[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Smołka prychnęła z urazą, dając do zrozumienia, że jakieś tam wampiry nie będą jej dyktować,
jak powinna była postąpić.
- Chyba żeby... - Kella zaczęła zdanie, ale natychmiast je urwała, porażona własną myślą. - O
nie... On nie mógł tego zrobić!
Niespokojna ciekawość, z jaką wampiry obmacywały mnie spojrzeniami, wydała mi się nieco
niezdrowa. Starszy nawet stanął na czubkach palców, próbując zajrzeć mi za kołnierz, ale w tym
momencie Smołce znudziła się natarczywa uwaga nieznajomych, więc dzwięcznie strzeliła kłami
tuż przed samym nosem wampira.
- A gdzie Len? - spytałam, mitygując kobyłę, a raczej bawiąc się z nią w przeciąganie postronka,
który wredna bestia w jakiś sposób jednak zdołała zahaczyć zębami.
Rozdział dziewiąty
Smołka niczym czarna strzała pędziła po wydeptanej drodze, potajemnie mając nadzieję, że uda
jej się uciec spod siodła. Od czasu do czasu oglądała się, prychała z oburzeniem i przyśpieszała.
Dzień konnej jazdy pokonałyśmy w jedno popołudnie, aż uszy mnie bolały od podmuchów
wiatru, a kobyłka nawet nie straciła oddechu. Gdy przekroczyłam granicę Dogewy, wymieniając
niedbały ukłon ze strażnikiem, nie zaczęło jeszcze zmierzchać.
Jak można było tego oczekiwać, pierwszą znajomą twarzą w okolicy okazało się oblicze Kelli,
która dyskutowała z jednym ze Starszych. Oboje zapatrzyli się na mnie ze szczerym przerażeniem
i zdziwieniem, żywo przypominając krewnych nieboszczyka, który w kluczo-wym momencie
stypy usiadł w grobie i zażądał kielicha  na drogę . A potem zagryzł go solonym ogórkiem.
- Oj! - wyrwało się Kelli. - Heur - rreniat, Verre'yaard - glasswa!
- Dzień dobry - odpowiedziałam niepewnie. - A co się stało?
- Skąd wzięłaś tego konia? - zapytał Starszy poważnym tonem zamiast powitania.
- Kupiłam - poczułam przypływ ostrożności i na wszelki wypadek skłamałam.
Wampiry spojrzały po sobie z jeszcze większym zaskoczeniem.
- Przecież to niemożliwe! - stwierdziły jednogłośnie. - Ani kupić, ani ukraść, ani się wymienić!
K'iardy same wybierają sobie panów i w żadnym razie nie mogą nimi być ludzie!
Smołka prychnęła z urazą, dając do zrozumienia, że jakieś tam wampiry nie będą jej dyktować,
jak powinna była postąpić.
- Chyba żeby... - Kella zaczęła zdanie, ale natychmiast je urwała, porażona własną myślą. - O
nie... On nie mógł tego zrobić!
Niespokojna ciekawość, z jaką wampiry obmacywały mnie spojrzeniami, wydała mi się nieco
niezdrowa. Starszy nawet stanął na czubkach palców, próbując zajrzeć mi za kołnierz, ale w tym
momencie Smołce znudziła się natarczywa uwaga nieznajomych, więc dzwięcznie strzeliła kłami
tuż przed samym nosem wampira.
- A gdzie Len? - spytałam, mitygując kobyłę, a raczej bawiąc się z nią w przeciąganie postronka,
który wredna bestia w jakiś sposób jednak zdołała zahaczyć zębami.
- Władca wyjechał do Arlissu - niechętnie odpowiedział Starszy, utrzymując odległość. - Wróci
za jakieś trzy - cztery tygodnie, może miesiąc.
Gwizdnęłam rozczarowana. Miesiąc w towarzystwie beznadziejnie zdrowego Kaiela i podejrzanie
oblizującej się Kelli? Chyba podziękuję!
- A dawno pojechał? Zielarka wzruszyła ramionami.
