[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrobił swoje sługi. Czy rozumiesz, przyzywa ich teraz& aby się uczyli.
Tu zmagazynowano wiele rzeczy ciągnęła po chwili ale są jeszcze inne, które
z jego pomocą z łatwością można zrobić. On ich nauczy, a oni będą dla niego pracować. A
potem to wypuści śmierć. Ponieważ nie chce, aby na końcu pozostało jakiekolwiek życie&
żadne!
Mówisz to i coś powiedział Sander. Co to faktycznie jest?
Sądzę odparła z namysłem, znów dygocząc na całym ciele i na pół zakrywając
dłonią usta, jakby bała się głośno wyrazić swoje przekonanie że część tego była niegdyś
człowiekiem albo ludzmi. To jest w połowie żywe. Przez lata stawało się coraz bardziej
odmienne od człowieka, coraz bardziej monstrualne. Tak długo, jak byli tu ci, którzy
pozostali, by to nadzorować i udoskonalać, spełniało to po części funkcję, dla której zostało
stworzone. Lecz w miarę jak nadzorców ubywało i stawali się coraz słabsi, rosło w siłę i
degenerowało się, a w końcu stało się niezależne, zrywając wszelkie więzy z tymi, którzy
pozostali. Niektórzy, jak mój ojciec, odeszli, by sprawdzić, co zostało ze świata, ponieważ to
nie miało na nich tak wielkiego wpływu. Lecz ci, którzy pozostali& Czy widziałeś tego,
który nazywa siebie Maximem? Sander przytaknął ruchem głowy.
On jest rzeczą, choć o tym nie wie. Jeszcze przez jakiś czas będzie temu służył jako
oczy i uszy. To nadal potrzebuje ludzi, a jeśli będzie utrzymywało kontakty z
nieskorumpowanymi na zewnątrz, będzie mogło tym samym sprowadzać sobie świeże
umysły. Sander, to się żywi ludzkimi umysłami! Wysysa z nich całą mądrość, całego ducha, a
potem napełnia tym, czym chce nienawiścią i chęcią niesienia śmierci!
Tak jak próbowało zrobić z tobą. Mimo to się uratowałaś. Jakim cudem?
Jestem Szamanką z urodzenia, Szamanką z wykształcenia. Nie taką, jak szamani
Białych, którzy do zgromadzenia mocy wykorzystują ludzką krew i terror, lecz
współpracującą z życiem, nie przeciwko niemu. Mózgożer nie mógł dosięgnąć tej części
mnie, której pożądał najbardziej zródła mej Mocy. Choć pewnie by się do niego przebił,
gdybyś nie przyszedł. A jak ty się obroniłeś? Dlaczego cię nie pojmało?
Zimne żelazo. To moja moc, moc kowala.
Nie był pewien, czy rzeczywiście uratowała go opaska na czole, lecz przypuszczał, że
tak było.
Zimne żelazo? powtórzyła ze zdziwieniem. Nie rozumiem&
W tym momencie znów ogarnął ją paniczny strach.
Wyjść& Sander, musimy stąd wyjść! To nie wypuści nas dobrowolnie, a ja nie
wiem, jakimi jeszcze mocami dysponuje.
Pstryknął palcami na przywołanie Rhina i zaczął na nowo pakować bagaże. Potem
ponownie podsadził Fanyi na grzbiet kojota.
Czy on może zawładnąć także mózgami zwierząt? Zastanawiał się, czy ich
kudłaci towarzysze mogą się raptem okazać słabymi punktami w zespole.
Nie potrząsnęła głową. Ich umysły są zbyt odmienne, za mało rozwinięte.
Prezentują dla n i e g o za niski poziom. Kai i Kayi próbowali powstrzymać mnie przed
pójściem. Ja& ja wykorzystałam swoją Moc, by trzymały się z dala ode mnie popatrzyła
ze smutkiem na wężacze.
Maxim użył tego na Rhina Sander wyciągnął pałeczkę. Naciśniesz tu
wskazał guzik z boku przyrządu a kojot prawie zdycha.
Skąd to masz?
Od Maxima pochwalił się z satysfakcją. Zostawiłem go związanego. Rhin go
powalił, gdy stary spuścił go z oka i skupił uwagę na mnie kowal oddał zwierzęciu należne
zasługi. I to Rhin cię wytropił.
Uciekajmy stąd, szybko!
Sander całym sercem popierał ten projekt. Nie wiedział, ile jest prawdy w
zwariowanej historii, jaką mu opowiedziała. Ta sprawa z wysysaniem ludzkiego umysłu i
ponownym napełnianiem go& Jednakże kiełkujące w nim już od dawna podejrzenie, że
Poprzedni Ludzie posiadali o wiele więcej, niż wiedzieli Zapamiętywacze, wystarczyło, by
zgodził się, że najlepiej będzie, gdy natychmiast opuszczą to miejsce. Nie pragnął już
dowiadywać się niczego więcej o tej budowli. Histeria, w jaką popadła Fanyi, jej przerażenie,
były ponurym ostrzeżeniem, że za poznanie tajemnic sprzed Czasu Ciemności może przyjść
zapłacić zbyt wysoką cenę. Był skłonny natychmiast wziąć nogi za pas i oddalić się
maksymalnie szybko.
Kowal nie był pewien, którędy tu przyszli, polegał jednak na kojocie i jego nosie.
Wyglądało na to, że w miarę oddalania się od nawiedzonych pomieszczeń Fanyi odzyskuje
równowagę i panowanie nad sobą. Po drodze migały mu w przelocie intrygujące przedmioty.
W innych okolicznościach bez wątpienia zarządziłby postój, by je bliżej zbadać.
Fanyi nie patrzyła ani w prawo, ani w lewo. Wpatrywała się wprost przed siebie, jakby
żarliwość pragnienia wyjścia na wolność była wystarczająco silna, by przyspieszyć ich
odwrót.
Ile jeszcze ludzi tu mieszka? spytał Sander po tym, jak w milczeniu przebyli
kawałek drogi, podczas której złapał się na tym, że nasłuchuje odgłosów świadczących o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]