[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewno nie będę miał w planach spania.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, do Dixie podszedł Hulk, i
miaucząc, zaczął się domagać zainteresowania.
- Nie powinieneś się skarżyć. - Wzięła go na ręce i podrapała za
uszami. - Przynajmniej ty byłeś głaskany dziś wieczorem.
ROZDZIAA PITY
Kiedy Cole pierwszy raz pokazał jej piwnice Louret, Dixie poczuła
się zawiedziona. Spodziewała się wydrążonych w ziemi korytarzy
albo czegoś bardziej przypominającego lochy. Tymczasem wino
dojrzewało w równo ustawionych beczkach w zwyczajnych
podziemnych pomieszczeniach,
gdzie temperatura regulowana była elektronicznie i gdzie
oświetlenie było dosyć słabe. Cóż, pomyślała, siedząc na
cementowej podłodze i przyglądając się beczkom, trzeba pracować
z tym, co jest.
Same beczki były bardzo interesujące. Na obrazie będzie dużo
brązu, zdecydowała. Kolory ziemi pasują do Eliego, poza tym
dobrze odzwierciedlają tradycyjne podejście Louret do produkcji
wina.
Portret Caroline będzie w tonacjach złotych. Dorzuci do tego
trochę brązu, żeby powiązać go z portretem Eliego, i trochę
błękitu przypominającego niebo. I dużo różnych odcieni złota
podobnych do promieni słońca, które łączą niebo z ziemią.
Tak. Portret Eliego będzie mówił o ziemi, z której rodzą się
winogrona, a portret Caroline o słońcu, które pozwala im dojrzeć.
A dla obrazu końcowego, mającego przedstawiać wino... Może
portret grupowy? Rodzina zebrana wokół stołu, dyskutująca przy
kolacji, i kieliszki wina lśniące w świetle
zachodzącego słońca. Może więc ustawić stół na zewnątrz? A jeśli
chodzi o...
- Przepraszam za spóznienie - usłyszała za sobą głos Eliego.
- Nie ma problemu - odpowiedziała, podnosząc swój szkicownik i
wstając. - Chyba i tak nie będę cię malowała tutaj.
- Nie namalujesz mnie na tle beczek?
- Ależ tak, ale przecież mam już zdjęcia. Dzisiaj muszę cię
naszkicować. Chodzmy na zewnątrz. Muszę ci się dobrze
przyjrzeć, a do tego potrzebuję dużo światła. - Uśmiechnęła się,
mijając go i kierując się w stronę schodów. - %7łeby wszystko było
dokładnie tak, jak w rzeczywistości, robię najpierw zdjęcia. Ale
muszę cię narysować, żeby cię lepiej poznać. Zawsze tak robię,
zanim zabiorę się do malowania - wyjaśniła. Eli wyglądał na
niezbyt zadowolonego. Zamruczał coś pod nosem i może nawet
lepiej, że nie dosłyszała słów. Uśmiechała się do siebie, wychodząc
przez boczne drzwi. - Tutaj chyba będzie dobrze.
Zwiatło było dobre i mocne. Wyjęła węgiel i otworzyła szkicownik.
Eli zmrużył oczy przed słońcem. Wyraznie czuł się bardzo
niezręcznie. Postanowiła zabawiać go rozmową, żeby zapomniał o
pozowaniu.
- Opowiedz mi o przechowywaniu wina w beczkach - poprosiła,
stawiając w międzyczasie pierwsze kreski.
- Chodzi o smak. Wielu ludzi docenia nutę dębu, ale jeśli jest jej
zbyt dużo, zabija subtelność dobrego czerwonego wina. Tak się
dzieje jednak tylko wtedy, kiedy nie robi się tego prawidłowo.
- A co z białymi winami? Wasze nowe chardonnay też dojrzewa w
beczkach dębowych. - Musi mocniej zaznaczyć szczękę,
zdecydowała. - Czy to standard?
Eli wzruszył ramionami.
- Niektórzy używają stalowych beczek, ale my nie.
Odniosła wrażenie, że nie ceni specjalnie winiarzy, którzy
przechowują wino w stali.
- To twoja decyzja czy twojej matki? Skoro nowe wino ma być
nazwane jej imieniem, to pewnie miała w to jakiś wkład?
- To był głównie mój pomysł. Mama ceni nutę wanilii, która
powstaje przy dojrzewaniu wina w beczkach, więc go
zaakceptowała.
Przerzuciła stronę w szkicowniku i zmieniła pozycję, żeby
naszkicować Eliego pod innym kątem.
- A czyim pomysłem było to nowe chardonnay?
- Cole a. - Spojrzał na nią. - Myślałem, że o tym wiesz.
- No dobra, to była tylko przynęta. - Przyjrzała się w skupieniu
szkicowi. - Powinieneś dyskretnie opowiedzieć mi o nim, tak
żebym nie musiała sama pytać.
Roześmiał się nieoczekiwanie.
- Dziwnie się czuję, kiedy patrzysz na mnie w ten sposób, a
jednocześnie mówisz o moim bracie. Co chcesz wiedzieć?
Spojrzała na niego z wyrzutem i powtórzyła:
- Tak, żebym nie musiała sama pytać.
- No więc z nikim się aktualnie nie spotyka i uważa, że jesteś
niezła.
- Aha. - Cholera. Narysowała oko zbyt blisko nosa. Jeszcze raz,
pomyślała, przerzucając stronę. - Próbuję właśnie wymyślić jakiś
subtelny sposób na zakomunikowanie ci, że o tym wiem. Znowu
ten niski śmiech. - Wciąż jest chyba bardzo zajęty interesami? -
Jej ręce i oczy pracowały teraz automatycznie, nie myślała już o
szkicu.
- Tak, ale nie pracuje już po sześćdziesiąt czy osiemdziesiąt
godzin tygodniowo. To dlatego go rzuciłaś?
Zaskoczona spojrzała na niego. Ich oczy spotkały się.
- Tak, głównie dlatego.
- Louret zawsze będzie dla niego ważne i zawsze będzie lubił
wygrywać. Cole nie jest pieskiem kanapowym.
Zirytowana dorysowała dwa rogi na czubku głowy Eliego.
- Nie chcę pieska kanapowego. Nie chcę też zawsze przegrywać.
Słyszałam, że istnieje jednak coś pomiędzy.
- Kiedy go zostawiłaś, ciężko to przeżył.
- Z mojej perspektywy wszystko zaczęło się psuć wcześniej -
powiedziała, zamykając szkicownik.
Eli skinął głową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]