[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie panny Copling. Odezwał się więc niezdarnie:
Ta kobieta próbuje cię nastraszyć, Mary. Nie ma przecież tych kwiatów niebie-
skiego koloni.
Niewiele wskórał. Pani Pritchard wybuchnęła płaczem mówiąc, że dni jej są poli-
czone. Panna Copling wyszła z George em przed dom.
To przecież stek bzdur wybuchnął.
Chyba tak... niepewnie potwierdziła pielęgniarka.
Jakiś ton w jej głosie uderzył George a. Spojrzał na nią ze zdziwieniem.
Ależ panno Copling, nie wierzy pani chyba...
Nie, nie, panie Pritchard. Nie wierze w tę całą bzdurę z odczytywaniem przyszło-
ści. Co innego mnie zastanawia co też się za tym kryje. Wróżbiarze są zwykle zain-
teresowani, co mogą uzyskać; za swe przepowiednie. A ta kobieta wydaje się bezintere-
sowna. A jednak przeraża pańską żonę. Nie wiem, po co to robi. Poza tym jest coś jesz-
cze...
Tak?
Pani Pritchard mówi, że Zarida wydała się jej dziwnie znajoma.
No i co?
Cóż, po prostu mi się to nie podoba, panie Pritchard.
Nie przypuszczałem, że jest pani przesądna.
To nie to. Ja po prostu mam dobrego nosa i wyczuwam tu jakiś szwindel.
Jakieś cztery dni pózniej zdarzył się pierwszy incydent. Aby lepiej to państwu wyja-
śnić, muszę najpierw opisać pokój pani Pritchard...
Pozwól, że ja to zrobię wtrąciła się pani Bantry. Tak będzie chyba lepiej.
Zciany pokoju żony George a były pokryte tymi nowymi tapetami, w które można wło-
żyć bukieciki kwiatów. Całość tworzy tzw. ścianę zieleni. W rezultacie w pokoju jest
tak zielono jak w ogrodzie. Ale efekt nie był w tym wypadku najlepszy. To znaczy, wsa-
dzono kwiaty rozkwitnięte, i to wszystkie bez wyjątku. Tak więc ta ściana zieleni była
w rozkwicie jak cały rok długi. A to przecież niemożliwe i wyglądało po prostu niena-
turalnie...
Hej, Dolly! Zatrzymaj się! przerwał jej mąż. Nie daj się ponieść swej pasji
ogrodnika. Wszyscy wiemy doskonale, że możesz na ten temat mówić godzinami.
65
Bo to jest bzdura nadal protestowała pani Bantry. %7łeby zgromadzić liliow-
ce, pełne żonkile, łubin, róże i stokrotki razem!!
Pewnie to robił jakiś dyletant zauważył sir Henry. Ale proszę wrócić do
opowiadania.
No więc wśród tej masy kwiatów były pierwiosnki, wiązeczki żółtych i różowych
pierwiosnków i... oh, Arthur, mów ty dalej...
Pułkownik Bantry podjął opowieść.
Pewnego ranka pani Pritchard zadzwoniła gwałtownie ze swego pokoju.
Przybiegła pokojówka myśląc, że jej pani ma znowu atak. Ale nie. Była tylko ogromnie
wzburzona i pokazywała palcem tapetę, gdzie pośród innych kwiatów widniał bez żad-
nych wątpliwości niebieski pierwiosnek!!
Oh, ciarki mnie przechodzą! Jane Helier nie mogła się powstrzymać od
okrzyku.
Zadawano sobie pytanie kontynuował pułkownik Bantry czy przypad-
kiem nie było tam zawsze niebieskiego pierwiosnka, tylko nikt go wcześniej nie za-
uważył. Takie było zdanie George a i panny Copling. Ale pani Pritchard nie zgadzała
się z tym absolutnie. Nigdy go przedtem nie widziała, dopóki nie było pełni księżyca.
I ogromnie była tym wszystkim przejęta.
Spotkałam George a jeszcze tego samego dnia i opowiedział mi o tym wtrąciła
pani Bantry. Poszłam do pani Pritchard i próbowałam obrócić całą sprawę w żart, ale
nic z tego. Wyszłam od Pritchardów naprawdę przejęta i jak dziś pamiętam, spotkałam
na ulicy Jean Instow. Opowiedziałam jej tę historię, a ona zapytała: Więc żona George a
naprawdę się tym martwi? Potwierdziłam, gdyż sama widziałam, jak była przerażona
przepowiednią. Była osobą niesamowicie przesądną.
Pamiętam, że Jean zaszokowała mnie swym stwierdzeniem. Powiedziała: Cóż,
może to i dobrze , ale jej zimny rzeczowy głos przyprawił mnie niemal o dreszcze.
Zdaję sobie sprawę, że w dzisiejszych czasach tak właśnie podchodzi się do ludzi bez
uczucia i nie bawiąc się w sentymenty, ale mnie zawsze to razi i chyba nigdy do tego nie
przywyknę. Jean uśmiechnęła się trochę dziwniej powiedziała: Nie podoba ci się to,
co mówię a jednak tak jest. Czy życie pani Pritchard ma jakiś sens? Przecież nie ma
poza tym, że jest autentycznym piekłem na ziemi dla George a. I gdyby umarła ze stra-
chu, byłoby to prawdziwym wybawieniem dla pana Pritcharda
Odpowiedziałam jej, że George jest i zawsze był bardzo dobry dla żony, na co Jean
odrzekła: To prawda i dlatego najwyższy już czas, by uwolniła go od siebie. To bar-
dzo przystojny mężczyzna. Takie jest zdanie ostatniej pielęgniarki tej ładnej jak
to ona się nazywała? Aha, Carstairs. To właśnie było powodem kłótni między nią a pa-
nią Pritchard .
No cóż, niezbyt mi się podobało, co mówiła Jean. A potem zaczęłam i ja się zasta-
nawiać...
66
Pani Bantry znacząco zawiesiła głos.
Tak, droga pani łagodnie wtrąciła panna Marple. Człowiek się zawsze za-
stanawia. Czy panna Instow jest przystojna? I jak sądzę, gra w golfa?
Owszem, i to niezle. Zresztą gra nie tylko w golfa. I ma bardzo miły wygląd
przystojna, jasnowłosa, o zdrowej cerze i spokojnych niebieskich oczach. Zawsze
uważaliśmy, że ona i George świetnie do siebie pasują. Ale życie potoczyło się inaczej...
Czy są zaprzyjaznieni? dociekała panna Marple.
O, tak! Nawet bardzo.
Dolly, czy pozwolisz mi dokończyć? nie wytrzymał pułkownik Bantry, bo cią-
gle przerywano mu opowieść.
Arthur znów chce wrócić do swych duchów... z komiczną rezygnacją w gło-
sie rzuciła pani domu.
O reszcie zdarzeń wiem od samego George a podjął pan Bantry. Nie ma
wątpliwości, że pani Pritchard zbzikowała na punkcie przepowiedni pod koniec mie-
siąca. Zaznaczała w kalendarzu, kiedy przypada pełnia księżyca, i na tę noc zawołała
do swego pokoju George a i pannę Copling, by bacznie obserwowali tapetę. Były tam
róże różowe i czerwone, ale niebieskich nie było. Gdy George wyszedł z pokoju, pani
Pritchard zamknęła drzwi na klucz...
A rano na ścianie pojawiła się niebieska róża! skonkludowała donośnie Miss
Helier.
Otóż to! potwierdził pułkownik Bantry.
W każdym razie blisko tego. Jedna z róż na tapecie nad łóżkiem pani Pritchard
zrobiła się niebieska. Trzepnęło to George a porządnie, ale ciągle nie chciał uznać tego
za niezaprzeczalne. Upierał się stale, że cała ta sprawa jest jakimś makabrycznym żar-
tem. Zignorował oczywiście fakt, że drzwi były zamknięte i że pani Pritchard odkryła
zmianę koloru przed nimi. Nawet panna Copling nie zauważyła tego wcześniej.
Stracił też rozsądek i trzezwe podejście. Jego żona chciała wyprowadzić się z tego
domu, ale nie pozwolił na to. Po raz pierwszy w życiu gotów był uwierzyć w siły nad-
przyrodzone, ale z uporem maniaka nie chciał się do tego przyznać. Zwykle ulegał żonie
we wszystkim, ale tym razem był nieprzejednany. Zwykł mówić, że Mary robi z siebie
wariatkę, bo to wszystko jest jednym wielkim nonsensem.
I tak przebiegł następny miesiąc. Pani Pritchard protestowała coraz słabiej. Sądzę,
że była na tyle przesądna, by wierzyć, że taki los jest jej pisany i nic jej przed tym nie
uchroni. Stale powtarzała: Niebieski pierwiosnek ostrzeżenie, niebieska róża nie-
bezpieczeństwo, niebieskie geranium śmierć! I leżała wpatrując się w bukieciki ró-
żowego geranium, które były we wzorze tapety koło jej łóżka.
Cała ta historia działała wszystkim na nerwy. Udzieliło się to nawet pannie Copling.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]