[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zródło, w którym dopiero wszystkie inne zródła wychodzą na jaw. Jest niepokojem, który niczym nie daje się
ukoić; zerwał z żywiołowością tego, co jeszcze nieświadome w każdym rodzaju wszechogarniającego, którym
jesteśmy; wciąż prze naprzód. Zarazem jednak to właśnie on może w końcu wyjednać wielki spokój, nie spokój
rozumu substancjalnego, który niby zawierza sobie samemu, lecz spokój bytu, który dzięki rozumowi otwiera się
dla nas.
Jest to niezniszczalny impuls filozofowania, który sam także zginąłby, gdyby i ono wygasło: pozyskać
rozum, odrodzić się jako rozum jako ten właściwy rozum, który coraz jaśniej odcina się od ześlizgnięć i
zawężeń rozumu jedynie tak zwanego i który, wobec zarzutów przeciwko rozumowi, może ze swej strony
przedstawić swoją rację i swoją granicę.
Rozum nie może pozwolić się zdławić żadnemu z rodzajów wszechogarniającego, ani istnieniu empiryczne-
mu na "korzyść woli życia, która znajduje samopotwierdzenie w pustym ścieśnieniu, [w którym dniała] celowo,
ale przecież na oślep, ani świadomości w ogóle na korzyść [odkrywania] w nieskończoność prawdziwości, które
[dla człowieka] pozostają obojętne, ani duchowi na korzyść zamkniętej, harmonijnej totalności, która nadaje się
do rozmyślań, ale nie do życia.
Gdy rozum zamyka się definitywnie w określonych formach, jest go zawsze za mato i zawsze za dużo,
gdy występuje jako odrębna substancja.
W rozumnej postawie domagam się bezgranicznej jasności, ogarniam poznanie zdobyte na drodze naukowej,
rzeczywistość empiryczną i przekonywającą ważność tego, co daje się pomyśleć, żyję przy tym w świadomości
granic naukowej pojmowalności i jasności w ogóle, a mimo to ze wszystkich zródeł rodzajów
wszechogarniającego nieustępliwie domagam się uniwersalnego rozwinięcia myślenia, nigdzie nie toleruję
bezmyślności.
Ale sam rozum nie jest bezczasowym trwaniem, nie jest ani nieruchomym królestwem prawdy (tak jak treści
poznania naukowego, które mają stałe znaczenie, 'choć zdobywa się je w pozbawionym spokoju i końca ruchu),
y
18
y
ani bytem samym. Nie jest też czystym momentem dowolnej myśli. Lecz sam stanowi sczepiającą razem,
przypominającą [to, co minione], ale prącą .naprzód moc, której granicą z kolei jest zawsze to, z czego wywodzi
się jej treść, która wszakże przekracza wszystkie takie granice, bowiem zawiera w sobie ciągły niedosyt.
Wstępuje on we wszystkie formy wszechogarniającego, a sam zdaje się być niczym więcej, jak tylko spoiwem,
ale takim, które nie istnieje samo z siebie, lecz z czegoś innego wydobywa to, czym ono samo jest i może być.
Rozum domaga się jedności, ale nie zadowala się ani jedną płaszczyzną tego, co w ramach świadomości w ogóle
poznaje się jako prawdziwe, ani wielkimi, skutecznie jednoczącymi tworami ducha. Równie zdecydowanie
towarzyszy egzystencji tam, gdzie rozrywa ona te jedności, i równocześnie jest znowu obecny, by ponaglić do
komunikacji egzystencje, które stoją naprzeciw siebie rozdzielone przepaścią absolutnego oddalenia.
Jego istotą wydaje się być to, co ogólne, to, co przywołuje do prawa i porządku, albo po prostu nim jest. Ale
właśnie naruszenie tego [porządku] sam jeszcze dotyka jako pewną możliwość egzystencji. Więcej jeszcze: on
jest tym jedynym, dzięki któremu w namiętności nocy chaos negatywności zachowuje dla niego swój rodzaj
możliwej egzystencji, choć na tych najodleglejszych granicach ostatecznie zostaje porzucony przez to, co jemu
samemu jest po prostu obce.
Rozum i egzystencja, spotykając się we wszystkich rodzajach wszechogarniającego, stanowią wielkie bieguny
naszego bytu. Nie daje się ich oddzielić od siebie. Każde z nich przepada, gdy drugie ginie. Rozumowi nie
wolno zagubić się w egzystencji na rzecz zamknięcia się w uporze, który rozpaczliwie broni się przed
oczywistością. Egzystencji nie wolno zagubić się w rozumie na rzecz przejrzystości, którą, jako taką, mylnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]