[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Myślisz, że tylko kobiety tak czują? Pomyślałem o Claudine, o Pierze.
Być może... Pokręciła głową. Lorca opowiedziała mi trochę o tobie. O twojej stracie.
Czasem kobieta myli litość z miłością.
Teraz ja pokręciłem głową.
To nie litość.
Nie możesz jej skrzywdzić powiedziała z naciskiem.
Nigdy bym tego nie zrobił. Nigdy.
Nie mam na myśli krzywdy fizycznej powiedziała Jeanette. W tej muzyce mieści się
cała jej dusza. Jeśli poniesie porażkę, to ją załamie i ulegnie swoim demonom.
Drugi raz w ciągu kilku godzin ktoś wspomniał o demonach Lorki.
Myślę, że mnie rozumiesz, Leo. Madame DuPlessis posłała mi przenikliwe spojrzenie.
Odwróciwszy wzrok, patrzyłem, jak mewy szybują nad falami. Myślałem o obrazie
w kaplicy, o czystym płótnie, które tam czeka. Przypomniałem sobie ten dzień, kiedy namalowałem
osiołka, i moje postanowienie, że stworzę obraz, który będzie czymś najprawdziwszym, co
kiedykolwiek zrobiłem. A co, jeśli ja poniosę porażkę? Jakie demony czyhają na mnie?
Jeanette przyglądała mi się, czekając, aż coś powiem.
Tak, rozumiem rzekłem.
Skinęła głową.
To dobrze. Dziś po południu wyjeżdżamy.
Zabieracie ją? spytałem, zaszokowany.
Nie, Daubigny i ja wyjeżdżamy. Lorca zostanie tu sama.
A jej mąż nie ma nic przeciwko temu? Co on wie?
Armand pełnił w życiu Lorki wiele ról. Był jej mentorem, zbawcą, obrońcą, kochankiem.
Oczywiście mężem. Ale nawet on rozumie, że jest jej przeznaczone coś, co może mu ją odebrać. Co
może ją odebrać nam wszystkim.
Chcesz powiedzieć, że ja też powinienem wyjechać? spytałem.
Zaczął się przypływ powiedziała. Wstała. Powinnam wracać do hotelu. Teraz, gdy
burza się skończyła, Armand będzie chciał wyruszyć i złapać prąd. Podała mi rękę. Au revoir.
Nie wiem, czy się jeszcze spotkamy.
Dałaś mi wiele do przemyślenia.
Wyczułem w niej wahanie, tak jakby chciała powiedzieć coś jeszcze. I powiedziała.
Odkąd Lorca się tu znalazła, jest inną osobą. Dziś zobaczyłam w jej twarzy coś, czego nie
widziałam nigdy wcześniej. W innych okolicznościach... cóż. Wzruszyła ramionami. Wiesz, jak
wygląda sytuacja. Co z niej wyniknie, zależy od ciebie. I od Lorki. Ale mam nadzieję, że poważnie
się zastanowisz nad tym, co ci powiedziałam.
Zrobię to. Bon voyage, madame.
Z punktu obserwacyjnego nad Le Bassin, ukryty między sosnami, obserwowałem, jak długa
łódz motorowa odbija łagodnie od kamiennej kei, słyszałem gardłowy warkot silników. Wcześniej
widziałem, jak Armand Daubigny i Jeanette wsiadają na pokład, widziałem, jak żegnają się
z Victorem i Lindą, i ojcem Caronem. Patrzyłem na krótki uścisk męża i żony, na pocałunek w oba
policzki, nie w usta, bardziej jak dwojga przyjaciół. Obserwowałem, bo aż do teraz, do chwili, gdy
zobaczyłem, jak Lorca macha z pomostu, a łódz opuszcza przystań, zostawiając niewielki ślad, nie
wierzyłem, że Lorca nie odpłynie z nimi.
