[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mionami. -I chyba to ci się udało. Znam Leslie od sześciu
lat. Nigdy nie słyszałem, żeby zemdlała.
Matt siedział nieruchomo ze wzrokiem utkwionym
w ekran telewizora. Przedsiębiorstwo, w skład którego
wchodziła szwalnia, płaciło ludziom najmniejsze pensje.
WÄ…tpiÅ‚, czy po opÅ‚aceniu czynszu i niezbÄ™dnych wydat­
kach wystarczy Leslie na leki przeciwbólowe, które mu­
siała przyjmować.
Nigdy w życiu nie wstydził się aż tak bardzo własnego
postępowania. Praca w szwalni jej się nie spodoba. Znał
kierownika. ByÅ‚ nim chciwy karierowicz, który nie uzna­
wał zwolnień lekarskich i żadnych urlopów. Zmusi Leslie
do harówki, nie zważając na jej protesty i skargi.
Matt zacisnął wargi. Nie mógł sobie darować własnego
postępowania. To on stworzył tej dziewczynie piekło na
ziemi, rzucając bezpodstawne oskarżenia i wyładowując
na niej swe frustracje.
Podniósł się z fotela i bez słowa pożegnania opuścił dom.
Ed bez entuzjazmu znów utkwił wzrok w telewizor.
Matt dopiął swego. Mimo to wcale nie wyglądał na
zachwyconego.
PO%7Å‚EGNANIE Z MROCZN PRZESZAOZCI 123
Po długiej, męczącej nocy pełnej koszmarów sennych
Leslie wstaÅ‚a bardzo wczeÅ›nie. ZamówionÄ… taksówkÄ… po­
jechała do szwalni. Kuśtykając, wsparta na kulach weszła
do biura spraw osobowych. Przywitała ją kierowniczka
Judy Blakely, starsza pani o ciepłym uśmiechu.
- Miło panią ujrzeć, pani Murry.
- CieszÄ™ siÄ™, że paniÄ… widzÄ™ - odparÅ‚a Leslie. - Stawi­
Å‚am siÄ™ do pracy.
Judy Blakely wyraznie siÄ™ zmieszaÅ‚a. SiedzÄ…c za biur­
kiem, nerwowo zacisnęła przed sobą ręce.
- Och, nie wiem, jak mam to powiedzieć - zaczęła
przepraszajÄ…cym tonem. - Dziewczyna, którÄ… miaÅ‚a pa­
ni zastąpić, przyszła tu parę minut temu i błagała, żeby
jej nie wyrzucać. Ma poważne rodzinne kłopoty i bez
pensji nie da sobie rady. Jest mi bardzo przykro. Gdy­
byśmy mieli jakieś inne wolne miejsce, nawet w hali
produkcyjnej, przyjęłabym panią od razu. Ale, niestety,
nie mamy.
Kierowniczka działu spraw osobowych wydawała się
bardzo poruszona. Leslie uśmiechnęła się do niej ciepło.
- ProszÄ™ siÄ™ o mnie nie martwić. ZnajdÄ™ sobie coÅ› inne­
go - zapewniła. - To jeszcze nie koniec świata.
- Na pani miejscu byłabym wściekła - powiedziała
Judy Blakely, zdumiona postawÄ… Leslie. - A pani zacho­
wuje siÄ™ tak sympatycznie... CzujÄ™ siÄ™ okropnie!
- Nie może pani nic na to poradzić. - Leslie z trudem
podniosła się z krzesła. Uśmiech nie schodził jej jednak
z twarzy. - Czy byłaby pani uprzejma wezwać dla mnie
taksówkę? - poprosiła.
- Oczywiście! I zapłacimy za nią - oświadczyła Judy
Blakely. - ProszÄ™ mi wierzyć, naprawdÄ™ czujÄ™ siÄ™ obrzyd­
liwie! - zapewniła jeszcze raz niedoszłą pracownicę.
124 PO%7Å‚EGNANIE Z MROCZN PRZESZAOZCI
- Nic się nie stało. Czasami własne przegrane obracają
się na naszą korzyść - dodała sentencjonalnie Leslie.
- Jest pani wielką optymistką - z uznaniem stwierdziła
kierowniczka. - Sama zawsze przewidujÄ™ to, co najgorsze.
- Proszę spróbować myśleć pozytywnie. Ja tak robię
- oświadczyła Leslie. ~ To nic nie kosztuje.
Judy Blakely zadzwoniła po taksówkę.
Leslie wyszła przed dom. Wolała czekać na powietrzu.
Była zgnębiona, ale nie chciała zwiększać poczucia winy
tej miłej pani.
ByÅ‚a zmÄ™czona i Å›piÄ…ca. Pragnęła jak najszybciej zna­
lezć siÄ™ w domu. UsiadÅ‚a na Å‚awce, którÄ… ustawiono za­
pewne po to, aby podczas Å›niadaniowej przerwy pracow­
nicy mieli gdzie jeść. Była twarda i niewygodna, ale lepsze
to niż stanie o kulach.
