[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podtrzymujące klapę włazu do schowka.
Ciężka durastalowa płyta opadła, miażdżąc ciało Anomida na wysokości talii. Z
jego ust wydobył się przerażający, zduszony okrzyk wściekłości i bólu. Mimo to
zabójca podniósł wzrok i posłał Dashowi nienawistne spojrzenie; potem resztką
sił wyszarpnął ociekające trucizną mrokostrze z pokładu, wziął zamach... i
umarł.
Dash patrzył, jak z jego oczu odpływa resztka światła. Cieszył się, że Eaden nie
był świadkiem tej chwili. Wiedział, że jej wspomnienie, widok jadowitej, zimnej
nienawiści w oczach Edge'a będzie go prześladował jeszcze długo.
Kiedy ciało Anomida zwiotczało, rękojeść mrokostrza wysunęła mu się spomiędzy
palców i broń upadła z grzechotem na pokład.
Dash profilaktycznie odsunął broń poza zasięg zabójcy, wstał, krzywiąc się z
bólu, ominął ostrożnie ciało i wyszedł na główny korytarz.
- Han, naprawdę nie... - Ale postać, która stała częściowo okryta w przejściu do
pobliskiej ładowni, nie była Hanem. To był Leebo. U jego stóp przycupnął
myszobot. Dash otworzył usta i wlepił w robota zdumiony wzrok. - Leebo? -
wykrztusił. - Ale... - Obejrzał się na martwego Anomida. - Przecież ty nie
możesz... Nie powinieneś... Co to ma znaczyć?
Droid drgnął w sposób najbardziej podobny do wzruszenia ramionami, jaki Dash
kiedykolwiek u niego widział.
- Chybiłem.
- Chy... chybiłeś?
- Hm, czyżby tu było echo? Chybiłem. Dwukrotnie. Celowałem we wsporniki.
Trafiłem dopiero za trzecim razem.
- Chybiłeś?
- Właśnie to powiedziałem. - Leebo zerknął na MSE. - Ktoś mi w tym jednak
pomógł.
Dash roześmiał się i pokręcił głową. Jego serce zaczynało się powoli uspokajać.
- To na pewno ty?
- Jestem zmodyfikowaną jednostką serwisową LE-B02D9 produkcji zakładów Cybot
Galactica. Oczywiście, że to ja.
- Hej! - W przejściu prowadzącym do sterowni pojawił się Han. - Co wy tam
robicie, rozkręcacie imprezkę?
Kiedy Han doszedł do siebie po szoku na widok zabójcy przytrzaśniętego klapą
swojej tajnej ładowni, upewnili się, że Anomid jest martwy, rozbroili go i
wpakowali do kapsuły hibernacyjnej na kontrabandę, którą Han dodał do
wyposażenia statku. Dash chciał wyrzucić ciało przez śluzę powietrzną ale Han
upierał się, że na pewno ktoś wyznaczył za jego głowę nagrodę, dzięki której do
kieszeni wpadnie im niezła sumka.
Dash niezbyt dobrze czuł się z myślą o zarabianiu na śmierci Edge'a, ale z
drugiej strony miał wrażenie, że była w tym jakaś wzniosła sprawiedliwość. Może
przy odrobinie szczęścia udałoby mu się znalezć kuzyna albo siostrę Eadena i
przekazać im część nagrody?
W tej chwili bardziej intrygowała go jednak rzekoma usterka, którą Leebo winił o
śmierć zabójcy. Droid powiedział, że nie chce o tym rozmawiać; twierdził, że dla
automatu o jego możliwościach czymś upokarzającym jest tak haniebne chybienie
celu. Nie miał jednak żadnych oporów przed opowiedzeniem ze szczegółami, jak to
został sam na pokładzie Sokoła Millenium" - czy może raczej powinien być sam,
bo szybko się okazało, że ma towarzystwo. Widział, jak Edge opuszcza swoją
kryjówkę w ładowni na rufie i ukrywa się w schowku pod podłogą.