Odczekawszy odpowiednio długo, ruszyłem route de la Croix. Kaplica była niedostępna,
odcięta przez przypływ. Pora znalezć łódkę, żebym mógł przeprawiać się tam i z powrotem.
Kierując się znów w głąb lądu, udałem się do LeBec, licząc, że zastanę tam Simona Grente a.
Po kilku godzinach we dwóch cumowaliśmy na brzegu naprzeciw kaplicy małą, żółtą
płaskodenną łódz rybacką. Simon przyholował ją tu Stellą Tildą i wyjaśnił, że najlepiej
przeprawiać się w czasie pełnego przypływu. Kiedy trwa odpływ albo woda właśnie zaczyna
napływać, silny prąd może mnie ponieść w jedną lub drugą stronę wzdłuż lądu, lub nawet na pełne
morze. Simon spytał, czy chcę zacumować przy kaplicy, ale powiedziałem, że mam jeszcze do
załatwienia kilka spraw.
Kiedy odpłynął, skierowałem się dobrze mi już znaną chemin des Sir%0ńnes ku La Maison du
Paradis. W kieszeni miałem słoiczek miodu od ojca Carona, który miałem zanieść Lorce. Po burzy
ziemia była gęsto usiana żołędziami, a z liści dębów i wiązów wciąż spadały na paprocie krople
wody, mimo że czyste, błękitne niebo promieniało światłem słonecznym. Zamierzałem jej wyjaśnić,
że teraz rozumiem. %7łe nie musi być między nami żadnych tajemnic. Jeanette powiedziała, że
zobaczyła zmianę w twarzy Lorki. Wiem, że ona mnie kocha. A co do ostrzeżeń Jeanette, nie
uważałem już, że miłość i sztuka są nie do pogodzenia.
Zanim zobaczyłem domek, usłyszałem muzykę i zwolniłem, a potem zatrzymałem się.
Wyobrażałem sobie jej uczucia, kiedy spędziwszy pewien czas wśród ludzi, przyszła do domu
i chciała tylko wrócić do swojej kompozycji. Wiele razy czułem to samo, jakby moje studio było
jedynym miejscem, w którym mogłem być sobą.
Usłyszałem długą posępną nutę, która brzmiała jakieś dziesięć sekund, po czym płynnie
przeszła w drugą i następną w sumie jedenaście nut, które jakby wisiały w powietrzu. Po nich
nastąpił nagły, przenikliwy wybuch dzwięku. Agresywny. Bolesny. Następnie melodia powolna,
poważna, niemal zmęczona życiem, zawiedziona. Rozbrzmiewała tak dalej, wznosiła się i opadała,
pełna niepokoju, chwilami niepewności, bez puenty.
Tak jak poprzednio, kiedy słuchałem dzwięków klarnetu dobiegających z jej domku, teraz
też poczułem się wykluczony. To muzyka introspektywna, osobista, samotna.
Czekałem, w nadziei że nastrój się odmieni, w nadziei na jakąś bardziej optymistyczną nutę.
Gdzie podziało się to pragnienie wyzwolenia, spełnienia, które słyszałem za pierwszym razem?
Muzyka brzmiała dalej, powtarzała się, szukała, aż znów wróciła do tego nagłego, ostrego,
gniewnego poruszenia, jakby odrzucała własne znudzenie. Tych emocji niemal nie dawało się
słuchać. Wracając myślami do tego, co powiedziała mi Jeanette DuPlessis, poczułem się bezsilny.
Czy mam jakieś pojęcie o złożoności życia Lorki z Daubignym albo o tym, co wydarzyło się
w obozie w Rosshalde? Czy chociaż rozumiem, co ona usiłuje osiągnąć w swojej muzyce?
Mimo iż bardzo chciałem ją zobaczyć, nakłonić, by opowiedziała mi o demonach, z którymi
się zmaga, i ocalić ją przed nimi, wiedziałem, że to nie jest dobry moment, żeby ją nachodzić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]