- Krótko po obiedzie.
- Czyli dam radę go dogonić? - ucieszyłam się.
Smołka parsknęła oburzona. Praca związana z doganianiem spadała na nią, w związku z czym nie
rozumiała, dlaczego przypisuję sobie cudze dokonania. Kelli mój pomysł również się nie
spodobał. Najwyższa zielarka Dogewy przybrała wyraz twarzy odpowiedni do jej pozycji, czyli
majestatyczny aż do bólu zębów, i pańskim tonem stwierdziła:
- Wolho, władca ma w tej chwili ważniejsze sprawy niż ty. Bardzo cię proszę, zostaw go w
spokoju.
Najwyższa wiedzma Dogewy z trudem powstrzymała się, by nie wyjaśnić zielarce ze
szczegółami, gdzie mieszka leszy i jak bardzo zdążył się za nią stęsknić. Mało czego na tym
świecie nie znoszę tak bardzo jak  panów dobrodziejów , którzy  z najlepszymi zamiarami
pakują się w cudze relacje. Przyjaciele właśnie dlatego są przyjaciółmi, że radzą sobie bez takiej
pomocy.
- To niech sam mi o tym powie.
- Już powiedział.
- Jakoś sobie nie przypominam.
- A koniecznie potrzebujesz słów? - Kella nie wytrzymała. - Władca nie chciał widzieć cię na
swoim ślubie, w związku z czym ustawił go tak, żeby odbył się tuż po twoim wyjezdzie! Kto
mógł przypuszczać, że tak szybko wrócisz?
Zapanowała pełna napięcia cisza. Moja szczęka z hukiem walnęła o grunt. Starszy z pretensją
zezował w kierunku zielarki. Kella niezręcznie zakasłała i odwróciła się do mnie tyłem, po czym
wzruszyła ramionami:
- Wcześniej czy pózniej i tak by się dowiedziała.
- To prawda? - chłodnym tonem spytałam Starszego.
Ten po chwili wahania skinął głową. Jak mi się wydało, niedostatecznie pewnie.
- Tak - powiedziałam cicho. - Ja koniecznie potrzebuję słów. Ponieważ znam Lena lepiej niż wy
tu wszyscy razem wzięci, a on zna mnie i nigdy nie upadłby tak nisko, żeby bawić się w
 ustawki .
Czyli coś w tym wszystkim śmierdzi, dodałam w myślach, ledwie co skinąwszy wampirom na
pożegnanie.
O dogonieniu Lena przed zmrokiem nie chciałam nawet myśleć. Smołka w dosyć widoczny
sposób nie rozróżniała nocy i dnia, ale ja byłam zmęczona, a poza tym głodna. Nie sądziłam, by
posłowie w towarzystwie władcy zamierzali gonić na złamanie karku, nie mówiąc już o tym, że
dosiadali zupełnie normalnych koni. Czyli najpewniej też zrobią postój na noc. Miałam do siebie
całą masę pretensji o to nadkładanie drogi przez Ostępy. Przecież czuło moje serce, że coś jest nie
tak, nie bez powodu nie miałam ochoty jechać do Starminu. Gdyby nie ten przeklęty egzamin, to
za nic bym nie pojechała, nawet gdyby Len własnoręcznie wypychał mnie przez granicę.
Kretynko, trzeba było po egzaminie jechać wprost do Dogewy, nie marnotrawiąc czasu na
moczarach czy przy przypadkowych okazjach do zarobku. Z drugiej strony, gdybym nie
marnotrawiła, nie miałabym konia, beczki żurawin i utrupionego żywołyka na liście zasług. Więc
może to i lepiej, że zamarudziłam. Len i tak by mnie ze sobą nie zabrał, a na dokładkę jeszcze
pewnie kazałby sobie obiecać, że nie pojadę za nim. A tak  przypadkiem go dogonię i dołączę
do świty pana młodego. Przecież nie będzie się ze mną kłócił przy posłach! Kryna jak zwykle [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl