[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znała jego zmarłą żonę...
- Nie jako gosposia - obruszył się. - Jako moja kobieta. - Przytulił ją mocno do sie-
bie. - Czy nie wydaje ci się, że już dawno przestałem być dla ciebie pracodawcą, a ty dla
mnie gosposią?
- Ale jak mam się utrzymać, skoro nie będę pracowała?
- Naprawdę musisz o to pytać? Zaopiekuję się tobą. Nie będziesz musiała się o nic
martwić.
Marianne próbowała się wyswobodzić z jego uścisku, ale on trzymał ją mocno.
- Nie chciałabyś zobaczyć brazylijskiego słońca? Poczuć zapachu kwiatów? Nie
chciałabyś zostawić Wielkiej Brytanii z jej wiecznym chłodem i gorzkimi wspomnie-
niami z dzieciństwa?
Czy by chciała? Owszem, pokusa była wielka, ale jeszcze większy strach, że ich
wzajemna relacja będzie tylko układem bez uczuć. Kochała go i potrzebowała wzajem-
ności, jeśli miała zostawić wszystko i z nim jechać.
- Może popełniliśmy błąd, śpiąc ze sobą. Przyszłam do tego domu, bo potrzebowa-
łam pracy i pieniędzy, a nie wakacji sponsorowanych przez ciebie. Nie zrozum mnie źle.
Cieszę się bardzo, że wracasz tam, gdzie jest twoje miejsce i gdzie czujesz się dobrze,
gdzie jest twoja rodzina, ale ja... ja chyba nie mogę z tobą jechać.
- Nie? A co cię powstrzymuje, Marianne? Przecież nie jesteś jakoś mocno związa-
na z Anglią poprzez rodzinę czy przyjaciół. Tak naprawdę nic cię tu nie trzyma, więc
dlaczego? Chodzi o twojego ojca? Sama mówiłaś, że nie widziałaś go od wielu lat i nie
wiesz, gdzie teraz jest. A poza tym chodzi też o nas. Przecież jesteśmy ze sobą, co więc
w tym dziwnego, że chcę się tobą zaopiekować.
- Jak długo? - wyrzuciła z siebie.
Wzruszył ramionami.
- Żadne z nas nie wie, ile czasu wytrzyma nasza relacja, namorada - odparł. -
Oczywiście, obydwoje weszliśmy w to z dobrymi intencjami, ale czasami można się
przeliczyć. Zobacz, co mi się przytrafiło i co przytrafiło się tobie. Jedyne, co możemy
zrobić, to cieszyć się dniem dzisiejszym, czy nie tak?
Spojrzała w jego błękitne oczy, w których była i czułość, i mądrość. Zastanawiała
się, jak zdoła spędzić choćby jeszcze jeden dzień z tym cudownym mężczyzną bez jego
miłości.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Kiedy Eduardo pożyczonym samochodem odjechał z lotniska w kierunku centrum
Rio, z każdą chwilą coraz bardziej uświadamiał sobie, jak bardzo różniło się jego spo-
kojne życie w Wielkiej Brytanii od tego, które prowadził tutaj. W ciągu sześciu miesięcy,
które spędził w Anglii, z nikim nie zawarł bliższej znajomości. Ograniczał się do roz-
mów z Ricardem, lekarzem, fizykoterapeutą, a potem, kiedy już zaczął chodzić na space-
ry, ze starszym sprzedawcą. Nie szukał towarzystwa, aż do czasu, gdy spotkał Marianne.
A teraz znów był w Rio, gdzie nie mógł się już cieszyć anonimowością. Eliana by-
ła popularną aktorką telenowel brazylijskich i zarówno jej zdjęcia, jak i jego często uka-
zywały się w prasie brukowej. Już na lotnisku zauważył ciekawskie spojrzenia, na co
zwróciła uwagę także Marianne. Postanowił poczekać z wyjaśnieniami na lepszy mo-
ment. Kiedy już usiądą na progu jego domu na plaży, opowie jej o sławie Eliany i jej
konsekwencjach. A także o tym, że dobroczynność nie była jego jedynym zajęciem.
Było wiele takich spraw, bardziej intymnych, którymi chciał się z nią podzielić, ale
nie wiedział jak. Nigdy z nikim nie rozmawiał o swoim małżeństwie i o wypadku. Te
wszystkie myśli dusił w sobie tak długo, że przypominały zamkniętą na klucz walizkę,
której otwarcie kosztowało wiele trudu.
Pragnął powrócić do Rio, aby raz na zawsze przepędzić koszmary ze swojego ży-
cia. Szczęśliwym trafem, może za sprawą cudu, zaczął wierzyć, że zasługuje na drugą
szansę i nie miał wątpliwości, że tym cudem była Marianne. Dlatego najpierw postano-
wił pojechać do Ipanemy, a nie na wieś. Dość ukrywania się i odcinania od reszty świata.
Był bardzo szczęśliwy, gdy się okazało, że Marianne będzie mu towarzyszyć, nie
tylko ze względu na siebie, ale również ze względu na nią. Ta piękna i młoda dziewczy-
na, tak okrutnie doświadczona przez los, zasługiwała na wszystko co najlepsze. Poza tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]