[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uczennica potrafi mnie zadziwić i zaskoczyć.
- Ona się cieszy, że jej milczenia nie potraktowałeś jak obrazy -rzekła Saba. - Smak
Kypa Durrona jej nie ucieszył. Jakim cudem taki jak on zdobył eskadrę nowiuteńkich X-
skrzydłowców?
-To prawda, że postępuje niewłaściwie, ale pośród dowódców wojska nie brak takich,
którzy podziwiają jego odwagę - wyjaśnił mistrz Jedi.
Kiedy pochwycił spojrzenie Mary, kiwnął głową w kierunku przypadkowej zbieraniny
myśliwców typu Y, Łowców Głów i Wyjcobiegaczy, zaparkowanych w równych odstępach
obok upstrzonej ciemnymi plamami trafień burty kanonierki Saby. Barabelka dopiero
niedawno przedarła się z Odległych Rubieży i nie cieszyła się taką sławą ani nie miała tak
dobrego sprzętu jak Kyp Durron. Może właśnie dlatego przyłączyła się do niej cała eskadra
podobnie myślących pilotów, którzy także umieli władać Mocą.
- Piloci twojej eskadry również cieszą się zasłużoną sławą i szacunkiem wszystkich
dobrze zorientowanych - odezwała się Mara. - Jestem pewna, że ci sami funkcjonariusze,
którzy zaopatrują Durrona, z przyjemnością skierowaliby do ciebie transport czy dwa.
Pionowe rozcięcia w źrenicach Saby rozszerzyły się w romby.
- Dzicy Rycerze nigdy by nie zniesławili dobrego imienia Jedi i nie zgodziliby się
przyjąć takiego transportu - oznajmiła Barabelka.
Mara osłupiała, słysząc dezaprobatę w głosie Saby. Przez chwilę nie miała pojęcia, co
powiedzieć. Luke jednak tylko się uśmiechnął i położył dłoń - tę prawdziwą- na pokrytym
łuskami ramieniu obcej istoty. C-3PO nie omieszkał go ostrzec, że takie poufałe gesty wobec
Barabelów kończyły się nieraz utratą całej dłoni. Okazało się jednak, że Saba nie ma nic
przeciwko temu. Nawet machnęła z dumą końcem grubego ogona.
- Gdybyś to ty go przyjęła, dobre imię rycerzy Jedi nie doznałoby uszczerbku -
zapewnił Luke. - Ale to dobrze, że niepokoisz się takimi sprawami. Czy zastanawiałaś się, jak
powinniśmy zareagować na ultimatum Tsavonga Laha i ile szkód może nam wyrządzić opinia
senatorów, że jesteśmy nieczuli na śmierć niewinnych istot?
Saba odwróciła głowę.
-Nasza ścieżka nie rysuje się jasno w jej myśli - odrzekła po namyśle.
Otworzyła usta, jakby chciała dodać coś jeszcze, ale zaraz je zamknęła i tylko
pokrywające jej ciało łuski lekko zafalowały. Luke i Mara nic wprawdzie nie usłyszeli, ale za
to wyczuli coś, co wprawiło ich w oszołomienie. Uwolnili myśli i posługując się Mocą, starali
się zorientować, co się dzieje. Mara nie wyczuła już jednak niczego niezwykłego i widząc
zmarszczone czoło męża, domyśliła się, że i on nic nie czuje.
- Sabo? - zapytał w pewnej chwili Luke. Barabelka odwróciła się do mistrza Jedi.
- Chcecie jej dać do zrozumienia, że tego nie czuliście? - wychrypiała.
- Niczego - odparła Mara. Odnosiła wrażenie, że Saba jej nie ufa, zwłaszcza odkąd
zaproponowała jej coś, co istota uznała za nieszlachetne. Wiedziała jednak, że milcząc, nie
odzyska jej zaufania. - Luke także nic nie wyczuł. Co się stało?
- To dziwne. - Saba powiodła spojrzeniem po lądowisku i machnęła ogonem, co u
gadów tej rasy zastępowało wzruszenie ramionami. -Mistrzu Skywalkerze, ona wie, że
senatorowie są nam nieprzychylni. Podejrzliwie traktują nas i innych podobnych, ale kiedy w
historii śmiałkowie nie stanowili zagrożenia dla tchórzy? - Spojrzała na swoich pilotów,
którzy cierpliwie czekali obok upstrzonej ciemnymi plamami burty kanonierki. - Rycerzy Jedi
jest niewielu, a Yuuzhan Vongów całe mrowie. Popatrzcie jednak na siły, które przeciwko
nam kierują. Voxyny, blokady, całe floty... Stanowimy dla nich zagrożenie, a Moc mówi jej,
że musimy je nadal stwarzać.
Mara już miała zauważyć, że okażą się skuteczniejsi, jeżeli będą się trzymali razem,
ale wyczuła, że jej mąż podziela zdanie istoty, i w ostatniej chwili się powstrzymała.
- Barabelowie to myśliwi - zwrócił się Luke do Saby. - A myśliwi najlepiej polują w
małych stadach.
Istota uśmiechnęła się przekornie.
- Doprawdy, mistrz Skywalker jest tak mądry, jak twierdziła Jedi Eelysa -
powiedziała. - Może mógłby wyświadczyć jej wielką łaskę?
- Oczywiście. - Luke nie wahał się ani sekundy. Barabelka odwróciła się do Mary.
- A ty? - zapytała. - Na pewno sprawi ci to kłopot, tym bardziej, że wychowujesz
młode pisklę.
Mara natychmiast pomyślała o Benie i wyczuła niemowlę na pokładzie „Cienia”.
Towarzyszyły mu Jaina i Danni. Dziecko smacznie spało w ramionach jednej z młodych
kobiet. Mara wiedziała, że nigdy, przenigdy nie zrobiłaby nic, co zagroziłoby życiu jej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]