[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bami chronienia jej od złego, że w ogóle tego nie dostrzegł. Zranił ją tak boleśnie,
że gdyby miał drugą parę rąk, sprałby sam siebie po pysku. Ręce, które posiadał,
nieustannie głaskały Mari.
Potem pomału zdjął jej buty i spodnie. Wystarczyło jedno spojrzenie na kusą
różową bluzeczkę i skąpe białe majteczki, by zadrżał z pożądania. W tym momen-
cie przepadły gdzieś szlachetne myśli o ratowaniu jej duszy.
- To jest naprawdę smutne, kiedy dziewczyna usiłuje sprowokować chłopaka,
a ten nawet tego nie zauważa.
- Możliwe, że niczego nie zauważyłem, kochanie - powiedział miękko - ale to
wcale nie oznacza, że wykonałaś złą robotę. - Na potwierdzenie swoich słów usiadł
trochę inaczej.
Oczy Mari zrobiły się okrągłe ze zdziwienia.
- Wcale nie było widać, żebyś coś zauważył - bąknęła.
- Tak to już jest z mężczyznami - odparł. - Umysł może być zajęty czymś zu-
pełnie innym, ale ciało natychmiast reaguje na podniety.
Mari uspokoiła się trochę.
- Co zamierzałaś zrobić pózniej? - spytał Patrick.
S
R
- Zdjąć buty i dżinsy.
- A potem?
- No cóż. Miałam nadzieję, że ty zaangażujesz się trochę bardziej.
- Ależ już jestem zaangażowany. - Sięgnął do jej bluzeczki i powoli odsłonił
mlecznobiałe piersi.
- Zdejmiesz coś?
- To właśnie robię, kochanie.
- Nie. Chodzi mi o to, czy zdejmiesz coś z siebie. - Widząc jego wahanie, do-
dała: - Warren wyglądał bez ubrania jak wielka ryba. Ty nie.
- Zostawmy w spokoju Warrena G. Hardinga. - Patrick ściągnął przez głowę
koszulę. - Nie lubię rozmyślać o rybach, kiedy uwodzę damę.
Mari uśmiechnęła się radośnie. Z zachwytem wpatrywała się w muskularną
klatkę piersiową Patricka.
- Co powinnam teraz zrobić?
- Ty, najdroższa, powinnaś robić, na co tylko masz ochotę. Pozwól prowadzić
się instynktowi.
Schylił się i pogłaskał ją po karku. Z satysfakcją zauważył, że zaczęła szyb-
ciej oddychać. Zarzuciła mu ramiona na szyję i przytuliła się do niego mocno.
Patrick czuł budzące się w nim żądze. Pragnął jednak, by ten wieczór należał
tylko do Mari. Zsunął się niżej i ustami dotknął jej piersi. Po chwili całkiem zdjął z
niej bluzkę i rzucił na podłogę. Brzoskwiniowej barwy sutki sterczały twarde i
sztywne.
Dotknął ich delikatnie. Zataczał wokół nich palcami coraz mniejsze kręgi.
Mari zaczęła pojękiwać z rozkoszy. Chwilami traciła poczucie rzeczywistości, lecz
podobał się jej ten stan. Czuła głęboko w sobie coraz większy żar.
- Patricku - szepnęła i rozpięła mu pasek. - Co mam dalej robić? - zapytała.
Ostrożnie zsuwała z niego spodnie.
- Właśnie to, co w tej chwili. - Uniósł się nieco, by ułatwić jej zadanie.
S
R
Za moment jego buty i dżinsy wylądowały na podłodze obok różowej blu-
zeczki. Po chwili siedzieli naprzeciw siebie. On, w bokserkach, ona - w skrawku je-
dwabiu. Patrick wyciągnął ręce, ułożył sobie Mari na kolanach i ponownie zaczął
pieścić jej piersi.
Mari zadrżała z rozkoszy. Odsuwała od siebie myśli o przyszłości. Nie chciała
zastanawiać się, co będzie, gdy Patrick odkryje, że ona nie jest żadną wróżką, że
wiedzie życie szare i nudne. Tego wieczora wciąż jeszcze była Mari pełną tempe-
ramentu i skłonną do zabawy. Pieszczoty Patricka były takie cudowne!
- Och! - krzyknęła cichutko, gdy jego wszędobylskie palce wślizgnęły się pod
krawędz majteczek.
- Chciałabym cię dotknąć - wyszeptała z trudem.
- Coś mi się zdaje, że pora już przenieść się do sypialni. - Patrick wstał i wziął
ją na ręce.
Głaskała go po twarzy. Starała się zachować w pamięci każdą chwilę. Wspo-
mnienia tej nocy będą jej największym skarbem, gdy znowu stanie się szarą i nijaką
Mari Lamott. Pozostanie jej przynajmniej satysfakcja, że kochała się z mężczyzną.
Patrick posadził ją na łóżku i włączył nocną lampkę. Tylko nieznacznym
uniesieniem brwi skwitował obecność w łóżku dwóch misiów.
- Przepraszam, chłopaki - powiedział, sadzając je na krześle. - Tej nocy ta pa-
ni jest tylko moja.
Z zachwytem wpatrywał się w leżącą Mari.
- Cudownie - westchnął. - Teraz potrzebuję już tylko jednego. Masz jeszcze
trochę wina?
Mari skinęła głową.
- Dla mnie z lodem - poprosiła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]