[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mania tytułu inżyniera magistra, potem natychmiast się wy-
prowadził i wystąpił o rozwód.
Pan się myli, majorze, to ona zażądała rozwodu.
Chciała mieć pełną wolność. Małżeństwo ją krępowało w jej
trybie życia.
Badałem akta procesu rozwodowego. Wyrok zapadł na
żądanie męża. %7łona zgodziła się na rozwód bez orzekania
winy stron. Ostatnia rozprawa sądowa odbyła się zaledwie
trzy miesiące przed urodzeniem się dziecka. Helena zataiła
187
przed sądem swoją ciążę. Jak ona to zrobiła? Gdyby sąd
orientował się, na pewno nie orzekłby rozwodu.
To dlaczego się zgodziła?
Po prostu miała dosyć ciągłych awantur z teściową i
jej ukochanym synkiem. Zresztą zagrożono jej wywołaniem
skandalu, że dziecko nie jest Karola. Chyba porównywała
pani męża i Januszka? Nie trzeba przeprowadzać żadnych
badań krwi, wystarczy spojrzeć na nich obu.
Tak. To prawda. Podobieństwo jest uderzające.
Mam nadzieję, że jedynie fizyczne zadrwił oficer
milicji. Kiedy mały się urodził, Helena zawiadomiła o tym
swojego byłego męża. Dostała na to depeszę z odpowiedzią:
To nie jest mój syn .
Podłość! Jolanta ponownie zaczerwieniła się.
To jeszcze kaszka z mleczkiem w porównaniu z dal-
szym postępowaniem Karola Szczerbieckiego. Oburzona do
żywego pani Helena, która wróciła do panieńskiego nazwiska
Kowalska , pod tym samym nazwiskiem zapisała swojego
synka. Jak gdyby był nieślubnym dzieckiem. Ku swojemu
wielkiemu zdziwieniu, młoda matka zaczęła pózniej otrzy-
mywać od byłego męża po tysiąc złotych miesięcznie. Cho-
ciaż nigdy ani do niego, ani do sądu nie zwracała się o ali-
menty. Karol pieniądze płacił przez pewien czas, potem prze-
stał, za to jego matka zawiadomiła byłą synową, że młody
Szczerbiecki zmarł na białaczkę.
Niewiarygodne!
A jednak prawdziwe. Wtedy to właśnie Karol dopuścił
się pierwszego przestępstwa. Dotychczas robił świństwa,
teraz wszedł na drogę łamania prawa. Sfałszował swoje do-
kumenty: przerobił nazwisko Szczerbiecki na Szczerbiń-
ski . Jednocześnie wymeldował się z Leska, gdzie wtedy
188
pracował, w niewiadomym kierunku. To było przed zawar-
ciem przez was związku małżeńskiego.
Nie wierzę! młoda kobieta była bliska płaczu.
Nie wierzę!
Przez przeszło dwa lata nic się nie działo. Syn Karola,
Januszek Kowalski, wyrastał na normalne, zdrowe dziecko.
Położenie materialne jego matki powoli się poprawiało. Do-
robiła się własnego mieszkania spółdzielczego, w pracy
awansowała. Podjęła przerwane przed laty studia. Naturalnie
już zaocznie. I oto w dniu ósmego czerwca chłopczyk, mają-
cy około czterech lat, zostawiony przed sklepem przez są-
siadkę, która dorywczo opiekowała się nim, ginie bez śladu.
Do Wisły stamtąd nie więcej niż sto metrów. Początkowo
wszyscy, łącznie z nami, milicją, podejrzewali, że dziecko
utonęło w rzece. Dopiero pózniej ustalono, że małego porwa-
no. Dokonała tego jakaś starsza kobieta przy pomocy kierow-
cy samochodu syrena . Dość starego, z plamami rdzy na
błotnikach. Pani dobrze znała wasz dawny samochód?
Jolanta nie odzywała się ani słowem. Zakryła twarz ręko-
ma.