Leslie zastanawiaÅ‚a siÄ™, co teraz zrobić. Nie miaÅ‚a żad­
nych widoków. Nie wiedziała, dokąd pójść. Jedyne, co
pozostało jej do zrobienia, to szukanie nowej pracy bądz
powrót do Eda, ale to drugie wcale się jej nie uśmiechało.
Widząc Matta Caldwella, za każdym razem miałaby przed
oczyma ostatniÄ…, koszmarnÄ… scenÄ™.
Promienie słońca odbiły się w szybie nadjeżdżającego
samochodu. Leslie ujrzała nowego, czerwonego jaguara.
Wiedziała, do kogo należy. Wstała i zacisnęła kurczowo
w dłoniach torebkę. Sztywna, patrzyła, jak Matt parkuje
samochód i zbliża się do niej.
Zatrzymał się na odległość wyciągniętej ręki. Blady,
z zapadniÄ™tÄ… twarzÄ…, podkrążonymi oczyma i zmierzwio­
nymi wÅ‚osami wyglÄ…daÅ‚ okropnie. OparÅ‚ dÅ‚onie na bio­
drach i popatrzył na Leslie z jawną niechęcią.
Odwzajemniła się nienawistnym spojrzeniem.
- Och, do diabła! - zaklął pod nosem. Nachylił się,
PO%7Å‚EGNANIE Z MROCZN PRZESZAOZCI 125
wziął Leslie na ręce i zaczął iść w stronę jaguara. Uderzyła '
go torebkÄ…. - Niech pani przestanie, bo jeszcze paniÄ… upu­
szczę - warknął. - Ten piekielny gips waży tonę.
- Niech pan postawi mnie natychmiast na ziemi! - wy­
krzyknęła z furią, ponownie uderzając Matta torebką. -
Nigdzie z panem nie pojadÄ™!
Zatrzymał się przy drzwiach wozu od strony pasażera
i spojrzał jej w oczy.
- Nienawidzę tajemnic - oświadczył.
- Nie potrafię wyobrazić sobie, że ma pan takowe,
skoro Carolyn rozpowiada o wszystkim na prawo i lewo!
- odcięła się Leslie.
Spojrzenie Matta przesunęło się na jej usta.
- Nie powiedziałem Carolyn, że jest pani łatwa - o-
znÄ…jmiÅ‚ gÅ‚osem tak peÅ‚nym czuÅ‚oÅ›ci, że Leslie nagle za­
chciało się płakać.
Nie mogła opanować drżenia warg.
Matt nachylił się i delikatnymi pocałunkami zamknął
jej oczy.
Krzyknęła. Głośno. Z całej siły.
Matt odetchnął głęboko, a potem otworzył drzwiczki
i wsadził Leslie do środka nisko zawieszonego wozu.
- Zauważyłem to już przedtem - mruknął, zapinając
jej pas.
- Co pan zauważyÅ‚? - spytaÅ‚a pÅ‚aczÄ…c. GÅ‚oÅ›no pociÄ…g­
nęła nosem.
Wcisnął w ręce Leslie wyjętą z kieszeni chusteczkę.
- %7Å‚e bardzo dziwnie reaguje pani na przejawy czu­
łości.
Nie zważajÄ…c na jej peÅ‚ne zdziwienia spojrzenie, zamk­
nął od zewnątrz drzwiczki, włożywszy kule do środka.
A potem obszedł samochód i usiadł za kierownicą. Zapiął
126 PO%7Å‚EGNANIE Z MROCZN PRZESZAOZCI
własny pas i, zanim uruchomił silnik i wyjechał na drogę,
zerknął na Leslie, aby upewnić się, że jest jej wygodnie.
- Skąd pan się dowiedział, że tu jestem? - spytała.
- Poinformował mnie o tym Ed.
- Dlaczego to zrobił?
Matt wzruszył ramionami.
- Nie mam pojęcia. Pewnie sądził, że ta wiadomość
może mnie zainteresować.
- Brednia!-mruknęłaLeslie.
RozeÅ›miaÅ‚ siÄ™ gÅ‚oÅ›no. Po raz pierwszy zrobiÅ‚ to w spo­
sób całkowicie naturalny, bez złośliwości czy drwiny.
Zmienił bieg.
- Nie zna pani człowieka, do którego należy szwalnia
- powiedział spokojnym tonem. - Ta fabryka to miejsce
koszmarnego wyzysku.
- Niech pan przestanie. Nie bawi mnie takie opowiada­
nie. Wcale nie jest śmieszne.
- Sądzi pani, że żartuję? - spytał Matt. - Właściciel
szwalni ma zwyczaj zatrudniać nielegalnych imigrantów,
obiecując im duże pensje i ubezpieczenie. A kiedy już
u niego pracują, stosuje szantaż. Grozi, że jeśli nie będą
harowali za psie pieniÄ…dze, poinformuje o ich istnieniu
Urząd Imigracyjny. Próbowaliśmy ukrócić ten proceder
i spowodować zamknięcie szwalni, ale ten fracet to chytry
lis. Potrafi zawsze się wykręcić. - Spojrzał na Leslie. - Nie
pozwolę pani na taką pracę tylko dlatego, że chce pani
znalezć się jak najdalej ode mnie - oświadczył. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl