[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mada.
- Przy podjęciu odpowiednich kroków nie musiałaby może nawet umrzeć za te
trzydzieści jeden lat - powiedziała Abnethe.
Furuneo skinął potakująco głową, ale przytakiwał tylko swoim myślom.
Nie wybaczyłaby mu, tak samo jak i ten młody człowiek powracający na pusty jacht
nigdy by mu nie wybaczył. A ten młody człowiek jeszcze żył.
Nigdy bym sobie nie mógł wybaczyć, pomyślał. Ten miody człowiek, którym kiedyś
byłem, nigdy by mi nie wybaczył tych straconych lat.
- Jeżeli się martwisz - powiedziała Abnethe - że zmienisz świat, albo bieg historii,
albo jakiś inny nonsens, to możesz się tym nie przejmować. Tak się wcale nie dzieje, jak
twierdzi Frania. Zmieniasz jedną osobną sytuację, nic więcej. Nowa sytuacja biegnie swoim
własnym tokiem i nic innego w zasadzie się nie zmienia.
- Rozumiem.
- Zgadzasz się w takim razie na moją propozycję? - spytała Abnethe.
-Co?
- Mam kazać Frani, żeby ją zdjęła z tego pokładu?
- Po co? - zapytał. - Nie mogę się na coś takiego zgodzić.
- Chyba żartujesz!
Odwrócił się, żeby na nią spojrzeć. Stała po drugiej stronie maleńkiego skokwłazu
otwartego tuż nad jego głową. Przez niewielki otwór widoczne były jedynie jej oczy, nos i
usta.
- Nie żartuję.
We włazie ukazała się jej dłoń, wskazująca w kierunku drugiego włazu.
- Spójrz na to, co odrzucasz - powiedziała. - Mówię ci, spójrz dobrze! Czy możesz z
czystym sumieniem powiedzieć, że nie chcesz tego odzyskać?
Odwrócił się.
Mada leżała znów w lewitohamaku z twarzą zanurzoną w poduszce. Furuneo
przypomniał sobie, że właśnie w takiej pozycji ją zastał wracając z oceanarium.
- Nic mi nie masz do zaoferowania - powiedział.
- Ależ mam! Wszystko co ci powiedziałam to prawda!
- Głupia jesteś - odparł - jeżeli nie potrafisz dojrzeć różnicy pomiędzy tym co Mada i
ja mieliśmy, a tym co ty oferujesz. %7łal mi...
Coś złapało go za gardło z wielką siłą, nie pozwalając mu dokończyć zdania. Jego ręce
próbowały kurczowo czegoś się chwycić, ale czuł. że podnosi się wyżej... coraz wyżej...
Poczuł, jak głowa przechodzi mu przez lepki opór skokwłazu. Jego szyja była dokładnie w
świetle otworu, gdy właz się zamknął. Jego bezgłowe ciało spadło na podłogę Arbuza.
%7łargon ciała i tryskające hormony to jut początki komunikacji.
Spózniona Kultura, Rękopis Jorj X. McKie
- Mliss, ty idiotko! - ryczał Cheo. - Ty skończona, kompletna, durna idotko! Gdybym
nie przyszedł, kiedy...
- Zabiłeś go! - zachrypiała, cofając się od zakrwawionej głowy toczącej się po
podłodze jej pokoju. - Zabiłeś... Zabiłeś go! I to kiedy ja już prawie go...
- Kiedy prawie już wszystko zepsułaś - warknął Cheo, podchodząc bliżej, aż jego
pokryta bliznami twarz zatrzymała się w odległości kilku centymetrów od niej. - Co wy ludzie
macie w głowach zamiast mózgu?
- Ale on był...
- On był gotowy wezwać swoich ludzi i opowiedzieć im wszystko, co mu wypaplałaś.
- Nie odzywaj się do mnie w ten sposób!
- Tam gdzie chodzi o moją głowę, będę się do ciebie odzywał jak mi się podoba.
- Sprawiłeś mu cierpienie! - rzuciła to jak oskarżenie.
- Tego co ja mu zrobiłem nawet nie zdążył poczuć. To ty sprawiłaś mu cierpienie.
- Jak możesz tak mówić? - cofnęła się w tył od jego przerażającej twarzy, tak
przesadnie ludzkiej.
- Ciągle gadasz o tym, jak to niby nie możesz znieść widoku cierpienia - warknął - ale
ty to kochasz. Wszędzie wokół siebie siejesz cierpienie. Wiedziałaś, że Furuneo nie przyjmie
twojej idiotycznej propozycji, ale kusiłaś go mimo
wszystko, kusiłaś go tym, co utracił. Nie nazywasz tego cierpieniem?
- Słuchaj, Cheo, jeżeli...
- Cierpiał aż do chwili, kiedy ja to przerwałem. Zwietnie sobie z tego zdajesz sprawę!
- Przestań! - krzyknęła. - To nie było tak! On wcale nie cierpiał!
- Cierpiał, a ty świetnie o tym wiedziałaś, przez cały czas świetnie o tym wiedziałaś.
Rzuciła się na niego, uderzając pięściami w jego pierś.
- Kłamiesz! Kłamiesz! - krzyczała. Chwycił ją za nadgarstki, zmusił do uklęknięcia.
Opuściła głowę, po policzkach spływały jej łzy.
- Kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo - pochlipywała.
- Mliss, posłuchaj mnie - powiedział łagodniejszym, spokojnym tonem. - Nie
potrafimy ocenić, jak długo Kaleban jeszcze się utrzyma przy życiu. Bądz rozsądna. Mamy
ograniczoną ilość okresów, kiedy możemy używać G'oka i powinniśmy je jak najlepiej
wykorzystać. Zmarnowałaś jedną z takich okazji. Nie stać nas na takie pomyłki, Mliss.
Z opuszczoną głową nadal wpatrywała się w podłogę. Nie podniosła na niego oczu.
- Wiesz, że nie lubię być dla ciebie ostry, Mliss - powiedział - ale mój sposób jest
naprawdę najlepszy - sama się z tym zgodziłaś setki razy. Musimy się martwić o siebie
samych.
Przytaknęła mu skinieniem, nadal nie podnosząc głowy.
- Chodzmy teraz tam gdzie są wszyscy - Plouty wymyślił nową, ciekawą zabawę.
- Jeszcze jedno - powiedziała.
- Tak?
- Zostawmy McKie ego przy życiu. Będzie interesującym dodatkiem do...
- Nie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl