[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tęsknym głosem. - Pyszny placek - powiedziała po chwili.
- A piwo?
-No...
- W porządku, Rachel. To trzeba polubić.
- Długo ci to zajęło?
- Polubienie piwa? - zapytał z miną pokerzysty. - W ogóle go nie
lubię.
Pochyliła się w jego stronę. Jej błękitne oczy rozbłysły.
- Jesteś strasznym kpiarzem. Idę o zakład, że twoja siostra
niejedno mogłaby mi opowiedzieć.
Luc czuł, że Giselle na pewno ją zaakceptuje.
Już miał jej o tym powiedzieć, ale zaczął się występ. Przesunął
swoje krzesło tak, by móc ją objąć. Potrzebował bliskości i ciepła jej
ciała.
- Dziękuję za miły dzień - powiedziała w drodze powrotnej do
klasztoru. - Nigdy go nie zapomnę.
- To zabrzmiało jak pożegnanie.
Rachel pochyliła głowę.
- Nie mogę dłużej zostać w Alzacji.
66
RS
- A gdybym cię poprosił, żebyś została na weekend? Od
rozwodu jeszcze ani razu nie chciałem być z inną kobietą. Aż
pojawiłaś się ty.
Rachel westchnęła cicho.
- Musiałeś ją bardzo kochać.
- Kochałem. I nie wyobrażałem sobie dalszego życia. Ale kiedy
spotkałem ciebie, zrozumiałem, że dużo jeszcze przede mną. Przemyśl
to.
Wrócili do domu, a kiedy weszli do środka, Luc nie poszedł za
nią na górę.
- Idę jeszcze popływać, ale ty wyglądasz na śpiącą. O nic się nie
martw. Jesteś bezpieczna jak zakonnica.
Rachel nie mogła zasnąć. Co robić? Nie wiedziała, zostać czy
wyjechać. A Luc czeka na odpowiedz.
Jeżeli mówił prawdę i po rozwodzie kobiety go nie interesowały,
to trzy dni spędzone z nią pewnie mu wystarczą.
Ale ona nie może, ot tak, kłaść na szalę swojego szczęścia.
Gdyby mieszkali w tym samym mieście...
Ale nie mieszkają.
A Luc nie może tak nagle wyjechać na stałe do Anglii.
Ich związek nie ma żadnych szans.
Rachel wstała, zapaliła światło i wyjęła laptop. Otworzyła plik
ze swoją książką o winiarstwie. Natychmiast wróciły wspomnienia.
Luc z charakterystycznym, francuskim akcentem tłumaczył jej:
67
RS
- Wytrawne wina Alzacji różnią się od, powiedzmy, win
mozelskich. Ich owocowy aromat jest niepowtarzalny. To składniki
gleby dają im bukiet, jakiego nie znajdziesz nigdzie indziej.
Jego wiedza i inteligencja sprawiały, że przebywanie z nim było
ekscytujące. Wystarczyło przyjąć zaproszenie i spędzić z nim jeszcze
trzy dni.
Tylko co potem?
Rachel poczuła ból w całym ciele.
Luc nie miał pojęcia, że książka, którą zamierzała napisać,
nabiera kształtów. Tytuł już miała. Za kilka lat zdobędzie się na
odwagę i poprosi go, żeby przeczytał rękopis, a może nawet napisał
przedmowę.
Ale teraz musi się z nim pożegnać. Wyjedzie ze wspomnieniem
tamtego pocałunku, a ich zawodowa przyjazń na tym nie ucierpi.
Udręczona westchnęła i zgasiła światło. Zanim zasnęła, długo
jeszcze płakała w ciemnościach.
Rano obudziła się niewyspana, ale uspokojona.
Wzięła prysznic, włożyła swoją ulubioną sukienkę w błękitne
prążki. Związała włosy białą wstążką, a na nogi wsunęła białe
sandałki. Kiedy była gotowa, posprzątała pokój. Rozejrzała się, wzięła
walizki i zeszła na dół.
Luc był już na dziedzińcu. Właśnie przenosił ostatni fotel
ogrodowy znad basenu do składzika.
Na jego widok serce Rachel zabiło mocniej.
- Bałem się, że mogłabyś wyjechać bez pożegnania. Rachel
stanęła jak wryta.
68
RS
- Nigdy bym tego nie zrobiła. Luc, o co chodzi?
Sposępniał.
- Chcesz mi powiedzieć, że nie możesz zostać?
Wytrzymała jego ostre spojrzenie.
- Tak. Tak będzie lepiej.
Zacisnął szczęki.
- Jak chcesz. Odwiozę cię do Thann. W hotelu możesz
przeczekać do jutra.
- Przeczekać do jutra? Co masz na myśli?
- To, że dzisiaj możesz zapomnieć o wyjezdzie do Szampanii
czy gdziekolwiek.
- Nie rozumiem.
- Ogłoszono alarm burzowy. Z tej strony Wogezów rzadko
mamy burze z piorunami, ale kiedy już się zdarzają, są bardzo grozne.
Rachel przestraszyła się, słysząc jego poważny ton.
- Naprawdę myślisz, że może być tak zle?
Zachmurzył się jeszcze bardziej.
- W dwutysięcznym wichura zmiotła trzydzieści pięć procent
drzewostanu Alzacji.
Rachel aż się wzdrygnęła.
- Spójrz za siebie.
Odwróciła się.
- Do jutra cały ten obszar może zostać zalany.
Luc naprawdę troszczył się o jej bezpieczeństwo.
Czy to znaczyło, że mogłaby z nim zostać jeszcze jeden dzień?
Gdyby tego chciała.
69
RS
O Boże... gdyby tego chciała.
- A co z twoją winnicą? - spytała lekko spięta. Przybliżył do niej
pobladłą twarz tak, że mogłaby dotknąć palcami jego policzków.
- Przetrzyma, jeśli zaraz porobię wzmocnienia. Ale na razie
muszę wyjechać.
Nie powiedział nic więcej, tylko włożył jej walizki do auta.
- Pomogę ci - wyrwało się jej.
- Nie ma mowy.
- Dlaczego? Powiedz mi tylko, co mam robić.
Nie odpowiadał. Widać było, że toczy ze sobą walkę.
- Luc, proszę. Nie zamierzałam zostać, ale w tych
okolicznościach to jedyny sposób, żeby ci się odwdzięczyć.
- Twoje ogromne zamówienie będzie wystarczającym dowodem
wdzięczności - odparł.
- W porządku, jeżeli mi nie ufasz... Jadę do hotelu. Wsiadła do
samochodu, z trudem powstrzymując łzy.
Nie może rozpłakać się przy nim.
Luc nachylił się nad opuszczoną szybą.
- Rachel... - zaczął zmęczonym głosem.
-Co?
- Jestem ci bardzo wdzięczny...
- Więc pozwól sobie pomóc.
W jej głosie pojawił się proszący ton. Czyżby straciła resztki
dumy?
Luc mruknął po francusku coś, czego nie zrozumiała.
- Dobrze, jedz za mną - powiedział wreszcie.
70
RS
Nawet nie przypuszczał, jak wielką radość sprawiły jej te słowa.
Wyjechali na szosę i Luc dodał gazu. Ruch był niewielki, więc
trzymała się za nim bez trudu. Przy takiej prognozie miejscowi woleli
pozostać w domach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]