[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jeszcze jaki! - odparł, z trudem chwytając
powietrze.
Ta dziewczyna go zdumiewała. Był niemal pewny, że
nie ma żadnego doświadczenia w miłości, a jednak, kiedy
się całowali, w ogóle nie okazywała onieśmielenia. Przy
niej kolana odmawiały mu posłuszeństwa. Instynktownie
czuł, że w łóżku Fay będzie spełnieniem jego najśmiel-
szych marzeń.
- Ja naprawdę z nikim jeszcze nie spałam. - Z jej
zielonych oczu wyzierał niepokój.
- Wiem. - Uśmiechnął się łagodnie. - Ale dobrze się
zapowiadasz. Nawet bardzo dobrze. - Pocałował ją w
czubek nosa. - Cieszę się, że to będzie ze mną. No wiesz,
twój pierwszy raz - szepnął.
- Ja też się cieszę, że to będziesz ty. - Serce zabiło jej
mocniej.
- Wiesz, co cię czeka? - zapytał między pocałunkami.
- Chyba tak.
Spojrzał jej w oczy.
- Nigdy nie byłem delikatny - szepnął. - Ale tym
razem się postaram.
Westchnęła tylko i zamknąwszy oczy, przyciągnęła
go do siebie.
Przez chwilę wątpił, czy zdoła się oprzeć pokusie
tego długiego, ognistego pocałunku.
- To prawdziwe tortury... - jęknął. - Fay...
Nuta udręki w jego głosie sprawiła, że Fay
ogromnym wysiłkiem woli zdołała się od niego oderwać.
Kiedy wysunęła się z jego ramion, kolana jej drżały, on
też wyglądał tak, jakby ledwie trzymał się na nogach.
- To jest jak wielkie pragnienie, prawda? - zapytała
bez tchu. - Takie, którego nie da się ugasić.
- Tak. - Odwrócił się i drżącymi dłońmi zapalił
cygaro.
Patrzyła na jego szerokie barki i myślała o tym, że
pewnego dnia ich ciała staną się jednym. Od tej chwili
Donavan będzie jej mężczyzną. Przez resztę życia będzie
go miała na własność. Z tej perspektywy strata
olbrzymich pieniędzy wydała jej się błahostką.
Uśmiechnęła się do swoich myśli.
- Pokaż mi, gdzie są jajka, to usmażę wam omlet -
zaproponowała. - %7łałuję, że na razie to jest wszystko, co
potrafię, ale kiedyś się nauczę.
- Nie martw się. Umiem gotować - pocieszył ją
Donavan.
- To mnie naucz - podchwyciła.
- Gotowania. - Jego wzrok powędrował ku jej
wezbranym piersiom. - Oraz innych rzeczy - dodał.
Z uśmiechem bezgranicznego zadowolenia, którego
nawet nie próbowała ukryć, ruszyła za nim w stronę
lodówki.
Kolacja minęła w radosnej atmosferze. Patrząc na
Jeffa, który ciągle śmiał się i żartował z wujem i Fay,
można by pomyśleć, że jego życie jest od samego
początku usłane różami. Gdy nadeszła pora odwiezć Fay,
Donavan zabrał go ze sobą. Zostawił go w samochodzie,
by odprowadzić ją do drzwi.
- Nie do wiary, jak ten dzieciak się zmienił -
zauważył, gdy stanęli na pogrążonej w mroku werandzie.
- Kiedy go tu przywiozłem, w oczach miał pustkę i same
ponure sny.
- Czy ojczym darzy go jakimś cieplejszym uczuciem?
- Nawet jeśli tak jest, to okazuje to tak rzadko, że
nikt tego nie zauważył - odparł sarkastycznie. - Od
początku był zazdrosny o uczucie, które łączyło moją
siostrę z Jeffem, i otwarcie go nie lubił. Od razu zmienił
jego życie w piekło. A od śmierci matki sprawy przybrały
jeszcze bardziej przykry obrót.
- Myślisz, że będzie walczył z tobą o prawo do
opieki?
- Nie mam co do tego cienia wątpliwości - odparł
lekko. - Nie szkodzi. Lubię takie ambitne wyzwania.
- Coś już o tym słyszałam. - Rzuciła mu wymowne
spojrzenie.
- Kiedy dorastałem, musiałem bardzo szybko
nauczyć się, jak używać pięści. Zawdzięczam to mojemu
ojcu. - Wzrok mu pociemniał, z twarzy zniknął uśmiech. -
Jeśli za mnie wyjdziesz, też nie będziesz miała lekko. Nie
wszyscy wiedzą, że twój spadek diabli wzięli. Ludzie na
pewno wezmą nas na języki.
- I co z tego? - Wzruszyła ramionami. - Jak zaczną o
mnie plotkować, dadzą spokój komuś innemu.
- Często wpadasz w przygnębienie? - zapytał
niespodziewanie.
- Kiedyś tak bywało, ale teraz, odkąd cię poznałam,
już nie - odparła, bawiąc się guzikiem jego koszuli.
Dobrze było mieć go tak blisko, czuć na ramionach
ciepło jego rąk. Podniosła wzrok na jego twarz, lecz w
mroku werandy nie widział wyrazu jej oczu.
- W tej chwili jestem zbyt szczęśliwa, żeby odczuwać
przygnębienie - dodała.
Zmarszczył czoło.
- Fay... od dawna żyję samotnie. W dodatku
zamieszka z nami Jeff. Obawiam się, że początkowo nie
będzie ci ze mną łatwo.
- Dam sobie radę. Pod warunkiem, że po domu nie
będą biegały tabuny półnagich kobiet - oświadczyła i
uśmiechnęła się łobuzersko.
- Bez obaw. Od lat wiodę mnisi żywot - odparł
rozbawiony, a potem ją pocałował. Tym razem jednak
udało mu się zachować przytomność umysłu. -
Dobranoc, maleńka. Jutro Jeff i ja zabieramy cię na
lunch.
- Na cheeseburgery?
- Owszem. Szkoda, że jeszcze nie mamy ślubu i nie
możemy zostać sami. Zaniósłbym cię na górę i rozbierał
przynajmniej z godzinę.
- Nie jestem aż tak grubo ubrana!
- Nie wiesz, o co chodzi? - szepnął. - Niedługo się
dowiesz...
- Tego wieczoru, kiedy poszliśmy do restauracji,
nawet mnie nie pocałowałeś - wypomniała mu znienacka.
- Nie miałem odwagi. Zbyt mocno tego chciałem -
wyjaśnił, gładząc jej włosy. - Przeczuwałem, że mógłbym
się od ciebie uzależnić. I nie pomyliłem się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]