopotach, co innego
mógł zrobić? Nie miał nikogo prócz niej.
Przyznawała, że zaproszenie George a, by zamieszkała w jego domu i zaopiekowała się
Iris, nadeszło jak dar Opatrzności, i to w chwili, kiedy naprawdę była zdesperowana i biedna.
Zeszły rok przyniósł jej szczęście i poczucie komfortu. %7ładen człowiek nie potrafiłby patrzeć
życzliwie, jak tego wszystkiego pozbawia go jakaś młoda parweniuszka, uosobienie nowoczesnej
wydajności i odpowiedzialności, która i tak - jak przekonywała samą siebie Lucilla - poślubiłaby
George a wyłącznie dla pieniędzy. Oczywiście, że o to jej chodziło! Wygodny dom i bogaty,
pobłażliwy mąż. Nikt nie wytłumaczyłby ciotce Lucilli, która miała swoje lata, że jakakolwiek
młoda kobieta naprawdę lubi zarabiać na swoje utrzymanie! Dziewczyny nie zmieniły się - wolały
zmusić mężczyznę, by zapewnił im wygodę. Ta Ruth Lessing była mądra, krok po kroku
zdobywała pozycje osoby zaufanej, pomagającej George owi umeblować
dom, niezastąpionej - lecz, dzięki Bogu, przynajmniej jedna osoba wiedziała, do czego
Ruth naprawdę dąży! Lucilla Drakę kilkakrotnie pokiwała głową, aż zadrżał jej podbródek, uniosła
w górę brwi z wyrazem najwyższej ludzkiej mądrości i porzuciła ten temat dla innego, równie
przyjemnego i prawdopodobnie bardziej naglącego.
- Nic mogę się zdecydować, co zrobić z kocami, kochanie. Widzisz, nie mogę ustalić z
George em, czy nie wrócimy tu już aż do przyszłej wiosny, czy też on będzie przyjeżdżał na
weekend. Nie chce mi powiedzieć.
- Prawdopodobnie sam nie wie - Iris usiłowała skupić się na kwestii zupełnie nieistotnej.
- Przy ładnej pogodzie można by tu czasem przyjechać. Choć ja sama nie mam na to szczególnej
ochoty. Ale będziemy mieli dokąd się wybrać, jeśli zechcemy wyjechać z miasta.
- No tak, kochanie, ale ja wolałabym o tym wiedzieć. Bo, widzisz, jeśli nie wrócimy przed
następną wiosną, trzeba by poskładać koce i włożyć między nie kulki przeciw molom. A jeżeli
przyjedziemy, kulki nie są konieczne, bo koców będziemy używać. W dodatku środek przeciw
molom nie pachnie zbyt przyjemnie.
- Więc nie wkładaj ich.
- No tak, ale lato było gorące i lata mnóstwo moli. Wszyscy mówią, że tego roku będzie ich
zatrzęsienie. Tak samo jak os. Hawkins mówił mi wczoraj, że tego lata znalazł aż trzydzieści
gniazd. Pomyśl tylko: trzydzieści...
Iris pomyślała o Hawkinsie jak wyrusza w półmroku z cyjankiem w ręku... Cyjanek...
Rosemary... Dlaczego wszystko sprowadzało się właśnie do tego?
Cieniutki głosik ciotki Lucilli brzęczał dalej; tym razem pani Drakę omawiała inny temat:
- ...i czy powinno się odesłać srebra do banku? Lady Alexandra mówi, że było dużo
włamań. No, my oczy-
wiście mamy mocne okiennice... Nie podoba mi się to, co zrobiła ze swoimi włosami, jej
twarz jest przez to taka surowa... ale pewnie ona sama jest taka. I w dodatku nerwowa. Każdy jest,
w dzisiejszych czasach. Kiedy Ja byłam młoda, ludzie nie wiedzieli, co to nerwy. To przypomina
mi, że George nie podoba mi się ostatnio. Zastanawiam się, czy nie złapie grypy. Parę razy wy-
dawało mi się, że ma gorączkę. Choć może martwi się interesami. Wygląda zupełnie, jakby go coś
trapiło.
Iris wzdrygnęła się, a Lucilla Drakę wykrzyknęła z triumfem:
- Widzisz, mówiłam, że jest ci zimno!
ROZDZIAA DRUGI
- Szkoda, że lu przyjechali.
Sandra Farraday wymówiła te słowa z tak niezwykłą u niej zawziętością, że maż obejrzał
się i spojrzał na nią ze zdumieniem. Zupełnie jakby jego własne myśli ubrano w słowa - myśli,
które tak bardzo usiłował ukryć. Więc Sandra czuła to samo, co on? Ona także miała wrażenie, że
Fairhaven zostało skażone, że naruszono jego spokój? A wszystko przez nowych sąsiadów
mieszkających mile dalej, po drugiej stronie parku. Odezwał się impulsywnie, ubierając swoje
zaskoczenie w słowa:
- Nie wiedziałem, że czujesz to samo.
Wydało mu się, że z miejsca na powrót zamknęła się w sobie.
- Sąsiedzi na wsi są bardzo ważni. Trzeba się z nimi zaprzyjaznić albo pokłócić; nie można,
jak w Londynie, utrzymywać przyjacielskich stosunków na odległość.
- Rzeczywiście - przyznał Stephen - nie można.
- A teraz zmuszono nas, żebyśmy przyszli na to niezwykłe przyjęcie.
Oboje zamilkli, przypominając sobie scenę lunchu. George Barton był przyjacielski, a
nawet wylewny; oboje też zdali sobie sprawę z jego skrywanego podniecenia. W tamtych dniach
George Barton zachowywał się naprawdę dziwacznie. Siephen nie dostrzegał go w czasach przed
śmiercią Rosemary. Stał gdzieś w tle - życzliwy, nudny mąż młodej i pięknej kobiety. Stephen
nigdy nie odczuwał niepokoju na myśl, że oszukuje George a. Taki mąż urodził się po to, by go
zdradzano. Był dużo starszy, pozbawiony zalet niezbędnych, by utrzymać przy sobie atrakcyjną i
kapryśną żonę.
Czy George dal się nabrać? Stephen nie sądził. Przypuszczał, że George dobrze znal
Rosemary. Kochał ją i z pokorą przyjmował fakt, że udaje mu się utrzymać jej zainteresowanie.
Mimo to musiał cierpieć...
W miesiącach po tragedii rzadko go widywali. Dopiero gdy nagle wystąpił jako ich sąsiad z
 Little Priors", wkroczył powtórnie w ich życie i od razu, jak uznał Stephen, wydał się inny.
Bardziej ożywiony i stanowczy. J zdecydowanie... dziwaczny.
Dziś zachował się bardzo osobliwie. To nieoczekiwane zaproszenie. Przyjęcie z okazji
osiemnastych urodzin Ins. Miał szczerą nadzieję, że oboje przyjdą, I San-drą, i Stephen okazali im
tyle życzliwości.
Sandra odparła szybko, że oczywiście, będą zachwyceni. Po powrocie do Londynu Stephen
będzie dość zajęty, ona sama miała mnóstwo męczących obowiązków, ale prawdopodobnie dadzą
radę przyjść.
- Ustalmy wiec dzień, dobrze?
Twarz George a - zaczerwieniona, uśmiechnięta, uparta.
- Myślałem o którymś wieczorze za dwa tygodnie
- środa lub czwartek? Czwartek to drugi listopada. Pasuje wam? Możemy ustalić dzień,
który bardziej wam odpowiada.
To było zaproszenie, którego nie było jak odrzucić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl