[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Cieszę się, że panowie przybyli! - rzekł serdecznie duchowny. - Czy podobała się
panom nasza uroczystość?
- Godnie pan uczcił pamięć zmarłego, pastorze - odrzekł z uznaniem Higgins.
Scott Marlow obrzucił Rogera Wooda krytycznym spojrzeniem.
- Większość tych ludzi nie przybyła ze szczerych pobudek - powiedział niemal
agresywnym tonem. - Podejrzewam, że przywiodła ich tutaj jedynie perspektywa
zwyczajowego obiadu.
- To byłaby obraza Boga - zaprotestował pastor. - Jason Laxter nie żyje. Trzeba umieć
przebaczać grzechy. Tylko Pan będzie sądził nasze czyny.
- Czym zmarły pana obraził, pastorze?
Uśmiech zniknął z twarzy Rogera Wooda.
- Ależ... niczym, nadinspektorze! Co znaczy pańskie pytanie?
- Pańskie zachowanie, pastorze, wzbudza moje podejrzenia.
Przestraszony duchowny zdawał się szukać wzrokiem pomocy u Higginsa.
- Nie rozumiem... Sądzę, że spełniłem po prostu posługę wobec zmarłego. Co jest w
tym podejrzanego?
- Zobaczymy pózniej. Goście czekają.
- Panowie są również mile widziani - zapewnił zaniepokojony pastor.
- Z przyjemnością skorzystamy z zaproszenia. Roger Wood poprowadził policjantów
do stodoły, gdzie stał długi stół przykryty białym obrusem. Młodzi wieśniacy obsługiwali
gości, stawiając przed nimi chleb, szynkę i piwo.
Scott Marlow zasiadł pomiędzy dwiema rosłymi chłopkami i delektował się
posiłkiem, na chwilę zapominając o śledztwie. Higgins przysiadł się do dwóch starych,
wąsatych wieśniaków w kaszkietach wciśniętych na czoło. Napełnił ich szklanki piwem.
- Smutna historia - zagaił rozmowę.
- Ten Laxter nie był taki zły - przyznał jeden z wieśniaków. - Robił dobrą robotę.
- Ale lord go nie lubił - rzucił Higgins.
-Wakingowie lubią tylko siebie. Są biedni jak myszy kościelne, a robią z siebie
wielkie państwo i chcą, żeby im czapkować. Oni chyba nie widzą, że czas mija. Nie wiedzą
nawet, że była wojna... Jak było bombardowanie, kazali ogrodnikom strzyc trawnik, a sami
jedli śniadanie, jakby nic się nie działo.
- Czy mieli kiedyś dużo służby?
- O tak, inspektorze! - wykrzyknął drugi wieśniak. - Chyba ze dwadzieścia osób.
Dzisiaj został tylko jeden, głuchy jak pień i prawie tak stary jak Wakingowie. Nie mają mu
nawet czym płacić, ale on woli zostać w zamku, bo tam żył od dziecka.
- Czy Wakingowie są aż do tego stopnia nieświadomi swojej prawdziwej sytuacji?
- Może być... Albo tylko tak udają.
- Czy Jason Laxter ich nienawidził?
- A gdzie tam! - wtrącił się pierwszy wieśniak. - On ich szanował. Ten Laxter to był
człowiek starej daty. On chciał, żeby znowu tu było jak dawniej. Dlatego tak mu się podobali
lord i lady, bo oni są tacy, że się w ogóle nie zmieniają.
- Nie gadaj - sprzeciwił się drugi starzec. - Laxter muchy by nie skrzywdził, fakt, ale
nie był głupi i wiedział, że musi dojść do wojny z Wakingami. Jakby mu się udało, co
zamierzał, on by poszedł dalej. Pewnie by kupił inne ziemie i został największym bogaczem
we wsi. A to by już było za dużo dla sir Grahama i lady Emily.
- Lepiej by zrobił, jak by bardziej dbał o żonę - wtrącił pierwszy starzec. - Jak się nie
dba o taką kobietę, to się nie ma co dziwić.
- Czy sądzi pan, że Wakingowie mają coś wspólnego ze śmiercią Jasona Laxtera?
Starcy włożyli do ust duże kęsy szynki i zaczęli powoli przeżuwać. Rozmowa była
zakończona.
*
Prowadzenie pojazdu po wypiciu sporej ilości piwa nie szło nadinspektorowi
szczególnie dobrze. W ostatniej chwili uniknął wjechania do rowu, zbyt szybko pokonywał
wypełnione wodą dziury, wzbijając fontanny błota. Na domiar złego ani on, ani towarzyszący
mu Higgins nie byli w nastroju do żartów.
- Spędziłem wspaniały dzień, Higgins, ale mam dużo pracy w Londynie.
- A to rozdanie medali...?
- No dobrze. Jeszcze jutro panu pomogę, ale skończmy z tym jak najszybciej.
- Kiedy będziemy znać wyniki sekcji zwłok?
- Zadzwonię do laboratorium od pana z domu, jeśli pan pozwoli. Nie powinniśmy
zwlekać. Wreszcie będziemy wiedzieć, na czym stoimy.
Mary powitała Scotta Marlowa nad wyraz ciepło. Przygotowała lekki posiłek:
potrawkę z baraniny, cykorię z serem, konfitury z pigwy. Na deser mus czekoladowy. Pod
pretekstem nagłej migreny Higgins zostawił nadinspektora sam na sam z gospodynią.
Gdy wreszcie znalazł się w swojej części domu. zatroszczył się przede wszystkim o
Trafalgara. Dał kotu plaster wędzonego łososia i trzy kawałki jego ulubionej gorzkiej
czekolady.
Higgins nie był głodny. Wykąpał się i zasiadł w szlafroku przed kominkiem.
Najedzony syjamczyk zwinął się w kłębek na kolanach swego pana. Delikatne
drapanie za uchem sprawiało mu szczególną przyjemność, mruczał więc z zadowoleniem.
Inspektor, który był znawcą kotów, wiedział, że nie należy im narzucać swojej woli. Trafalgar
cenił niezależność, inspektor również. Ta cecha prawdziwie ich jednoczyła. Higgins nie
musiał zwierzać się Trafalgarowi ze swoich kłopotów. Kot nie tylko wyczuwał je
instynktownie, ale w jakiś tajemniczy sposób, niemal telepatycznie, naprowadzał swego pana
na ślady, o których ten sam by nie pomyślał.
Z tego też względu Higgins postanowił spędzić wieczór w towarzystwie swego pupila,
z dala od ludzi i hałasu. Musiał wszystko przemyśleć, uzupełnić notatki, przyjrzeć się
wydarzeniom w innym świetle, by oddzielić to, co istotne, od tego, co drugorzędne.
Bettina Laxter- żona zmarłego, lord Waking i lady Emily Waking, Geffrey Zły -
parobek z Evillodge, Roger Wood - pastor, Mitchell Grant - dzwonnik, Thomas Lingham -
kowal, Agata Herald - nauczycielka... Higgins poznał już wszystkich bohaterów dramatu,
zakładając, że takowy w ogóle miał miejsce.
Czy Jason Laxter targnął się na swoje życie? Nie, to nie było możliwe. Ze wszystkich
wypowiedzi wynikało, że był pasjonatem, idealistą, ale twardo stał nogami na ziemi. Nie był
typem niepoprawnego marzyciela - przeciwnie, miał cechy autentycznego profesjonalisty.
Prawdę mówiąc nikt nie przewidywał klęski jego planów, w związku z czym najbardziej
wpływowych mieszkańców Druxham musiała dręczyć obawa przed utratą pozycji.
Jason Laxter był człowiekiem niebezpiecznym. Szedł prosto przed siebie, nie bacząc
na opór i na wrogów, którzy knuli morderczą intrygę. Wrogowie... Dlaczego instynktownie
myślał o spisku, o zmowie morderców, z których każdy mógł się kierować innymi
pobudkami? Może dlatego, że wyglądało na to, iż makabryczna scenografia miejsca zbrodni
nie jest dziełem jednej tylko osoby. Wydawała się... Bardziej niż kiedykolwiek Higgins
musiał wystrzegać się przedwczesnych i pochopnych wniosków. Nie ulegało wątpliwości, że
ktoś usiłował naprowadzić go na fałszywy trop, że próbowano zamaskować okoliczności
zbrodni. Trafalgar mruczał. Higgins czytał notatki, nie potrafił jednak zestawić
poszczególnych elementów w sensowną całość. Odnosił irytujące wrażenie, że nie widzi
rzeczy oczywistych. Wiedział jednak za mało, żeby liczyć na lepsze rezultaty. Wkrótce z
pozycji zwykłego obserwatora będzie musiał przejść do ataku, nawet jeśli wykroczy to poza
ramy legalności.
Inspektor nabierał szacunku do Jasona Laxtera. W końcu był to w pewnym sensie
pionier. Zdecydował się stawić czoło nieznanemu i oswoić dziką, zbuntowaną ziemię, nie
zdając sobie sprawy z ryzyka, jakie podejmował.
Skąd mógł przypuszczać, że spotka się z taką nienawiścią? To był jego błąd. Błąd,
który przypłacił życiem.
*
- Czy dobrze pan spał, drogi Marlow?
- Niezupełnie... Trochę mi dokuczał żołądek.
- Może wolałby pan dzisiaj trochę odpocząć?
- Przynajmniej rano...
- Niech pan poprosi Mary, żeby zaparzyła panu ziółka. Pójdę do Druxham pieszo. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl