[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przedstawiała imponujący widok. Korzystając z jego oszołomienia, skoczyłem do
przodu i złapałem go za przekręconą głowę skręcając ją jeszcze mocniej w tę sa-
mą stronę. Chwycił mnie silnymi rękami, które za moment opadły bezwładnie,
bo tongowski skręt szyi powoduje natychmiastową utratę przytomności, gdy ob-
róci się głowę o czterdzieści sześć stopni. Położyłem go na ziemi i ruchem dłoni
powstrzymałem Hetmana, który zaczął iść w kierunku ulicy.
Nie tędy.
Drzwi budynku w głębi zaułka były zamknięte i opatrzone napisem: WEJ-
ZCIE DLA PERSONELU. Otworzyłem je wytrychem. Gestem przywołałem mo-
jego tęgiego towarzysza, zerwałem czapkę i rzuciłem ją obok policjanta. Zamkną-
łem drzwi od środka i rzuciłem na ziemię marynarkę munduru. To samo zrobi-
łem z krawatem, gdy szliśmy w stronę hali domu towarowego. Zostawiłem tylko
62
spodnie i koszulę. Włożyłem wąsy do kieszeni i dołączyliśmy do kupujących.
Od czasu do czasu zerkaliśmy na wystawy, ale nie zatrzymywaliśmy się, by nie
tracić czasu. Mój towarzysz przyciągnął kilka rozbawionych spojrzeń. Był to jed-
nak bardzo elegancki dom towarowy i nikt nie był tak niegrzeczny, by dłużej się
przypatrywać. Wyszedłem na chodnik pierwszy, przytrzymując drzwi, i ruszyłem
przodem, aż wtopiliśmy się w tłum. W miarę jak oddalaliśmy się, cichł za nami
dzwięk syren policyjnych. Pozwoliłem sobie na skromny uśmiech. Obejrzałem się
i zobaczyłem podobny uśmiech na twarzy mojej towarzyszki. Miała nawet czel-
ność puścić do mnie oczko. Odwróciłem się szybko. Przecież nie mogłem pozwo-
lić jej na aż taką poufałość! Skręciliśmy za róg, gdzie czekała na nas ciężarówka
z piekarni.
Stój tutaj i patrz w lusterko powiedziałem otwierając tylne drzwi. Za-
cząłem krzątać się wewnątrz. Za moment do środka wtoczyła się ogromna postać.
Nikt nas nie obserwuje. . . wysapał.
Doskonale.
Wysiadłem, zabezpieczyłem tylne drzwi, przeszedłem na stronę kierowcy
i włączyłem silnik. Furgonetka ruszyła naprzód. Na rogu przystanąłem i poczeka-
łem chwilę, by włączyć się do ruchu.
Rozważałem, czy nie zawrócić i nie przejechać obok sądu, ale byłaby to nie-
bezpieczna fanfaronada. Lepiej się zmyć. Skręciłem za miasto. Znałem wszystkie
boczne drogi, więc zanim zarządzą blokadę, będziemy już daleko.
Jeszcze nie byliśmy bezpieczni, ale i tak byłem z siebie zadowolony. Bo niby
czemu nie? Udało mi się! Zorganizowałem ucieczkę stulecia. Nic nie mogło nas
teraz zatrzymać!
Rozdział 12
Powoli i nie zatrzymując się jechałem aż do południa. Unikałem autostrad,
korzystając wyłącznie z podrzędnych dróg. Z konieczności nie mogłem utrzymać
jednego kierunku, lecz jechałem mniej więcej na południe. W myśli podnosiłem
swoje pozytywne emocje do kwadratu. Znacie to? Powinniście, bo jest to proste
twierdzenie geometryczne, które wszyscy dobrze pamiętają. Pole koła jest równe
iloczynowi promienia do kwadratu i liczby ?. Tak więc każdy obrót kół furgonetki
powiększał powierzchnię, która musiała zostać sprawdzona przy poszukiwaniach
zbiegłego więznia. Cztery godziny jazdy dały nam dużą przewagę nad policją.
Uwzględniłem także fakt, że Hetman siedział przez cały czas zamknięty z ty-
łu samochodu i nic nie wiedział o moich planach na przyszłość. Nadszedł więc
czas na wyjaśnienia i posiłek. Zacząłem odczuwać głód, a mój towarzysz, biorąc
pod uwagę jego rozmiary, z pewnością czuł to samo. Dlatego też skręciłem do
najbliższego zautomatyzowanego centrum handlowego i zaparkowałem na końcu
podjazdu, tak że tył samochodu prawie dotykał ściany. Hetman spojrzał na mnie
z wdzięcznością, gdy otworzyłem tylne drzwi, wpuszczając do środka światło
i świeże powietrze.
Czas na lunch powiedziałem. Chciałbyś. . . Urwałem, gdy gestem
nakazał mi milczenie.
Pozwól, Jim, że najpierw coś ci powiem. Dziękuje. Z głębi serca dziękuję
ci za to, co zrobiłeś. Zawdzięczam ci życie. Dziękuję.
Stałem ze spuszczonym wzrokiem. Przysięgam, że zarumieniłem się jak
dziewczyna. Zmieszany grzebałem w ziemi czubkiem buta, wreszcie chrząkną-
łem i odzyskałem głos.
Zrobiłem to, co należało. Ale czy możemy porozmawiać o tym pózniej?
Wyczuł moje zakłopotanie i skinął głową. Wskazałem gestem skrzynię, na
której siedział.
Tam są ubrania. Przebierz się, a ja przyniosę coś do jedzenia. Nie masz nic
przeciwko ochłapom od MacSwineyów?
Ja? Po tych odpadkach, którymi karmiono mnie w więzieniu, jeden z pie-
czonych hamburgerów ze świniozwierza będzie rajską ucztą. I duża porcja sma-
żonych w cukrze spamyamów, jeżeli można.
64
Już się robi.
Z uczuciem ulgi zamknąłem drzwi furgonetki i podreptałem pod platynowymi
łukami. Zamiłowanie Hetmana do szybkich potraw napełniało mnie otuchą, której
[ Pobierz całość w formacie PDF ]