[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie chcę słuchać o błędzie politycznym! Nie chcę nic wiedzieć! Jeśli to był błąd, to niech
mi teraz oddadzą nogi& (Zrozpaczony odrzuca od siebie kule).
 Przepraszam panią& Przepraszam& (Siedzi jakiś czas w milczeniu i uspokaja się).
Czy kiedykolwiek wyjmowała pani z kieszeni zabitego niewysłane listy:  Kochana&  ,
 Kochani&  ,  Ukochana&  ? Widziała pani żołnierza, który dostał równocześnie kulę z
pistoletu skałkowego i serię z chińskiego pistoletu maszynowego?
Do Afganistanu nas wysłano, wykonywaliśmy rozkaz. W wojsku należy najpierw wykonać
rozkaz, a potem można się na niego skarżyć. Powiedziano: naprzód, więc idzie się naprzód.
A jak nie, to trzeba oddać legitymację partyjną. Oddać stopień wojskowy. Składało się
przysięgę?! Składało. Za pózno pić wodę mineralną, kiedy nerki nawaliły.  Myśmy was
tam nie posyłali .
A niby kto nas posłał?
Miałem tam przyjaciela. Kiedy szedłem do walki, żegnał się ze mną. Kiedy wracałem,
zawsze mnie ściskał.  %7łyjesz! Tutaj nie będę miał takiego przyjaciela&
Na ulicę wychodzę rzadko. Jeszcze się krępuję&
Czy pani kiedyś przypinała protezy albo widziała je z bliska? Chodzi się na nich i boi
skręcić kark. Podobno w innych krajach  proteziarze jeżdżą na nartach, grają w tenisa,
tańczą. Kupcie je za dewizy zamiast francuskich kosmetyków& Zamiast kubańskiego
cukru& Marokańskich pomarańcz i włoskich mebli&
Mam dwadzieścia dwa lata, całe życie przede mną. Trzeba szukać żony. Miałem
dziewczynę, ale powiedziałem jej:  Nienawidzę cię , żeby mnie zostawiła. Bo się nade
mną litowała, a ja chciałem, żeby mnie kochała.
Często mi się śni rodzinny dom
i rząd białych brzóz na skraju lasu.
Trzydzieści, dziewięćdziesiąt, sto?
Sporo mi, kukułko, dajesz czasu!
To z naszych piosenek& Ulubiona& A czasem nawet jednego dnia nie ma się ochoty
przeżyć&
Ale nawet teraz marzę o tym, by choć zerknąć na tamten kawałek ziemi. Biblijnej pustyni&
Wszystkich nas tam ciągnie& Tak jak ciągnie przepaść albo woda, kiedy stoi się wysoko
nad nimi. Tak ciągnie, że w głowie się kręci&
Wojna się skończyła& Teraz będą chcieli o nas zapomnieć, wypchnąć nas gdzieś daleko,
gdzieś upchnąć. Tak już było po wojnie z Finlandią& Ile książek napisano o Wielkiej
Wojnie Ojczyznianej, a nie ma nic o fińskiej& Nikt nie lubi wspominać przegranej wojny.
Ja też po dziesięciu latach przywyknę, będę to miał gdzieś.
Czy tam zabijałem? Zabijałem! A co pani myśli? %7łeśmy tam zostali aniołami? %7łe stamtąd
wrócą anioły?
Starszy lejtnant, dowódca plutonu mozdzierzy
Służyłem na Dalekim Wschodzie&
Wezwali mnie do dowódcy jednostki. Dyżurny telefonista przyniósł telegram:  Skierować
starszego lejtnanta Iwanowa do sztabu armii i omówić z nim sprawę przeniesienia do
Turkiestańskiego Okręgu Wojskowego w celu dalszego pełnienia służby . Data i podpis.
Myślałem, że mnie wyślą na Kubę, bo kiedy badano mnie na komisji, mowa była o kraju o
gorącym klimacie.
Pytają mnie:
 Czy nie macie nic przeciwko wyjazdowi w delegację za granicę?
 Nie, nie mam.
 Pojedziecie do Afganistanu.
 Tak jest.
 Wiecie, że tam strzelają, zabijają&
 Tak jest&
Jakie życie mają saperzy w Związku Radzieckim? Kopią łopatą, tłuką kilofem. A
chcieliśmy wykorzystać wiedzę wyniesioną ze szkoły wojskowej. Na wojnie saperzy
zawsze są potrzebni. Pojechałem, żeby się nauczyć walki.
Ze wszystkich, których wzywano, odmówił jeden. Wzywano go trzykrotnie.
 Zgodzicie się, że wyślemy was na delegację za granicę?
 Nie zgadzam się.
Nie zazdroszczę mu. Od razu dostał naganę, uznano, że splamił honor oficera, i
zablokowano możliwość awansu. A odmówił ze względu na stan zdrowia, miał nieżyt
żołądka albo wrzody. Na to jednak nie zważano: gorący czy niegorący klimat, skoro mu
proponowali, to powinien się zgodzić. Już drukowano listy wyjeżdżających.