Sądziłem, że to matka pana Karola pomagała mu w
kidnapingu. Dopiero dzisiaj z pani ust dowiedziałem się, że
przestępstwa dopuścili się pani mąż i jego ciotka, Marta,
zamieszkała w Myślenicach. Tam też zapewne ukryto upro-
wadzone dziecko, a pózniej przywieziono je tutaj. To także
wynika z informacji uzyskanej od pani. Kiedy pani Marta
przywiozła Januszka?
To było w lipcu.
A więc ukrywała go u siebie przeszło miesiąc.
Przysięgam, że nic o tym nie wiedziałam. To potwor-
ne. Gdybym się czegokolwiek domyśliła, zaraz odwiozłabym
189
dziecko matce chociaż przyznaję, do Januszka zdołałam
się bardzo przywiązać.
To nie koniec dorzucił Kaczanowski.
Co jeszcze?!
Rodzina Szczerbieckich początkowo myślała, że przy-
jęliśmy bez zastrzeżeń wersję o utonięciu chłopca. Kiedy
jednak nasze dochodzenie ustaliło, że dziecko żyje, ale upro-
wadzono je, zaczęliśmy się interesować Marią Teresą, matką
Karola. O nim samym wówczas myśleliśmy, że rzeczywiście
nie żyje. To był nasz najpoważniejszy błąd. Z panią Szczer-
biecką rozmawiał w Krakowie mecenas Mieczysław Ruszyń-
ski, który jako pełnomocnik Heleny Kowalskiej, pomagał
nam w dochodzeniu. Starsza pani przestraszyła się i podniosła
alarm. Jestem pewien, że we wrześniu przyjechała tu do was.
Pani Szczerbiecką była w ubiegłym miesiącu aż dwa
razy w Kościanie. Przyjeżdżała w odstępie kilku dni. Za
pierwszym razem bawiła u nas prawie tydzień. Drugi raz dwa
dni. Usiłowała nam wytłumaczyć, że powinniśmy Januszka z
powrotem oddać na wychowanie jej siostrze Marcie, bo to na
pewno dziecko ze złymi skłonnościami, nic dobrego z niego
nie wyrośnie i będziemy mieli same przykrości. Z oburze-
niem odrzuciłam jej propozycję. Tyle mówiła do mnie. Z
synem rozmawiała także podczas mojej nieobecności. Domy-
ślałam się, że dochodziło pomiędzy nimi do dużych zadraż-
nień. Za drugim razem wyjechała stąd nawet się nie poże-
gnawszy.
To by się zgadzało. Pani Maria Teresa nie pochwalała
porwania dziecka. Tak nienawidziła swojej byłej synowej, że
niechęć przeszła na jej syna, a wnuka starszej pani. Dlatego
też próbowała Karolowi wyperswadować wychowanie tego
190
dziecka. A zjawienie się drugi raz, zaledwie po kilkudniowej
przerwie, to już był alarm, że milicja węszy za blisko. Ten
alarm, niestety, nie poskutkował, jedynym bezpośrednim jego
następstwem było nowe przestępstwo, popełnione już samo-
dzielnie przez pani męża.
Jakie znowu? przestraszyła się pani Jolanta.
Mąż pani pod koniec września wyjeżdżał do Warsza-
wy?
Nie zaprzeczyła młoda kobieta.
Cały czas we wrześniu był w Kościanie?
Nie było go cztery dni. Wyjeżdżał służbowo do Po-
znania. Wyjechał, o ile mnie pamięć nie myli, dwudziestego
piątego rano i wrócił w piątek, dwudziestego ósmego po
południu.
Wyjechał, oczywiście, samochodem? Jeszcze wtedy
mieliście syrenę ?
Tak. Samochodem. Do Poznania najwygodniej autem.
Jestem pewien, że pani mąż nie był w Poznaniu. Zresz-
tą to łatwo będzie sprawdzić. Pojechał do Warszawy i tam w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]