[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sówkę. Na szczęście nie musiała na nią długo czekać. Usado-
wiła się na tylnym siedzeniu i oparła głowę. Jakaż była głupia.
Jak mogła mieć nadzieję, że się szczęśliwie zakochała.
Niczego się nie nauczyła w ciągu ostatnich lat, bo cały czas
popełniała te same błędy. Powinna była zaufać swojemu in-
stynktowi i zachować dystans ze względu na zbyt dużo po-
dobieństw między Parkerem i Mattem.
Chciało jej się płakać. Zapłaciła taksówkarzowi, kiedy za-
parkował przed jej budynkiem. Wysiadła z samochodu i za-
częła szukać kluczy w torebce.
- Lauren - usłyszała w oddali głos Matta.
- Jak się tutaj dostałeś?
Wysiadł ze swojego samochodu i podszedł do niej. Był
ostatnią osobą, którą chciała teraz oglądać. Choć był posi-
niaczony, nie stracił nic ze swojego magnetyzmu.
- Musimy porozmawiać - oznajmił.
112
S
R
ROZDZIAA DZIEWITY
Matt zaklął pod nosem. Mina Lauren mówiła wszystko.
Wyglądała jak osoba, która została zdradzona, a teraz jest
wściekła. I miała do tego prawo. Matt nigdy nie chciał jej
skrzywdzić. Sama myśl o tym, że teraz jest nieszczęśliwa
przez niego, była dla niego ciosem, zadanym nożem prosto w
serce.
- Jak się tutaj dostałeś? - ponownie zwróciła się do niego
z tym samym pytaniem.
Westchnął.
- Obsługa parkingu podstawiła samochód kilka minut po
tym, jak odjechałaś taksówką. Zostawiłem w hotelu moich
braci, aby porozmawiali z ochroną.
Nie dodał jednak, że pędził tutaj jak szalony, domyślając
się jedynie, że Lauren pojedzie prosto do domu.
- Porozmawiajmy - poprosił.
- Już wystarczająco dużo dziś usłyszałam - zripostowała.
- Przejdzmy chociaż do lobby budynku. Nie pozwolę, że-
byś zamarzła na tym zimnie.
- Jak miło, że się troszczysz o moje zdrowie - skomento-
wała złośliwie.
Szedł za nią. Ręką musiał zatrzymać drzwi puszczone
113
S
R
przez Lauren. Prawie go uderzyły w twarz. Zatrzymała się na
środku małego holu wejściowego.
- Co chcesz powiedzieć? Streszczaj się.
Zmarszczył czoło. Nie podobał mu się jej ostry ton. Zo-
stawił to jednak bez komentarza.
- W ostatni wieczór przed ślubem, zaraz po próbnej ko-
lacji weselnej, siedzieliśmy z Parkerem i innymi drużbami
w barze.
Nie odezwała się słowem, ale z wielkim niepokojem cze-
kała na ciąg dalszy.
- Zostaliśmy w końcu sami i wiedziałem, że coś jest na rze-
czy - wyjaśniał Matt. - Parker był zdenerwowany i po kilku
drinkach chciał pogadać. Po tym, jak wyrzucił z siebie
wszystko, poradziłem mu, żeby odwołał ślub.
- Więc nawet nie zaprzeczasz!
- Nie, nie zaprzeczam. Parker miał same wątpliwości, a to
już nie była moja wina - twierdził. - To taki słaby facet.
Chciał się ożenić tylko dlatego, by zadowolić rodzinę. Kiedy
się jednak okazało, że nie byłaś wymarzoną kandydatką na
synową, stwierdził, że chce być nadal wolny.
Nie owijał w bawełnę. Matt miał teraz za dużo do stracenia.
Jej nie chciał stracić. Musiał wyrzucić z siebie całą prawdę,
którą ona powinna znać od dawna.
- Chcesz mi powiedzieć, że jego rodzina mnie nie chciała,
bo moi rodzice nie byli częścią bogatego establishmentu ze
Wschodniego Wybrzeża?
Przytaknął.
- Na pewno wiedziałaś, że Parker z własnych pieniędzy
114
S
R
musiał pokryć koszty wesela. Jego rodzice nie chcieli mieć z
tym nic wspólnego.
- Parker płacił, bo go było na to stać - powiedziała bun
towniczo.
-I dlatego też, że jego rodzice odmówili.
- Przypuszczam, że nie chcieli, aby ich syn żył z kobietą, którą
poznał gdzieś na klubowej imprezie w mieście - dodała złośli-
wie.
- Oboje z Parkerem nigdy nie mieliście dobrego kontaktu -
stwierdził Matt. Wiedział, że stąpa po niepewnym gruncie. - Ani
w sypialni, ani poza nią.
- Skoro wiedziałeś to wszystko o Parkerze, dlaczego się
z nim zadawałeś? - ucięła jego wywody. - W tym czasie po-
winieneś raczej podrywać bostońskie panny.
Wzruszył ramionami.
- Byliśmy po prostu kolegami ze szkoły. Nigdy nie byliśmy
dobrymi kumplami. Poprosił mnie na drużbę, bo zależało nam na
współpracy. Tak wygląda rzeczywistość w świecie Parkera.
-I w twoim też.
Zamiast zaprzeczać, postanowił spokojnie wyłożyć swoje ra-
cje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]