[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzisiaj przed sobą, to twoje dzieło, Mistrzu Skywalker.
Luke poczuł, że coś chwyta go za gardło.
- Nie tylko moje - powiedział ochrypłym głosem.
Kenth pokiwał głową.
- Nie tylko, to prawda. Ale gdybyśmy usunęli któregokolwiek ze współautorów, to rezultat
specjalnie się nie zmieni. Za to gdyby usunąć ciebie, to wszystko zniknie jak holofilm wyłączony w
środku sceny. - Delikatnie zdjął Luke owi z ramienia torbę i pchnął go lekko do przodu. - Każę to
zanieść do twojego śmigacza.
Był to jakby sygnał dla innych obecnych. Ruszyli naprzód, pojedynczo i w małych
grupkach, żeby uścisnąć Luke owi dłoń, objąć go lub ucałować na pożegnanie. Niektórym po
policzkach spływały łzy. Ben, również pozbawiony swojej torby, także był adresatem tych gestów,
co Luke rejestrował kątem oka.
Byli tam Kyp i Octa, Kam i Tionna, Saba Sebatyne w całym swoim gadzim majestacie,
Kyle Katarn, podwójnie zasmucona rodzina Hornów, goście tacy jak Jag Fel i Talon Karrde.
Przyszli wszyscy najważniejsi członkowie Eskadry Czerwonych i weterani Eskadry Aotrów z
Wedge em Antillesem na czele; to z nimi Luke latał tyle lat temu. Byli także Rycerze Jedi i
uczniowie, których ledwie znał. Wiele zmieniło się od czasu, kiedy osobiście szkolił każdego
członka Zakonu Jedi, i było to dla niego zródłem zarówno satysfakcji, jak i pewnego niepokoju.
Leia, Han i Jaina byli wśród ostatnich, którzy go żegnali, i zatrzymali go w objęciach
najdłużej.
- Niedługo wrócisz do domu - zapewniła Leia, siląc się na pogodny ton; starała się nim
zamaskować przygnębienie, jakie bez wątpienia czuła.
Luke uśmiechnął się do niej.
- Sprecyzuj termin niedługo .
Pokręciła głową.
- Precyzyjne odpowiedzi nie są w stylu Jedi.
- Hej - powiedział urażony Ben, uwięziony w objęciach i swojej kuzynki Jainy. - Ukradłaś
mi tę kwestię.
- Powiedziałam to po raz pierwszy dwadzieścia lat przed twoim narodzeniem. Zanim
jeszcze sama zostałam Jedi.
Han złapał Luke a za rękę, przyciągnął do siebie i uścisnął z siłą wampy.
- Pamiętaj, gdziekolwiek w galaktyce byś się znalazł, wyli starczy, że dasz mi znać przez
komunikator albo szepniesz coś Leii przez Moc i Sokół zaraz tam będzie.
- Wiem. Zaopiekujecie się Artoo-Detoo pod moją nieobecność?
Han uśmiechnął się szeroko.
- A jak myślisz? Kiedy jest z nami Artoo, See-Threepio gada o połowę mniej. Powinienem
ci za to płacić.
Wychodząc z Wielkiego Holu, Jaina wsunęła Luke owi rękę pod ramię.
- Daala jeszcze tego pożałuje.
Luke spojrzał na nią, marszcząc brwi.
- To zabrzmiało jak grozba zemsty.
- Nie o to chodzi. Po prostu wiem, jak jest. Prędzej czy pózniej pojawi się jakiś problem,
którego nie będzie potrafiła rozwiązać ani ona, ani żaden inny Jedi, i wtedy zrozumie, jaki błąd
popełniła.
- Bądz wyrozumiała. - Luke zatrzymał się na schodach przed wejściem, skąpanych w
promieniach popołudniowego słońca, które przedzierały się przez nierówną zasłonę chmur, i
jeszcze raz uścisnął Jainę. - Ona stara się jak najlepiej służyć Sojuszowi i robi to tak, jak potrafi.
- No cóż, nie jest zbyt bystra.
- To ma być wyrozumiałość?
- A myślałam, że chodziło ci o szczerość.
Zmigacz, którym Luke i Ben odlecieli ze Zwiątyni, nie był tym, którego zwykle używał
Wielki Mistrz; nie był to też czerwony sportowy model Bena. Wsiedli do dużej białej barki
powietrznej z wbudowanym komputerem, który miał doprowadzić pojazd z powrotem do domu,
kiedy jego obecni użytkownicy nie będą go już potrzebować. Luke pozwolił Benowi prowadzić
przez całą drogę do portu kosmicznego, a sam chłonął - być może widzianą po raz ostatni -
panoramę Coruscant. O tej póznopopołudniowej porze cienie w kanionach między wysokimi
niczym górskie szczyty budynkami były już ciemne jak w nocy, tysiące sznurów śmigaczy włączały
nocne światła pozycyjne, a słońce, którego dolna krawędz wystawała spod warstwy chmur na
zachodzie, wydawało się większe i bardziej pomarańczowe niż o każdej innej porze dnia. Luke
próbował wyryć sobie to wszystko w pamięci, wiedząc, że będzie mu tego brakowało.
Lot do kosmoportu upływał w niemal całkowitej ciszy, dopóki nie wylecieli z dzielnic
wieżowców na jeden z pasów ruchu, które prowadziły do części portu zajmowanej przez hangary.
- Myślisz, że nas zawrócą? - spytał Ben.
Luke popatrzył na niego zdziwiony.
- Niby dlaczego?
- Dlatego, że parę dni temu trochę zdemolowaliśmy to miejsce.
- Przesadzasz. Walka nie przeniosła się nawet do stref zamkniętych.
- Fakt.
Wkrótce wylądowali przed hangarem, w którym stał Cień Jade .
Luke wprowadził długi kod dostępu na konsolecie przy głównych wrotach, a następnie
spojrzał w czujnik optyczny, który odczytał obraz siatkówki oka. Wreszcie szerokie wrota się
rozsunęły, wypuszczając stęchłe powietrze, i oczom Luke a ukazał się statek jego nieżyjącej żony.
Statek zaczynał swoją karierę jako gwiezdny jacht klasy Horizon czołowego producenta
takich jednostek, firmy SoroSuub, jednak przez lata został poddany przez Marę, jej rodzinę i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]