[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szykować do druku. Była wysoką, szczupłą blondynką z piegowatym nosem. Jej włosy
przypominały gruby strumień jasnego złota sięgający prawie do pasa. Były dłuŜsze od
włosów Ivy.
Po zmarłym kuzynie odziedziczyła ranczo, na którym hodowano rzeźne byczki.
Zarządzał nim były pracownik jej ojca, który miał do pomocy dwóch kowbojów. Mieszkała
razem z babką cioteczną Sarą, która pomagała jej opiekować się przyrodnim rodzeństwem,
jedenastoletnim Shane'em oraz pięcioletnią Julie. Jej matka zmarła, kiedy Minette miała pięć
lat. Potem ojciec oŜenił się z Dawn Jenkies, stateczną bibliotekarką, która go uwielbiała i
pokochała równieŜ jego jedyne dziecko. Urodziła syna i córkę, na których punkcie Minette
zupełnie zwariowała. Po śmierci Dawn i ojca na Minette spadł cięŜar wychowania
przyrodniego rodzeństwa.
Hayes zaparkował przed głównym wejściem. Minette w dŜinsach i bluzie malowała
olejną farbą drzwi frontowe.
- Chciałbym poprosić cię o przysługę - powiedział Hayes po powitaniu.
- Nie jestem twoim dłuŜnikiem, szeryfie Carson - oświadczyła lodowato.
- Wiem o tym, ale muszę umieścić Ivy w bezpiecznym miejscu. Mogą jej szukać
handlarze narkotyków. - Gdy oczy Minette zwęziły się, dodał: - Władze zapłacą za jej
przechowanie. To tylko kilka dni. - Spojrzała na swoje rodzeństwo. Mimo tak oczywistego
sygnału, Hayes nie zrezygnował. - Jeden z moich policjantów tu zostanie, jeśli nie miałabyś
nic przeciwko temu.
- Zawsze marzyłam o otwarciu hotelu - odpowiedziała z irytacją, ale kiedy zauwaŜyła
konsternację Ivy, podeszła do niej i dodała: - Przepraszam, ale ja i szeryf niezbyt się lubimy.
Oczywiście, moŜesz zostać. Ciotka Sara będzie zadowolona z towarzystwa. Ja zwykle pracuję
do późna. - Spojrzała jadowicie na Hayesa. - O ile nie umawiam się z męŜczyznami.
- Przestań! - Z trudem zapanował nad sobą. Ivy od razu zorientowała się, Ŝe Merrie
York źle ulokowała swoje uczucia. Coś powaŜnego działo się pomiędzy tą parą i wcale nie
chodziło o interesy.
- Jesteś u nas mile widziana. - Minette ciepło uśmiechnęła się do Ivy.
- Zawiozę cię do pensjonatu, Ŝebyś spakowała rzeczy - wtrącił Hayes.
- Myślisz, Ŝe to jest konieczne? Tam jest bezpiecznie.
- Panna Brown cię nie obroni przez Jerrym Smithem.
- W porządku. - Uśmiechnęła się do Minette. - Potrafię gotować, jeśli potrzebujesz
pomocy w kuchni.
- Przyda się. Ciotka Sarah i ja średnio sobie radzimy przy garach. ChociaŜ jak do tej
pory nikogo nie otrułyśmy.
- Owszem - wtrącił chłodno Hayes. Wstała, oczy jej płonęły.
- Któregoś dnia - zaczęła wolno - prawda wyjdzie na jaw! Nie zabiłam twojego brata!
Sam to zrobił. Nie potrafisz się z tym pogodzić, prawda? Szukasz kozła ofiarnego!
- Kupiłaś dla niego narkotyk, który przedawkował! odpalił Hayes.
Minette wyprostowała się, jej twarz zbladła.
- Po raz dwudziesty powtarzam ci, Ŝe nigdy nie zaŜywa łam narkotyków, nigdy się
nawet nie upiłam, w ogóle nic z tych rzeczy - stwierdziła z dumą. - Skąd miałabym wiedzieć,
gdzie szukać narkotyków?
- Akurat - stwierdził uparcie, choć widać było, Ŝe prze mowa Minette zrobiła na nim
wraŜenie.
- Mniejsza z tym. Jestem zmęczona tymi kłótniami. Ivy przygotujemy dla ciebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]