[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lucy poruszała się jakby we śnie.
Jej książę z bajki" okazał się okropnym trollem.
Nie, to nie tak, poprawiła się. Collin przecież niczego jej nie obiecał.
Przynajmniej nie otwarcie słowami, pomyślała z ironią.
Przecież w jego oczach, w jego dotyku były obietnice. Przysięgi na
wieczność. Czy to się nie liczyło?
Zatrzasnęła szufladę biurka tak energicznie, że z blatu posypały się
papiery na podłogę. Pochyliła się, żeby je zebrać.
174
RS
 Przestań już!  zganiła się na głos.  Lucy, masz dwadzieścia sześć lat,
dorośnij wreszcie, do licha ciężkiego!
 Czy to jest jakaś prywatna rozmowa, czy można się przyłączyć?
Podniosła wzrok kompletnie zaskoczona. W progu stał Harley.
Skrępowana sytuacją, zerwała się na równe nogi, choć mogłaby przysiąc,
że nie miała pojęcia po co.
 To prywatna dyskusja, ale już się skończyła. W czym mogę ci pomóc?
 Chciałbym, żeby moje konto bankowe napuchło od oszczędności, żeby
tort czekoladowy ogłoszono niezbędnym składnikiem ludzkiego pożywienia i
jeszcze żebym mógł wyskoczyć na randkę w sobotni wieczór. Ale, ale...
przyszedłem tutaj, żeby przekazać ci informacje, którymi możesz być
zainteresowana, biorąc pod uwagę twoje wcześniejsze tajne działania. 
Ostatnie zdanie zostało okraszone szerokim uśmiechem.
Lucy uważała doktora Harleya Danielsa za swojego przyjaciela, a teraz
właśnie miała ochotę zająć swój umysł czymś innym, by tylko odepchnąć od
siebie bolesne myśli rozdzierające jej serce na drobne kawałki.
 A cóż to takiego?
 Pamiętasz tego strażnika więziennego, którym się interesowałaś? Tego,
który był zamieszany w ucieczkę tego wariata?
 Tak? I co z nim się dzieje?
Harley wyciągnął czekoladowy batonik z kieszeni fartucha i zaczął go
pieczołowicie rozpakowywać, jakby to był jakiś religijny obrzęd.
 Na mieście mówią, że zaczął odzyskiwać przytomność. Od kilku
godzin budzi się i znowu zasypia.
 A skąd to wiesz?
175
RS
 Takim sympatycznym ludziom jak ja nie odmawia się informacji. FBI
ma nadzieję, że dziś po południu, albo jutro rano, będą mogli uzyskać od niego
jakieś zeznania odnośnie ucieczki więznia.
Lucy przypomniała sobie obietnicę złożoną Collinowi, że da mu znać jak
tylko dowie się czegoś nowego w sprawie dotyczącej Jasona. Może to właśnie
był przełom, na który on tak czekał?
Zacisnęła palce na telefonie komórkowym w kieszeni. Chciała zadzwonić
do niego i opowiedzieć mu o najnowszych wydarzeniach, ale czuła, że na
dzwięk jego głosu może rozpaść się na kawałki. A poza tym, co niby mogła mu
przekazać? Jakieś informacje z trzeciej ręki? Lepiej by sama pofatygowała się
do szpitala i sprawdziła stan zdrowia strażnika. No i mogłaby się skontaktować
z kuzynem Collina  Emmettem, gdyby pogłoski się potwierdziły. W końcu
Jason był jego bratem.
 Czy mogłabym... ?
Harley wszystkiego się domyślił. Może nie był zbyt atrakcyjny, za to był
niezwykle inteligentny.
 Jasne. Jakoś cię usprawiedliwię  odpowiedział, zanim zdążyła
dokończyć prośbę.
 Dzięki.
 Nie ma sprawy. Zrobiłbym wszystko, żeby ta mina zniknęła ci z
twarzy.
 Jaka mina?
 Wyglądasz, jakbyś właśnie straciła najlepszego przyjaciela.
 Wszyscy moi przyjaciele są dokładnie tam, gdzie byli.  Jedynie
pomyliłam się włączając do nich kogoś nowego, dodała w myślach.
 Chyba potrzebujemy nowej próbki jego DNA. Tę poprzednią gdzieś
zawieruszyłem.
176
RS
Lucy wiedziała, że doktor nie zgubił żadnej próbki. Harley dawał jej po
prostu usprawiedliwienie, by mogła iść do szpitala i poznać faktyczny stan
zdrowia strażnika.
Biorąc płaszcz z jego wyciągniętej ręki, pocałowała go w pyzaty
policzek.
 Jesteś debeściakiem.  Lucy uśmiechnęła się i pocałowała go w drugi
policzek.
 Myślisz, że o tym nie wiem?
Przed drzwiami pokoju strażnika na oddziale intensywnej opieki
medycznej stał nowy policjant. Niższy od poprzedniego, ciemnoskóry, z
poważnym wyrazem twarzy. Podniósł wzrok na zbliżającą się Lucy. Miała na
sobie biały fartuch laboratoryjny i identyfikator zwisający z szyi na łańcuszku,
więc jego spojrzenie było formalnością.
Lucy zdawała sobie sprawę, że policja traktuje ochronę strażnika
zupełnie rutynowo, bo do tej pory nie pojawiły się żadne grozby wobec
rannego. Najwyrazniej wszyscy sądzili, że Jason był zbyt sprytny, by pojawić
się w szpitalu osobiście. A poza tym, byli święcie przekonani, że człowiek
skazany za dwa morderstwa był już tak daleko od Red Rock, jak tylko to było
możliwe. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl