[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w celu zdyskredytowania Eryka.
Gdyby zadanie ochrony Amberu, którego lekkomyślnie się podjął, okazało
się zbyt trudne i gdyby wtedy Bleys pojawił się na scenie i odparł napastników,
zyskałby ogólne poparcie, przyjmując na siebie rolę obrońcy. A po odpowiednio
długim czasie przyjąłby także z poczucia obowiązku i dla dobra Amberu
ofiarowany mu tron.
Pytanie przerwałem. Co z Benedyktem? Wiem, że wyjechał i dąsał
się w swoim Avalonie, ale gdyby coś naprawdę groziło Amberowi. . .
To prawda pokiwał głową. Dlatego właśnie część naszego planu
przewidywała stworzenie Benedyktowi serii własnych problemów.
Wspomniałem piekielne amazonki, które nękały Avalon Benedykta. Wspo-
mniałem kikut jego prawego ramienia. Otworzyłem usta, by przemówić, lecz
Brand uniósł dłoń.
Pozwól mi skończyć tak, jak to zaplanowałem, Corwinie. Jestem świa-
domy twoich procesów myślowych, jak to określasz. Czuję ból w twoim boku,
blizniaczy z moim bólem. Tak, wiem to, i jeszcze o wiele więcej jego oczy
błyszczały dziwnie, gdy brał kolejnego papierosa, który sam się zapalił. Wciągnął
w płuca dym i zaczął mówić, wypuszczając go ustami. Po tej decyzji chciałem
się wycofać. Uznałem, że wiąże się ze zbyt wielkim ryzykiem i zagraża same-
mu Amberowi. Wycofać się. . . przez chwilę wpatrywał się w smugi dymu.
Sprawy zaszły zbyt daleko, bym mógł zwyczajnie wstać i wyjść. Musiałem wy-
stąpić przeciwko nim, by bronić samego siebie, nie tylko Amberu. Było za pózno,
by przejść na stronę Eryka. Nie zgodziłby się mnie chronić, nawet gdyby mógł. . .
zresztą, byłem pewien, że przegra.
Postanowiłem wtedy skorzystać z pewnych informacji, jakie znalazły się
w moim posiadaniu. Często się zastanawiałem nad dziwnymi stosunkami Flory
i Eryka na tym cieniu Ziemi, który podobno tak lubiła. Podejrzewałem, że nie
bez powodu interesuje się tym miejscem i że ona może być jego agentką. Wpraw-
dzie nie mogłem zbliżyć się do niego na tyle, by się czegoś dowiedzieć, lecz byłem
pewien, że bez długiego śledztwa wykryję, o co chodzi Florze. Tak też się stało.
Potem nagle tempo wydarzeń wzrosło. Moja grupa zaczęła się interesować mo-
101
imi poczynaniami. Potem, kiedy cię znalazłem i elektrowstrząsami przywróciłem
niektóre wspomnienia, Flora zawiadomiła Eryka, że dzieje się coś niedobrego.
W rezultacie jedni i drudzy zaczęli mnie szukać. Zdecydowałem, że twój powrót
rozbije wszelkie plany i wydostanie mnie ze ślepego zaułka na czas dostatecznie
długi, bym zorganizował rozwiązanie alternatywne. Pretensje Eryka znów zeszły-
by na dalszy plan, ty miałbyś własnych stronników, manewr mojej grupy stałby
się bezcelowy.
Zakładałem, że nie okazałbyś niewdzięczności za to, czego dla ciebie doko-
nałem. Wtedy jednak uciekłeś z Portera i sprawy skomplikowały się naprawdę.
Wszyscy cię szukaliśmy, choć jak się pózniej dowiedziałem z najróżniej-
szych powodów. Jednak moi dawni wspólnicy dysponowali pewną przewagą: do-
wiedzieli się, co się dzieje, zlokalizowali cię i dotarli na miejsce jako pierwsi.
Istniał bardzo prosty sposób zachowania status quo. Bleys oddał te strzały, dzięki
którym znalazłeś się razem z samochodem w jeziorze. Zjawiłem się tam dokład-
nie wtedy, gdy to nastąpiło. On zniknął niemal natychmiast, uznając pewnie, że
zakończył sprawę ostatecznie. Wyciągnąłem cię i stwierdziłem, że jest w tobie
jeszcze dość życia, by próbować ratunku. Czułem się wtedy dość niepewnie, gdyż
nie wiedziałem, czy leczenie przyniosło jakieś efekty i czy ockniesz się jako Cor-
win, czy Corey. . .
Potem zresztą też mnie to męczyło. . . Kiedy zjawiła się pomoc, ruszyłem
w piekielny rajd. Wspólnicy dopadli mnie jakiś czas pózniej i umieścili tam, gdzie
mnie znalazłeś. Znasz dalszy ciąg?
Nie wszystko.
Więc przerwij, kiedy zacznę mówić o tym, co już wiesz. Sam dowiedziałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]