[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przejrzał też szafy, podczas gdy ja obejrzałem jeszcze werandę. Nic.
- Nie ma też niczego, co by wyglądało na wejście do podziemi, nawet w tej piwniczce z winem.
- Robot pewnie by wiedział.
- Wiedziałby, ale zdaje się, że spowodowałem u niego spięcie.
Potupałem w podłogę. Też nic podejrzanego.
- Jest jedno miejsce, którego nie sprawdziliśmy - mruknął Bolivar. - Nisza obok basenu, z filtrem i
ogrzewaczem wody.
Byłem tam, jeszcze zanim skończył mówić. Ale to miejsce również było puste, jeśli nie liczyć
sprzętu do czyszczenia basenu. I podłoga pod nim, też nie była podejrzana.
- To musi być w domu - zadecydowałem. - Jestem pewien, że coś nam umknęło. Obejrzymy całą
podłogę, milimetr po milimetrze.
Tak też zrobiliśmy. Pokój za pokojem. Odsunęliśmy każdy mebel, zajrzeliśmy pod każdy dywan,
przesunęliśmy nawet lodówkę. Wciąż nic.
- Ostatni pokój - powiedział Bolivar z troską w głosie, zaglądając do środka. - Sypialnia.
Najpierw zbadaliśmy łazienkę przylegającą do sypialni. Wszystkie urządzenia były porządnie
przymocowane do podłogi i ścian. Podłoga sypialni wykonana z drewnianych klepek, które ciasno do
siebie przylegały.... Też nic, niestety.
Aóżko znajdowało się na środku pokoju. Usiadłem na nim ciężko. Zmęczenie i wiek dawały mi się
jednak we znaki. Oparłem głowę w dłoniach. Byłem bardzo znużony.
Zaraz, zaraz... a to co?
Co miało oznaczać to ciche szurnięcie jednej z nóg łóżka?
- Aha! - z tym okrzykiem wylądowałem na kolanach przy podejrzanej nodze.
- Tato, stało się coś?
- Stało, stało. Słyszysz to szuranie przy nodze? Tak jakby łóżko przesuwało się w poziomie. O tak
- pchnąłem silnie.
Nic się nie stało...
Na początku.
Potem usłyszałem metaliczne szczeknięcie i opór ustąpił. Upadłem na twarz do przodu, kiedy łóżko
nagle przesunęło się wraz z fragmentem klepek. Pod nim, tuż przed moim nosem, był sterczący z
ziemi uchwyt. Sięgnęliśmy po niego w tym samym momencie, ale Bolivar jako młodszy był szybszy.
Uchwycił i mocno pociągnął.
Klapa bardzo gruba jak drzwi bankowego sejfu była dobrze zbalansowana od dołu, więc uniosła
się lekko. Ze środka wypadł strumień światła. Siedząca tam Angelina uśmiechnęła się do nas. - Cóż
za miłe spotkanie - powitała nas słodko.
Rozdział 25
Schodzimy! - krzyknąłem radośnie. - Bardzo proszę. Chętniej wprawdzie dołączyłabym do was
tam na górze, ale jestem nieco skrępowana. Widzicie gdzieś jakiś przycisk albo gałkę.
- Tak, jest tutaj. Przycisk wbudowany w brzeg włazu.
- Wciśnijcie go - powiedziała Angelina i odsunęła się na bok. Nacisnąłem zdecydowanie.
Rozległo się coś w rodzaju odgłosu warkotu silnika i zmiany biegów, a potem cała część podłogi
zjechała powoli na dół, do znajdującego się tam pomieszczenia. Wskoczyłem na ruchomą platformę
niemal natychmiast, jeszcze szybciej zeskoczyłem, gdy zbliżyła się do dolnego poziomu i pędem
pokonałem ostatnie metry. Uchwyciłem w ramiona moją ukochaną żonę.
- Ja... też się... bardzo cię... szę... i to mimo że... tak wyglądam... ale chciałabym... chciałabym
też... oddychać...
- Przepraszam - rozluzniłem mój miażdżący żebra uścisk i uniosłem ją w górę na rękach. - Dobrze
się czujesz?
- Już tak. Ale co z Glorianą?
Poszedłem za jej spojrzeniem. W rogu pokoju leżał sztywny i nieruchomy świniozwierz.
- Zagazował ją. Igor - powiedziała z przejęciem Angelina. - Czy ona... żyje?
Glorianą miała zamknięte oczy i szeroko otwarty pysk. Pochyliłem się nad leżącym ciałem i
próbowałem odgarnąć kolce.
Jednak w żaden sposób nie mogłem przedostać się pomiędzy nimi na tyle, aby wyczuć bicie serca.
- Nie potrafię powiedzieć - przyznałem się do porażki. Angelina przejrzała szybkimi ruchami swą
torebkę i podała mi kosmetyczkę.
- Spróbuj tym.
Wziąłem kosmetyczkę z jej rąk, nieco zdezorientowany. Dopiero po otworzeniu, pojąłem, co mam
robić.
- Oczywiście - mruknąłem, wyjmując leżące na wierzchu lusterko. Ponownie pochyliłem się nad
nieruchomym ciałem świniozwierza i przytknąłem lusterko do nozdrzy.
- Nic... Nie! Czekaj! Jest lekka mgła - wciąż żyje! Bolivar był już na dole i przeszukiwał kieszenie
swojego ubrania.
- Jeśli Igor użył gazu, to był to prawdopodobnie gaz usypiający. Nie sądzę, aby Kaizi ufał mu na
tyle, by dać mu jakąś prawdziwą truciznę. Wez antidotum.
Spryskałem sprayem oba nozdrza naszego ukochanego świniozwierza. Przez chwilę nie było
efektu. Ale nagle powieki Gloriany zadrgały. Otworzyła oczy. Kwiknęła cichutko i próbowała wstać
na nogi. Podrapałem ją za uchem i świat nagle stał się weselszy.
Angelina pocałowała Bolivara w policzek.
- Miło znów was obu widzieć. Naprawdę niezle się czuję. Ale myślę, że poczułabym się jeszcze
lepiej, gdybyście mnie od tego uwolnili.
Zadzwięczała długim cienkim łańcuchem, który przykuty był z jednej strony do jej nadgarstka, a z
drugiej do grubego metalowego ucha sterczącego z podłogi.
- Przepraszam! Nie zauważyłem! - dekompozer molekularny szybko się z tym uwinął.
- To był pomysł Igora. Zjechał tu na dół, a wtedy Gloriana go zaatakowała. Niezle jej szło, dopóki
nie wjechał z powrotem na górę poza jej zasięg. Kiedy wrócił, miał ze sobą pojemnik z gazem.
Załatwił ją, a potem zagroził mi, że i mnie spotka to samo, jeśli nie założę sobie tych łańcuszków. To
zresztą po to, abym nie mogła sięgnąć ściany, nad którą trochę wcześniej pracowałam.
Wskazała głęboką rysę w ścianie. Zauważyłem fragment grubego izolowanego kabla.
- Próbowałam się do niego dostać i spowodować jakieś spięcie. Jeśli zjawiłaby się tu ekipa
elektryków, może poszukując przyczyny awarii, znalezliby też mnie.
Dopiero teraz ochłonąłem na tyle, by spokojnie rozejrzeć się po jej celi więziennej. W suficie
dostrzegłem małą otoczoną pancernym szkłem lampkę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]