[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jego ręce poruszają się coraz gwałtowniej.
- Nie! Przestań! - wykrztusiła protest, ale lensman znajdował się już we własnym
świecie.
Jedną ręką odpinał spodnie, drugą trzymał pod spódnicą Hannah i jęczał głośno.
Zdała sobie sprawę, co się zaraz stanie, leżała jednak spokojnie. Najlepiej mieć to już
za sobą.
Mężczyzna jęczał głośno z rozkoszy. Długo tłumione potrzeby i tęsknoty znalazły
ujście, tymczasem Hannah krwawiła po ostrych paznokciach, które szukały do niej drogi.
Nie trwało długo, a Ingvar opadł obok niej. Wyczerpany. Dyszał ciężko.
Hannah próbowała wstać. Mdłości zniknęły, zostało tylko bezgraniczne
rozczarowanie. Więc jednak się nie myliła co do tych jego podstępnych spojrzeń.
W końcu Ingvar też wstał i porządkował ubranie.
- Bardzo mi przykro. To nie powinno było się stać. -Wyglądał na zawstydzonego, ale
jednocześnie w jego twarzy widać było zadowolenie.
W milczeniu poszli w stronę dworu.
- Powiedz mi jedno: czy ty byłaś w ciąży kilka lat po urodzeniu blizniaków? Czy też
coś zle zapamiętałem.
Hannah znowu zbladła, ale teraz już nic nie mogło jej sprawić większego bólu.
- Nic mnie nie obchodzi, co pamiętasz, a czego nie pamiętasz. Mimo wszystko nie
sądzę, byś miał powody do roztrząsania, kiedy byłam w ciąży.
Na czole Ingvara pojawiła się głęboka bruzda. Teraz zamierzał wyciągnąć ostatni
argument.
- Nie, oczywiście że nie. Ale dzieciobójstwo jest surowo karane, jak ci wiadomo.
Nie chciała go prosić, żeby wszedł z nią na dziedziniec, odwróciła się od niego przy
rozstaju dróg.
- Dziękuję za towarzystwo. To była niezapomniana niedziela.
Lensman zle zrozumiał jej spokojny, pewny ton. Uznał, że Hannah mu dziękuje i jest
mu uległa.
- No właśnie, mam nadzieję, że wiosną wrócisz do domu, to unikniemy zamieszania
związanego z poszukiwaniem cię w Danii. - Patrzył na nią hardo. - Ale pamiętaj, że ja zawsze
będę ci pomagał. Wszystko się ułoży. Nie musisz się niczego obawiać, wystarczy, że wrócisz
na czas, by złożyć ostatnie wyjaśnienia.
Nie odpowiedziała, odwróciła się od niego i poszła. Najwyższy czas się pakować.
Rozdział 10
Był wczesny poniedziałkowy ranek. Słońce jeszcze nie ogarniało zimnej skały koło
Rudningen. Delikatny uśmiech pojawił się na kobiecej twarzy, kiedy pakowała ostatni
sakwojaż do powozu i szczelniej otulała się płaszczem. Wokół ust unosił się biały obłoczek
pary.
Hannah podeszła do Mari i Simena. Uściskała ich oboje i każdemu wsunęła w dłonie
niewielką sakiewkę.
- Jestem pewna, że zostawiam dwór w dobrych rękach
- Hannah uśmiechnęła się do młodych. - Ufam, że będziecie podejmować niezbędne
decyzje, a gdyby się działo coś złego, to natychmiast po mnie przysyłajcie.
Mari i Simen bez słowa kiwali głowami. Oboje mieli ściśnięte gardła, a wtedy
najlepiej milczeć.
Hannah weszła do powozu i usiadła obok przejętego, milczącego syna. Gdy
opuszczali dziedziniec, uniosła rękę w ostatnim pozdrowieniu, a potem patrzyła już tylko
przed siebie.
Udało się! Jest poniedziałek przed siódmą niedzielą po świętym Olafie. Dzień ledwie
się zaczął, więc pewnie unikną we wsi wielu ciekawskich spojrzeń. Lepiej nie wzniecać
ludzkiego gadania. Hannah postanowiła, że podróżować będą wygodnie i dlatego wynajęła
obszerny, dobrze wyposażony powóz. Konie mieli po drodze zmieniać, ale woznica zawiezie
ich do Christianii ten sam. Uśmiechnęła się do Olego i szturchnęła go w bok.
- No to jesteśmy w drodze. Przyjrzyj się dobrze wodospadowi. - Wskazała głową
skałę po prawej stronie doliny.
- Nie wiadomo kiedy będziesz mógł go znowu zobaczyć.
- Wody teraz dużo nie ma - stwierdził Ole po męsku.
- Znak, że zbliża się zima. Hannah skinęła głową i pomyślała, że dobrze będzie
przeżyć zimę łagodniejszą niż te, do których przywykła w Hemsedal. Spojrzała
pospiesznie przez ramię, żeby pożegnać się z doliną. Przepełniały ją mieszane uczucia,
głównie jednak radość. Radość, że nie będzie musiała widywać lensmana. %7łe zobaczy rodzinę
w Danii. Spotka nowych ludzi. A nade wszystko radość z tego, że pokaże Olemu posiadłość.
Tak, Hannah chciała się cieszyć.
Dla Olego podróż do Christianii była przedsmakiem życia poza granicami małej
rodzinnej wsi. Jechali razem z licznymi wozami wiozącymi towary do Gulsvik, wśród
wozniców nastrój panował życzliwy, ale nie pozbawiony szorstkości. Hannah musiała
przyznać, że wszystkie te wygłodniałe spojrzenia, jakie mężczyzni jej posyłają, pochlebiają
jej i sprawiają przyjemność.
Póznym popołudniem czwartego dnia wjechali do Christianii. Na ulicach aż się roiło
od konnych pojazdów. Hannah miała adres pewnego domu, w którym mogli przenocować, w
miarę jak zbliżali się do tego miejsca, ulice stawały się spokojniejsze, ludzie w świątecznych
ubraniach spacerowali po chodnikach, choć to nie była niedziela.
Ole, wytrzeszczając oczy, przyglądał się mężczyznom w czarnych surdutach,
podpierających się lekkimi, spacerowymi laseczkami. Kobiety chodziły lub stały w grupach i
rozmawiały, ubrane w długie suknie i szerokie wełniane płaszcze z wysokimi kołnierzami,
kompletnie niepodobne do wełnianego stroju kobiet w Hemsedal.
Zerknął spod oka na matkę. Dzisiaj miała na sobie elegancki kostium podróżny,
którego nigdy przedtem nie widział i wydawała mu się trochę obca.
Ole uśmiechnął się i spojrzał na swoje ubranie. Kiedy wyjeżdżali, wydawało mu się
zbyt dobre na podróż powozem, teraz jednak wyglądało ciężko i pospolicie. Wszyscy z daleka
widzieli, że nie jest mieszkańcem miasta. Ole chrząknął zakłopotany.
- Czym właściwie ludzie się tutaj zajmują? - musiał coś powiedzieć, bo milczenie
trwało już zbyt długo.
Hannah wzruszyła ramionami.
- Cóż, zarabiają na życie tak jak ty i ja.
- Chyba nie w tych ubraniach? W powszedni dzień... Hannah roześmiała się.
- Nie, nie wszyscy muszą pracować rękami w taki sposób jak my.
Umilkła. Ole zaś myślał, że takie życie musi być nieznośnie nudne, ale nie wiedział,
co go jeszcze czeka.
Przeprawa do Danii minęła bez problemów. Teraz Hannah walczyła z przemożnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl