[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ponieważ między 1975 a 1976 rokiem nie zrobiono nic, a powołanie grupy programowej na
Mauritiusie i Jersey było pilnym zadaniem, uznałem, że po powrocie na Jersey John powinien
udać się ponownie na wyspę i schwytać jeszcze kilka różowych gołębi dla ośrodka w Black
River, tworząc jednocześnie bazę dla nas. A zatem po powrocie na Jersey z cennym ładunkiem
gekonów i węży John musiał przygotować się do kolejnej wyprawy na wyspę Mauritius.
Podążył prosto do cyprysowego gaju i wyszukał odpowiednie drzewo. Ze swego punktu
obserwacyjnego widział prawie całą dolinę. Przyczaił się w oczekiwaniu na różowe gołębie. Po
trzech godzinach zaczął się zastanawiać, czy gołębie nie przeniosły się gdzie indziej.
Rozejrzawszy się, ujrzał nagle na sąsiednim drzewie różowego gołębia siedzącego w gniezdzie.
Powiedział mi pózniej: Zaledwie dostrzegłem tego cholernego ptaka, uświadomiłem sobie, że
patrzę na niego od trzech godzin i go nie widzę . Zszedł z drzewa podniecony, odszukał gniazdo
i siedział przy nim aż do zmroku, chroniąc je przed małpami które wrzeszczały i rozbijały się po
lesie.
Po zmierzchu wrócił i zaalarmował Wahaba, Tony ego Gardnera oraz Dave a. W czwórkę
postanowili zajrzeć do gniazd o świcie. Znalezione młode proponowali zastąpić innymi
pisklętami tych samych rozmiarów. Następnie zamierzali rozpiąć sieci wokół drzew, by
schwytać rodziców. Wszystko podziałało znakomicie. W gniezdzie ku radości łowców
znajdowało się niemal zupełnie opierzone pisklę, które niezwłocznie zastąpiono innym.
Następnie z wielkim trudem rozpięli sieci.
Matka po powrocie ze sprytu albo z głupoty, raczej to drugie uniknęła pułapki
i z zadowoleniem nakarmiła pisklę, zupełnie niepodobne do jej potomka. Przez cały dzień nic się
nie złapało, więc o świcie wrócili do domu, pozostawiając rozpięte sieci. Zanim jednak znalezli
się ponownie na miejscu, do gniazda dobrały się małpy. Zniszczyły je i pożarły pisklę. Nie
schwytali wprawdzie rodziców, lecz przynajmniej z satysfakcją stwierdzili, że pisklę różowego
gołębia zostało ocalone od śmierci. Znalazło się w ptaszarni w ośrodku Black River i już po
trzech dniach latało samo i zdobywało pokarm.
Tymczasem John wciąż szukał gniazd i wkrótce znalazł jedno, zawierające jajo.
Przedyskutował to obszernie z Dave em i obydwaj ustalili tryb postępowania. Z obserwacji
Dave a wynikało, że obydwie płci wysiadują jaja i zmieniają się około godziny dziesiątej przed
południem i o czwartej po południu. Plan polegał na podebraniu jajka, aby je pózniej umieścić
w inkubatorze ośrodka w Black River, i podłożeniu jajka gołębia domowego. Następnie należało
przykryć gniazdo specjalnie przygotowanym bdl-chatri i czekać na rodziców. Dzięki tym
środkom mogliśmy mieć pewność, że schwytaliśmy parkę gdyż obydwie płci mało się od
siebie różniły i trudno było określić, czy schwytany ptak jest samcem, czy samicą. Bdl-chatri to
bardzo stary sposób chwytania sokołów. Należy przygotować zaokrągloną klatkę,
przypominającą nieco staroświecką chłodziarkę, w której umieszcza się przynętę ptaszka
w przypadku sokoła, jajko w naszym przypadku. Górną część urządzenia pokrywają cienkie
nylonowe pętle. Chodzi o to, aby nogi ptaka lądującego na bdl-chatri zaplątały się w którąś
z setek pętli.
W stosownej chwili Dave wdrapał się na drzewo i podłożył jajko domowego gołębia.
Następnie okrył starannie całe gniazdo bdl-chatri. W tym czasie samiec siedział na gałęzi
w odległości około trzydziestu stóp i według relacji Johna nie okazywał niepokoju, a jedynie
lekkie zainteresowanie. Zaledwie Dave zszedł z drzewa, ptak przefrunął na nie i obszedł gałęzie,
dwukrotnie omijając bdl-chatri. Za trzecim razem jednak został schwytany i gorączkowo
trzepotał skrzydłami, co usłyszeli Dave i John. David błyskawicznie wspiął się na drzewo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]