- I nie przyszło ci do tego pustego blaszanego łba, żeby mnie zawołać? - jęknął
Dash.
- Owszem, przyszło, ale doszedłem do wniosku, że jeśli to zrobię podczas twojej
pogawędki z tymi miłymi żołnierzami, mogę cię wpędzić w tarapaty. Dlatego
postanowiłem zaczekać, aż wrócisz na pokład.
- I wróciłem - zauważył Dash - a ty nadal nie raczyłeś tego zrobić.
- Cóż, właściwie to napotkałem pewien problem... Ukrywałem się w tej ładowni,
Strona 138
MICHAEL REAVES MAYA KAATHRYN Bohnhoff - mroczne gry.txt
kiedy ten wielki, brzydki koleś zaszył się tuż obok. Gdybym chociaż pisnął...
Dash skinął głową
- Ta-a, pewnie przerobiłby cię na złom.
- Otóż to. Postanowiłem więc zaczekać. Kiedy wyszedł ze swojego ukrycia,
uznałem, że... jakby to powiedzieć... czas interweniować.
- I chybiłeś.
- I chybiłem. Ku mojemu zaskoczeniu. To było bardzo upokarzające doświadczenie.
- Masz wbudowany w optykę mechanizm celowniczy BlasTecha - przypomniał mu Dash.
- I to praktycznie nowiutki. Chcesz mi wmówić, że jest wadliwy?
- Może jest zle skalibrowany - podsunął Leebo. - Przeprowadziłem diagnostykę,
więc teraz powinien działać perfekcyjnie.
- Perfekcyjnie.
- Och, znów to echo. Czyżbyś był zapętlony, szefie?
- Nie zmieniaj tematu. To paskudna usterka, skoro w jej wyniku uśmierciłeś
istotę żywą nie sądzisz?
LE-B02D9 milczał przez chwilę.
- To nie była miła istota żywa - zauważył wreszcie. - Początkowo wydawałeś się
zadowolony, że go... zneutralizowałem.
Przez wszystkie lata współpracy z droidem Dash zaobserwował, że, zapędzony w
nerfi róg, Leebo ma tendencję do zachowań typowych dla droidów. Teraz brzmiał
kropka w kropkę jak Oto.
- Cóż, nie mogę powiedzieć, żeby sprawiło mi to przykrość - przyznał. - Gdybyś
go nie zastrzelił...
- Nie zastrzeliłem go - podkreślił z naciskiem Leebo. - Strzelałem w wysięgnik i
chybiłem.
- No dobrze. Gdybyś nie chybił, pewnie byśmy nie prowadzili tej rozmowy, a ty
przeszedłbyś na własność Hana.
- Mocy uchowaj! - Mechaniczny korpus Leeba przeszedł zauważalny dreszcz.
- Nie lubisz Hana?
- Traktuje mnie jak maszynę.
- Jesteś maszyną.
- O, widzisz? Przejmujesz od niego złe nawyki. Z miłą chęcią wrócę na Tatooine.
Wrócili - na szczęście tym razem bez żadnych przygód - jakieś dziesięć dni
pózniej, lecąc względnie szybko i zatrzymując się jedynie po to, żeby zatankować
na małej stacji z dala od uczęszczanych szlaków. W Mos Eisley odkryli - ku
uciesze Hana - że Solo miał rację co do Edge'a: za jego bladą głowę rzeczywiście
wyznaczono nagrodę. Był poszukiwany żywy lub martwy. Wszystko wskazywało na to,
że podczas wypełniania jednego ze zleceń Czarnego Słońca zabił zbuntowanego
viga, który okazał się ulubionym bratankiem samego Mandalora, dlatego przywódca
Mandalorian wyznaczył nagrodę za jego schwytanie.
Han był zachwycony, że udało mu się to, czego nie dokonał sam Boba Fett.
- Nie ma w tym żadnej twojej zasługi, stary - upomniał go Dash, kiedy we trójkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]