[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zabija drochy.
- Naprawdę? - W głosie Bena pojawiła się radosna nuta. - W takim razie jest moją nową
najlepszą przyjaciółką. Chciałbym dać w nią nura.
Po chwili przecznicę dalej, zza rogu pogrążonej w mroku, niemal pustej ulicy wyłoniła się
Sel. Na kombinezon zarzuciła kurtkę ze skórzaną podszewką, na nogach miała ufarbowane na
jaskrawożółty kolor, ciężkie buty ze skóry cu-pasa, a do tego wszystkiego włożyła gruby,
jasnobrązowy płaszcz z kapturem. Wełniany szal i gogle zasłaniały większą część jej twarzy.
Pomachała im, podchodząc bliżej.
- Byliście na zewnątrz?
Luke pokiwał głową.
- Jak widzę, pewne rzeczy nie uległy zmianie.
Sel dotarła do nich i nie zatrzymując się, poszła dalej.
- Tak. Niektóre z nich są wieczne - powiedziała.
Gdy Luke, Ben i Vestara ją dogonili, Luke zajął miejsce po jej lewej stronie.
- A więc będziemy mogli obserwować mnemoterapię w działaniu?
- Tak. Przeprowadzi ją Nasłuchiwacz, Mistrz Taru.
- Czy stanowiska ogniowe Tubylców zebrały dane, które mogłyby się nam przydać?
Sel kiwnęła głową potakująco.
- Dwie noce temu ktoś dyskretnie wszedł w atmosferę statkiem wielkości niewielkiego
promu. Pilot musiał wiedzieć, gdzie znajdują się platformy Golan, bo ograniczył szanse, że zostanie
przez nie ostrzelany - zresztą i tak by do tego nie doszło, ponieważ statek kierował się ku planecie,
a nie odwrotnie - albo że ktoś zarejestruje jego dane. Instalacje naziemne na Ponuraku nagrały
niewyrazny obraz statku. Operator twierdzi, że był mniej więcej okrągły, ale większy od myśliwca
TIE.
- Na Ponuraku? - Wbrew sobie Luke wrócił pamięcią do wydarzeń sprzed lat. Na tym
właśnie szczycie zakończyła się jego pierwsza wyprawa na Nam Chorios - został tam zabrany po
katastrofie swojego statku, gdy przekonał tsile do zniszczenia pojazdu niosącego Posiew Zmierci.
Tam też ponownie spotkał się z Leią.
No i właśnie tam ostatni raz widział Callistę i machał jej na pożegnanie, nieświadomy, że
już jej więcej nie zobaczy. Na Ponuraku wykonał ogromny krok ku zerwaniu niezdrowej więzi.
Przez kolejne lata smutek związany z tym pożegnaniem osłabł, ale Luke cały czas był
przekonany, że podjął właściwą decyzję. Ostatnio dopiero zaczęły go gnębić wątpliwości. Czy
gdyby wtedy przekonał w jakiś sposób Callistę do opuszczenia Nam Chorios i obrania innej drogi
odzyskania więzi z Mocą, to uniknęłaby Otchłani? Przeznaczenia, które czekało ją po spotkaniu
Abeloth?
- Jesteśmy na miejscu.
Sel zatrzymała się i gestem poleciła im wejść do podłużnego, niskiego i ciemnego budynku
Tubylca.
Luke otrząsnął się z zadumy i spojrzał na Bena i Vestarę, chcąc się upewnić, czy zauważyli,
jak bardzo był zamyślony. Chyba nie zwrócili na to uwagi. Idąc za Sel, wszedł do środka.
Trafili do przedpokoju, ale nie zobaczyli wewnętrznych drzwi. Zamiast nich wyjście
przesłaniały ciężkie fałdy wełnianej tkaniny, izolującej wnętrze domu przed mroznym powietrzem.
Sel rozsunęła zasłonę i wprowadziła ich do pomieszczenia, w którym równie dobrze mógłby
mieścić się bar; stoły wyglądały bardzo staroświecko. Na niektórych leżały cienkie, nierówne maty
i złożone koce. Było też kilka krzeseł i wózków na kółkach, na których spoczywały staromodne
przyrządy do badań - kierunkowe pręty jarzeniowe, szczypce, galwaniczne rejestratory reakcji,
encefaloskanery, sondy dzwiękowe. Znajdowała się tu tylko jedna osoba, siedzący na krześle
podstarzały mężczyzna. Pomachał Sel i powrócił do lektury wydruku na flimsi.
Sel przeprowadziła ich przez zasłonięte kotarą, zwieńczone łukiem przejście na tyłach
pomieszczenia do schodów, wyglądających tak, jakby wycięto je ze skały pod Hweg Shul. Zaczęła
schodzić w dół.
Luke zawahał się przez chwilę. Kamienne schody prowadzące w ciemność Nam Chorios zle
mu się kojarzyły. A Leii pewnie jeszcze gorzej. Ale tutaj nie wyczuwał szczątków energii Mocy,
wywołujących wrażenie, że to sama Moc gnije w bagnie. Takie właśnie miał uczucie w gniazdach
drochów, które trzydzieści lat wcześniej tak mocno dały mu się we znaki. Ruszył za Sel, a Ben i
Vestara podążyli za nim.
Komnata na dole rozmiarami i kształtem odpowiadała tej znajdującej się piętro wyżej, ale
miała wyższy sufit, jej środkową część zaś zajmowała nierówno ociosana półkula ogromnej geody
o średnicy dwóch i pół metra, ustawiona tak, jakby balansowała na krawędzi. Geoda zawierała
różnokolorowe kryształy, przeważnie niebieskie, zielone, białe i fioletowe.
Przed geodą stało metalowe łóżko przypominające nosze, tyle że pozbawione kółek czy boi
repulsorowych. Leżała na nim młoda, na oko dwudziestoletnia kobieta o drobnej budowie ciała,
typowych dla Tubylców rysach twarzy i równie typowym prostym ubraniu z szorstkiej tkaniny.
Brązowe włosy miała splecione w długi warkocz, a oczy zamknięte.
Przy łóżku stał kolejny Tubylec, potężny mężczyzna między trzydziestką a czterdziestką, o
ciemnych, siwiejących włosach. Obejrzał się, gdy Sel wprowadziła ich do komnaty. Miał zgrabnie
przyciętą brodę, która bardziej pasowałaby do szykownego przemytnika niż do rolnika, a oczy
ciemne i pełne wyrazu.
Sel wskazała swoich towarzyszy.
- Taru, oto Mistrz Luke Skywalker, Ben Skywalker i Niestara Khai. To jest Mistrz Taru
Dum, przewodzący uzdrowicielom Hweg Shul.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]