[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wego.
Szybko zaciągnął zamki kombinezonu, założył buty i w pełnym służbowym
rynsztunku poszedł do sterowni. Stanąwszy w drzwiach zobaczył za fotelem
pierwszego pilota plecy kilku osób patrzących w główny ekran kierunkowy.
 Co to ma znaczyć?  huknął na zebranych.  Na stanowiska, proszę!
W ten sposób daleko nie zalecimy! Kto pilnuje nawigacji? Idą, dlaczego nie śpisz?
Twoja służba zaczyna się za cztery godziny. Chcę mieć wypoczętą załogę!
Rozstąpili się, chyłkiem odchodząc na swoje miejsca. Steve wstał, ustępując
fotel Kamilowi. Kamil zasiadł przed ekranem.
Na tle czarnej pustki podziurkowanej punkcikami gwiazd widniała wyraznie
jakaś słabo świecąca plamka, która na pewno nie była punktem.
 Widać tylko w podczerwieni  wyjaśnił Steve.
 Radar?  spytał Kamil.
 Wykazuje, że odległość zmniejsza się.
 Co to może być? Ciepły asteroid?
 Nie słyszałem o takich  Steve pokręcił głową.
 Czy sprawdziliście kształt toru?
 Trudno go na razie określić. Obiekt porusza się w naszym kierunku, prawie
prostopadle do toru astrolotu. Musimy zaczekać i namierzyć go jeszcze kilkakrot-
nie w pewnych odstępach czasu. Dane z radaru przekazywane są bezpośrednio do
komputera. Za kilkanaście minut będziemy mieli odpowiedz.
55
Kamil siedział przed ekranem i wpatrywał się w blado świecącą plamkę. Wi-
dać było, jak zmienia ona powoli swe położenie na tle gwiazd.
 Jest wynik obliczeń  ogłosiła Idą przez telefon.  Przekazuję obraz na
wasz monitor.
Na małym ekranie, połączonym z komputerem, pojawił się rysunek: tor astro-
lotu, zaznaczony prostą linią, z kropką oznaczającą obecne jego położenie, oraz
krzywa z zaznaczonym położeniem ruchomego obiektu.
 Do diabła!  zaklął Steve.  To jest przecież krzywa pościgowa!
Kamil popatrzył na niego pytająco.
 Spójrz! Obie krzywe leżą w jednej płaszczyznie. Tor tego obiektu zmienia
się w sposób, który świadczy o tym, że w każdej chwili nakierowuje się na nas!
 Więc to obiekt sterowany i napędzany!  szepnął Kamil i poczuł ciarki na
plecach.
 Na to wygląda. Ale sprawa jest o tyle dziwna, że to tak zwana głupia krzy-
wa pościgowa. W ten sposób głupi pies goni zająca: zawsze z nosem zwróconym
w kierunku uciekiniera.
 A jak wygląda  mądra krzywa?
 Jest prosta. Genialny pies, który zna elementy matematyki, potrafi  zna-
jąc prędkości i przyspieszenia zająca oraz własne  wyznaczyć taki tor prosto-
liniowy, który przetnie tor uciekiniera dokładnie w chwili, gdy ten znajdzie się
w punkcie przecięcia.
 Pod warunkiem, że zając nie zmieni kierunku.
 Oczywiście. Powiedziałem to w uproszczeniu. W przypadku zmiany pręd-
kości lub kierunku uciekiniera, ścigający natychmiast wyznacza nową prostą
i zmienia swój kierunek. Ale my przez cały czas lecimy prosto i ze stałym przy-
spieszeniem. Gdyby to była, na przykład, załogowa rakieta kosmiczna, która chce
spotkać się z nami, na pewno przyjęłaby tor prostoliniowy. Przynajmniej dopóki
jej załoga nie zauważyłaby, że usiłujemy uciekać.
 Sądzisz więc. . . że to nie jest rakieta  powiedział Kamil z pewną ulgą,
wstając z fotela i kierując się wolnym krokiem w stronę wyjścia.
Steve podążył za nim.
 Tego nie powiedziałem.
Kamil przystanął i spojrzał na pilota.
 To może być automatyczna rakieta, posiadająca taki właśnie algorytm po-
ścigu. Coś w rodzaju  antyrakiety , jakich używano niegdyś na Ziemi do zwal-
czania wojennych rakiet zaczepnych. Te ostatnie bywały nieraz bardzo zmyślnie
programowane i nie sposób było przewidzieć, jakich manewrów mogą dokonać,
nim uderzą w cel. To samo zresztą dotyczyło pilotowanych samolotów bojowych.