Sześć dni jechałem pociągiem z Chabarowska do Moskwy. Przez całą Rosję, przez rzeki
syberyjskie, wzdłuż Bajkału. Następnego dnia konduktorce skończyła się esencja,
kolejnego zepsuła się grzałka. Na dworcu witała mnie rodzina. Płakali. Ale jak trzeba, to
trzeba.
Właz się otworzył, widzę niebieściutkie niebo, takie jakie u nas bywa tylko nad rzeką.
Hałas, krzyk, ale wszystko swoi. Jeden wita swojego zmiennika, drugi kolegów, trzeci
czeka na przesyłkę od rodziny. Wszyscy opaleni, weseli. Już nie chciało się wierzyć, że
gdzieś może być trzydzieści pięć stopni mrozu i chyba nawet żelazo zamarza. Pierwszego
Afgańczyka zobaczyłem na punkcie przesyłowym przez ogrodzenie z drutu kolczastego.
Poza ciekawością nie doznałem żadnych uczuć. Zwyczajny człowiek.
Dostałem skierowanie do Bagramu na stanowisko dowódcy plutonu inżynieryjno
drogowego w batalionie saperów&
Wstawaliśmy wcześnie rano i szliśmy jak do pracy  czołg z trałem, grupa strzelców
wyborowych, pies wyszukujący miny i dwa wozy bojowe piechoty, które nas osłaniały.
Pierwsze kilometry jechaliśmy na pancerzu. Wtedy dobrze widać ślady: droga zakurzona,
kurz ją przysypał jak śnieg. Kiedy ptak zleci na drogę, to widać ślady. Jeśli wczoraj jechał
tędy czołg, to trzeba się mieć na baczności  w koleinie gąsienicy może być mina. Palcami
odtworzą ślady gąsienicy, a swoje zatrą workiem albo turbanem. Droga wiła się między
dwiema martwymi wioskami, nie było w nich ludzi, tylko spalona glina. Doskonała
kryjówka! Zawsze trzeba być czujnym. Wioski zostały z tyłu, złazimy z pancerza. Z przodu
biegnie pies, myszkuje tu i tam, a za nim idą saperzy z macką. Idą i nakłuwają ziemię. Tutaj
już wszystko zależy od Boga, od własnej intuicji, wyczucia i doświadczenia. Tam złamana
gałązka, tam jakieś żelastwo, którego wczoraj nie było, tam kamień. Tamci dla siebie
przecież też zostawiali znaki, żeby nie wylecieć w powietrze.
Jeden kawałek żelaza, drugi& Jakiś trzpień& Niby poniewierają się w kurzu& A pod
ziemią są bateryjki& Przewód do bomby albo skrzynki z trotylem& Mina
przeciwczołgowa nie słyszy człowieka& Działa pod naciskiem dwustu pięćdziesięciu,
trzystu kilogramów. Pierwszy wybuch& Tylko ja zostałem na czołgu, siedziałem koło lufy,
więc osłoniła mnie wieża, innych strącił podmuch. Najpierw obmacałem się, sprawdziłem
 głowa na miejscu? Ręce, nogi na miejscu? Są, jedziemy dalej.
Czekał nas jeszcze jeden wybuch& Lekki ciągnik pancerny najechał na potężny fugas&
Ciągnik rozpadł się na dwie części, został dół długi na trzy metry, a taki głęboki, że
wyprostowany człowiek mógł się schować. Ciągnik wiózł pociski do mozdzierzy, około
dwustu& Pociski w krzakach, na poboczu& Leżą wachlarzem dookoła& a jechało nim
pięciu żołnierzy ze starszym lejtnantem. Kilka razy siedziałem z nim wieczorem, paliliśmy
papierosy, rozmawiali. Nikt nie przeżył.
Psy bardzo nam pomagały, były jak ludzie. Zdolne lub nie, miały intuicję lub nie miały.
Wartownik zaśnie, a pies nie. Lubiłem Arsa. Ars łasił się do naszych żołnierzy, a na
afgańskich szczekał. Mieli mundury bardziej zielone niż nasze, żółtawe. Jak je rozróżniał?
Miny wyczuwał z kilku kroków& Przywierał do ziemi, podnosił ogon  nie podchodzcie!
Pułapki minowe były rozmaite& Najniebezpieczniejsze były te domowej produkcji, bo się
nie powtarzały, trudno wtedy wychwycić jakąś regułę. Nie było żadnych! Stoi zardzewiały
czajnik, a w środku materiał wybuchowy& W magnetofonie, w zegarze& W puszce po
konserwach& Tych, którzy szli bez saperów, nazywano skazańcami. Na drodze miny, na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gabrolek.opx.pl