 Gdyby jednak  to leciało po linii prostej, pewnie nie powzięlibyśmy żad-
nych podejrzeń. Uznalibyśmy ten obiekt za martwy okruch ogrzanej materii 
zauważył Kamil.
56
 Ale po wyznaczeniu toru i stwierdzeniu możliwości kolizji musielibyśmy
zmienić kurs albo prędkość lotu.
 A czy w obecnej sytuacji nie możemy spróbować jakiegoś manewru?
 Możemy. Na przykład  zredukować przyspieszenie. Albo je podwoić.
 . . . i zobaczyć, co zrobi nasz obiekt  dodał Kamil. Steve nacisnął przycisk
na pulpicie. We wszystkich kabinach zapłonęło światło i rozległ się sygnał alar-
mu manewrowego. Po kilkunastu sekundach cała załoga kolejno zasygnalizowała
gotowość. Ci, którzy spali, obudzeni sygnałem, przypięli się do swych tapcza-
nów. Pozostali zapięli pasy przy fotelach na swych stanowiskach. Steve ogarnął
spojrzeniem rząd lampek, oznaczających gotowość poszczególnych osób.
 Siadaj!  powiedział wskazując Kamilowi wolny fotel drugiego pilota.
Usiedli obaj i przypięli się do foteli. Steve przestawił na pulpicie kilka prze-
łączników. Na ekranie widać było, jak nieznany obiekt rośnie, przestając być tylko
plamką i nabierając określonego kształtu. Kamilowi wydało się, że przypomina
nieco parasolowaty kształt meduzy widzianej  z profilu .
 Potrójne przeciążenie w czasie sześciu minut  ogłosił Steve przez gło-
śniki i pociągnął rączkę przyspiesznika.
 Włącz namiernik!  przypomniał Kamil, z trudem wydobywając głos
z krtani.
Steve przytaknął lekkim ruchem głowy. Przyspieszenie rosło przez kilkanaście
sekund, a potem utrzymywało się na stałym poziomie, dopóki strzałka chronome-
tru nie osiągnęła zaprogramowanego położenia.
Przyspieszenie wróciło do normy. Kamil odetchnął głęboko kilka razy i odpiął
pasy.
 Podaję wyniki  powiedziała Idą. Na ekranie pojawił się szkic torów.
 Poprawił kurs! Wyraznie zareagował na nasz manewr. Nawet zwiększył
szybkość!  ocenił Steve, pokazując na ekranie lekkie załamanie toru nieznanego
obiektu.  Zciga nas, nie ma wątpliwości!
Plama na ekranie rosła wyraznie. Kamil z niepokojem śledził jej kształty. Były
dość regularne. . .
 Odległość?  zapytał patrząc na Steve a.
 Sto trzydzieści tysięcy osiemset.
 Kiedy nas doścignie?
 Za kilkadziesiąt minut. Chyba że włączymy pełny ciąg.
 On może dysponować jeszcze większym. Czy nie odebrano żadnych sy-
gnałów?
Kamil wstał i przeszedł do radiokabiny. Krystyna, ze słuchawkami w uszach,
przebiegała palcami po klawiaturze przełączników.
 Nic  powiedziała.  Nic poza zwykłymi szumami, chwilami szumy
w pasmach długofalowych rosną nieco powyżej normy. To wszystko.
57
Kamil wrócił do sterowni. Zastał tam Piotra, który oglądał z uwagą obraz na
głównym ekranie. Patrząc na niego z boku, Kamil dostrzegł w jego twarzy jakiś
dziwny, nieznany wyraz. Czyżby to był strach? Oczy Piotra były rozszerzone,
dłonie nerwowo zaciśnięte. Spojrzał na Kamila przelotnie, a potem znów utkwił
oczy w ekranie.
 Czy podjęliście jakąś decyzję?  spytał nagle.
 Na razie nie wiemy, co to jest.
 Przecież nas goni! Widziałem wyniki obliczeń. Trzeba przygotować się. . .
 Do czego?  Kamil patrzył na Piotra z niepokojem. Główny Inżynier Na-
pędu najwyrazniej tracił panowanie nad nerwami.
 Co z tobą, Piotrze? Boisz się?
 A ty? Nie boisz się tego?  Piotr wyprostował się i stanął na wprost Ka- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl